I nie jest to przesada. Otóż, jak wyjaśnia uzasadnienie, „celem projektowanej nowelizacji jest zobowiązanie nadawców społecznych prezentujących treści polityczno-społeczne do przyjęcia zasad i określonych prawem standardów stosowanych przez nadawców publicznych zarówno podczas kampanii wyborczych jak i w ramach realizowania misji informacyjnej, między innymi poprzez rzetelne przygotowanie serwisów informacyjnych, różnicowanie przekazu i zachowanie obiektywizmu w ramach emisji programów o tematyce społecznej lub politycznej. W zamyśle projektodawcy powyższe standardy powinny mieć zastosowanie zarówno przy emisji materiałów wyborczych komitetów wyborczych i kandydatów na zasadach proporcjonalnego dostępu do czasów emisji, jak i przy przedstawianiu bieżących wydarzeń społecznych i politycznych oraz emisji programów publicystycznych”.

 

Trudno nie zadać pytania, czy w ramach proporcjonalnego dostępu, dostęp na fale Radia Maryja czy innych rozgłośni katolickich maja mieć tez zwolennicy zabijania dzieci czy promowania homoseksualizmu z SLD? Czy Jan Filip Libicki nie uważa, że wpisanie w ustawę kar za brak zachowania równowagi w kwestiach politycznych (a to oznacza również moralnych) może oznaczać, że za nie zaproszenie Palikota do Radia Maryja to ostatnie zostanie skazane na opłaty koncesyjne? I nie jest to przesada, bowiem o tym piszą sami autorzy uzasadnienia. „Pierwsza część omawianego projektu ustawy zakłada nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji i stanowi, że w przypadku prezentowania przez nadawcę społecznego w programie treści o charakterze społeczno-politycznym obowiązkiem nadawcy społecznego jest zróżnicowanie programu, cechujące się pluralizmem, bezstronnością, wyważeniem i bezstronnością przekazu. Celem skutecznego egzekwowania powyższych przepisów projekt ustawy zakłada w przypadku rażącego naruszenia ustawy sankcję w postaci możliwości wydania przez organ koncesyjny decyzji o uchyleniu decyzji o uznaniu za nadawcę społecznego. Wydanie takiej decyzji skutkowałoby między innymi obowiązkiem uiszczenia niektórych opłat, z których na mocy ustawy nadawca społeczny jest zwolniony. Ponadto w myśl przepisów projektowanej regulacji w przypadku nie wywiązania się nadawcy społecznego z opisanego wyżej obowiązku ustawowego Przewodniczący Krajowej Rady wydaje decyzję nakładającą na nadawcę karę pieniężną w wysokości do 50% rocznej opłaty za używanie częstotliwości przeznaczonej do nadawania programu, a w przypadku gdy nadawca nie uiszcza opłaty za częstotliwość, karę pieniężną w wysokości do 10% przychodu nadawcy, osiągniętego w poprzednim roku podatkowym. W przypadku naruszeń mniejszej wagi organ koncesyjny może nałożyć mniej dolegliwe sankcje przewidziane w przepisach ustawy”.

 

Zabawnie brzmi też propozycja, by nadawca społeczny, który nie chciałby prezentować poglądów zwolenników zabijania czy promowania homoseksualizmu, może zrezygnować z pisania o wyborach w ogóle. „Celem uniknięcia sytuacji, w której nadawca społeczny udostępniając antenę wszystkim komitetom wyborczym uznałby, że może to pozostać w rażącej sprzeczności z realizowaną misją, może zachowując zasadę równego traktowania wszystkich uczestników sceny politycznej zrezygnować z prezentacji treści związanych z kampanią wyborczą w ogóle. W takiej sytuacji nadawca społeczny w terminie 3 dni od dnia rozpoczęcia kampanii wyborczej lub kampanii referendalnej jest zobowiązany poinformować pisemnie Krajową Radę, że nie zamierza promować podmiotów uczestniczących w wyborach lub podmiotów uprawnionych do udziału w kampanii referendalnej albo stanowiska wyrażanego przez te podmioty, w szczególności jeżeli nie przewiduje udziału w audycjach kandydatów startujących w wyborach, udziału innych osób będących członkami partii politycznych lub wskazywania konkretnych komitetów wyborczych. Krajowa Rada zobowiązana pozostaje do monitorowania, czy nadawca społeczny nie promuje podmiotów uczestniczących w wyborach lub podmiotów uprawnionych do udziału w kampanii referendalnej albo stanowiska wyrażanego przez te podmioty” - ogłaszają autorzy projektu. W ten sposób jednak sprawiają, że katoliccy nadawcy społeczni musieliby zrezygnować ze swojej misji.

 

Wszystko to razem sprawia, że nie sposób zaakceptować nowego prawa. Jego skutkiem będzie bowiem zaplecenie bicza na grzbiety mediów, które nie chcą śpiewać w liberalno-mainstreamowym chórze. I aż dziw, że Jan Filip Libicki tego nie dostrzega.

 

TPT