Dwie potężne eksplozje wstrząsnęły stolicą Libanu Bejrutem. W atakach na targu odwiedzanym w ciągu dnia przez tysiące ludzi wybuchły bomby – podała agencja Reutera.

Do zamachu doszło w czwartek 12 listopada na wielkim targu w południowej części Bejrutu. Śledczy, którzy badają ataki czwarty dzień, przekazali, że do eksplozji doszło w odległości 150 metrów od siebie, a między jedną a drugą upłynęło pięć minut. W sumie zginęło trzech zamachowców. Dwóch z nich zabił wybuch, trzeciego udało się zabić policjantom, zanim wysadził się w powietrze. Policja twierdzi też, że funkcjonariuszom udało się złapać kilka innych osób planujących czwartkowe zamachy. W areszcie przebywało w niedzielę rano sześć osób. Co najmniej jedna z nich została zatrzymana w pobliżu targu tuż po wybuchach. Jak pisze agencja Reutera, podejrzany mężczyzna powiedział w trakcie przesłuchań, że był rekrutem tzw. Państwa Islamskiego i przybył do Libanu z Syrii. Pojawił się w Bejrucie wraz z trzema innymi napastnikami, którzy przygotowywali i dokonali czwartkowych zamachów. Sugeruje to, że pozostałe pięć osób z grupy dziewięciu dokonujących zamachów, przybyło do Libanu w innym czasie lub miejscu, a działania wszystkich podejrzanych (zabitych i aresztowanych) były dobrze skoordynowane. Policja poinformowała też jednak, że wersja przesłuchiwanego mówiącego o przynależności do IS nie została ostatecznie potwierdzona.

Do ataków z 12 listopada doszło w południowej, zdominowanej przez ludność szyicką części Bejrutu - dzielnicy Burdż al-Baradżna. Obszar ten pozostaje pod kontrolą bojówek Hezbollahu, które walczą po stronie sił reżimu prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Po czwartkowych zamachach armia wzmocniła ochronę na przejściach kontrolnych wokół dzielnicy. Był to pierwszy atak w tym sąsiedztwie od czerwca 2014 r., gdy doszło tam do wybuchu samochodu pułapki. Wcześniej, od lipca 2013 r. do lutego 2014 r. na obszarach kontrolowanych przez szyitów miało jednak miejsce dziesięć podobnych zamachów. Ich autorami były sunnickie bojówki zwalczające Hezbollah. Zamachy w Libanie mają prawdopodobnie związek z wojną w graniczącej z tym krajem Syrii.

KJ/tvn24.pl