Przyczyną niejednej trudności w zrozumieniu problemu wiary jest zbyt intelektualistyczne podejście do niego, tak jakby przyjęcie wiary było wyłącznie albo przede wszystkim przyjęciem pewnego światopoglądu. Taka koncepcja staje się przyczyną zrozumiałych oporów u ludzi, bo obraz Boga, jaki za nią stoi, jest nieprawdziwy i jakiś nieludzki, a więc i nie Boży.

Nie możemy się wewnętrznie zgodzić na takie oblicze Boga, który, nie bardzo wiadomo dlaczego, żądałby od człowieka przyjęcia takiego czy innego światopoglądu, i to pod karą utraty zbawienia. Bóg nie jest profesorem, który za nienauczenie się lekcji stawia dwóję. Nie możemy Go sobie również wyobrazić w roli nowoczesnego dyktatora, narzucającego całemu społeczeństwu oficjalny i obowiązujący światopogląd. Od kiedy chrystianizm w pojęciu szerokiego ogółu stał się jedynie systemem doktrynalnym, jedną z licznych interpretacji świata, czyli jednym ze światopoglądów – problem wiary zabrnął w uliczkę, z której niełatwo go wyprowadzić, a dusze ludzkie najeżyły się przeciwko wierze zupełnie nieuzasadnionymi oporami.

Apostołowie Jezusa nie byli filozofami światopoglądowymi, ale świadkami napełnionymi Duchem Świętym i mocą, aby świadczyć o tym, co widzieli i słyszeli. Jakaż była treść tego świadectwa? Mówili o Jezusie z Nazaretu, który przeszedł dobrze czyniąc, uzdrawiając chorych, wyrzucając czarty, wskrzeszając umarłych, który został ukrzyżowany w Jeruzalem, a Bóg Go wskrzesił na trzeci dzień i ukazał się żywy wielu świadkom, którzy Go widzieli, a niektórzy z nich rozmawiali z Nim i dotykali Go po Zmartwychwstaniu. Świadczyli, że Ten jest, o którym przepowiadali dawni Prorocy, w którym ziściły się wszystkie obietnice Starego Testamentu i nie masz innego imienia danego ludziom, w którym moglibyśmy dostąpić zbawienia.

Te świadectwa uczniów, tchnące szczerością i mocą w swej lapidarnej zwięzłości i  prostocie, są wszystkie do siebie podobne (Dz 2,22–36; 3,12–26; 4,8–12; 5,29–32; 10,34–43; 13,16–41; Rz 1,1–5).

Nie chodzi tu o system filozoficzny ani o naukową interpretację świata, ale o fakt, o centralny fakt historii, iż w pewnym momencie Bóg nie tylko przemówił, ale osobiście wszedł w dzieje ludzkości i ten fakt jest centralnym punktem dziejów, do którego wszystkie poprzednie wieki zdążają, do którego wszystkie następne wieki się odnoszą. Zadaniem uczniów Chrystusa jest głosić, że to się stało, że ten Bóg, który na świat przyszedł, zwraca się do całej ludzkości, do wszystkich społeczności i narodów, zwraca się też do każdego pojedynczego człowieka i każdy człowiek winien się do tego faktu jakoś osobiście ustosunkować. Od tego, jak się ustosunkuje, zależy los jego życia i wieczności.

Oczywiście, że jeżeli Dobra Nowina (czyli Ewangelia) jest prawdą, to z konieczności wynika z niej jakiś „światopogląd chrześcijański”, który jest koniecznym jej następstwem, bo nie jest możliwe, by to „nowe”, które idzie, które się wdziera w mroczne nasze dusze strumieniami światła miłości i dobroci, dając nam poznanie Boga i „tajemnic Jego Królestwa”, nie przemieniło do gruntu naszej wizji świata i naszych poglądów na sens tego życia, a więc nie stworzyło faktycznie światopoglądu. Ten światopogląd oczywiście obowiązuje, jak samo przyjęcie Boga, z którym jest ściśle związany.

Jest jednak rzeczą dla nas bardzo doniosłą, że Jezus nie powiedział: „Ja wskazuję drogę, nauczam prawdy i prowadzę do żywota”, ale Ja jestem drogą i prawdą, i życiem (J 14,6). Właśnie tu leży najbardziej zasadnicza różnica między chrześcijaństwem a wszelkimi innymi systemami religijnymi i filozoficznymi: chodzi o przyjęcie Boga-Człowieka, nie tylko Jego nauki, ale w pierwszym rzędzie Jego Osoby. Chrystus sam jest życiem naszym. Apostołowie więc nie teoretyzują. Mowa ich jest konkretna, żywa, zwracają się nie tylko do umysłu człowieka, ale i do jego woli, jego serca, żądają gruntownej przemiany: „Czyńcie pokutę, tzn. przemieńcie się wewnętrznie, otwórzcie się, zrzućcie z serca pychę i twardość, bądźcie gotowi przyjąć dobrą nowinę, która do was jest skierowana”. Oni się czują przede wszystkim heroldami Wcielonego Syna Bożego, z Nim są złączeni, Nim żyją, Jego głoszą. Przykładem takiego niezwykle konkretnego sposobu mówienia jest umiłowany uczeń Chrystusa, św. Jan, który tak rozpoczyna pierwszy swój list:

co było od początku,
cośmy usłyszeli o Słowie życia,
co ujrzeliśmy własnymi oczami,
na co patrzyliśmy
i czego dotykały nasze ręce –
bo życie objawiło się:
myśmy je widzieli,
o nim zaświadczamy
i oznajmiamy wam życie wieczne,
które było w Ojcu,
a nam zostało objawione –
cośmy ujrzeli i usłyszeli,
oznajmiamy także wam,
abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami.
A mieć z nami współuczestnictwo, znaczy:
mieć je z Ojcem i z Jego Synem
Jezusem Chrystusem.
Piszemy to w tym celu,
aby nasza radość była pełna
 (1 J 1,1–4).

Słowa Apostoła jeszcze są gorące od tej wizji Syna Bożego. Niosą one nam nie tylko nagie poświadczenie faktu, ale wezwanie do udziału w tym życiu nowym, które się ukazało zdumionym oczom ludzkości.

A więc dobra nowina to nie propozycja nowej interpretacji świata, ale zaproszenie do współżycia z Bogiem, ofiarowanie osobistej przyjaźni człowiekowi ze strony samego Boga. Przeto problem wiary to nie w pierwszym rzędzie przyjęcie światopoglądu, ale przyjęcie Boga samego. Osoby zaś spotkać się mogą tylko na drodze wzajemnego otworzenia się. I właśnie tą rzeczą niesłychaną, którą Ewangelia głosi, jest nowina, że Bóg ze swej strony się człowiekowi otworzył. On niedostępny, niepojęty objawia nam tajemnice swego życia wewnętrznego.

Pierwszym i najważniejszym przedmiotem Objawienia nie jest nowy pogląd na świat, ale tajemnica Trójcy Świętej, wewnętrzne życie Boga. Człowiek wprawdzie z natury swej jest zdolny Boga poznać siłami przyrodzonego rozumu, jako pra-przyczynę, jest zdolny na tej drodze dojść do poznania pewnych przymiotów Bożych, jak nieskończoność, wszechmoc itd., ale żadne stworzenie nie może się nawet przybliżyć do poznania Ojca, Syna i Ducha Świętego, bo to jest życie wewnętrzne Boga. Jeżeli więc Bóg otworzył przed nami swoje własne życie wewnętrzne, to jest równoznaczne z powiedzeniem, że ofiarował nam swą przyjaźń, bo przyjaźń jest właśnie tym wzajemnym otworzeniem i dopuszczeniem drugiego do swych tajemnic najbardziej intymnych i osobistych. Boże Objawienie nie jest więc żądaniem przyjęcia doktryny, ale jest przede wszystkim ofiarowaniem przyjaźni, a przyjęcie Objawienia jest w pierwszym rzędzie przyjęciem Osoby, przyjęciem Ojca, przyjęciem Chrystusa, przyjęciem Ducha Świętego, zgodzeniem się na przyjaźń z Bogiem ze wszystkimi jej konsekwencjami.

Rzecz oczywista, iż nie można przyjąć Boga i Jego przyjaźni inaczej, jak dając Mu swe pełne zaufanie i swe posłuszeństwo, które musi znaleźć wyraz w przyjęciu tego wszystkiego, co On mówi, tzn. wszystkich prawd objawionych. Dokonywanie wyboru, jak się to dziś często robi, między prawdami wiary w ten sposób, że się przyjmie niektóre z nich, a inne odrzuca  (np. stworzenie świata, Kościół, nierozerwalność małżeństwa, piekło…) jest odrzuceniem Boga, a więc odpadnięciem od wiary i od przyjaźni Bożej.

W tej perspektywie już o wiele łatwiej zrozumieć, że przyjęcie lub nieprzyjęcie nauki Kościoła decyduje o zbawieniu, bo odrzucenie Ewangelii jest odrzuceniem Boga, który z niej wychodzi na spotkanie człowieka. Powiedziałbym, że samo nawet trudne zagadnienie potępienia, które w koncepcji „profesorskiej” jest prawie nie do przyjęcia, staje się w tej perspektywie bardziej zrozumiałe, i można powiedzieć – chociaż to się wyda paradoksem – że potępienie jest możliwe dlatego, że Bóg jest miłością!

W naturze miłości bowiem jest delikatność, w naturze miłości jest, że ona prosi o przyjaźń, lecz do niej nie zmusza, puka do drzwi, lecz ich nie wyważa. W naturze miłości jest, że chce być przyjęta jedynie przez akt zupełnie wolny, a więc przez akt miłości. Ale z tego wynika, że może być również odrzucona, a odrzucenie miłości Boga jest równoznaczne z potępieniem. Bo potępienie nie jest niczym innym, jak utratą tego, co jedynie może być życiem i szczęściem wiecznym dla istoty duchowej, jaką jest człowiek, a tym może być tylko Bóg. Szum tej ziemi, mnóstwo różnych rzeczy, trosk, prac, rozrywek itd. przytłumia ostrość odczucia tej pustki, jaka jest w duszy, która opuściła Boga, ale skoro śmierć zabierze nam wszystkie te nieistotne głupstwa, w których się kryjemy przed Bogiem i przed naszą własną rzeczywistością, wówczas przed człowiekiem, który odrzucił Boga, objawi się jego własne potępienie z całą przerażającą swą grozą.

Aktem, którym człowiek wychodzi naprzeciw przychodzącemu doń Bogu i przyjmuje dobrą nowinę o odkupieniu i wszystko, co mówi doń Bóg, jest akt wiary. Dlatego też wiary i przede wszystkim wiary domaga się od ludzi Chrystus. Wiara jest tym jedynym pomostem między naturą i nadprzyrodzonością, tym co daje dostęp do Boga i życia nadprzyrodzonego. Jedynie dzięki wierze możliwy jest ten tajemny, a jakże realny, kontakt z Bogiem, z którego płynie całe życie nadprzyrodzone. I dlatego mówi Autor Listu do Hebrajczyków:

Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu. Przystępujący bowiem do Boga musi wierzyć, że [Bóg] jest i że wynagradza tych, którzy Go szukają (Hbr 11,6).

Z tych wszystkich rozważań wynika, że problemu wiary niepodobna oddzielić od problemu miłości. Jeżeli z jednej strony prawdą jest, że miłość płynie z wiary, to z drugiej strony również prawdą jest, że to „zawierzenie” Bogu, które się realizuje już w pierwszym akcie wiary, jest już nabrzmiałe miłością i bez miłości jest niemożliwe. Prawda ta zasługuje na szczególne podkreślenie jako bardzo ważna. Dopóki bowiem nawrócenie będzie rozumiane wyłącznie intelektualnie, jako suche i „obiektywne” przyjęcie światopoglądu, a nie jak powrót dziecka do domu Ojca, dopóki za jedyną drogę uważać się będzie dyskusję światopoglądową, a miłość, skruchę, pragnienie wyeliminuje się jako elementy rzekomo zbyt „subiektywne”, dopóty trudności piętrzące się na drodze do wiary dla bardzo wielu będą nie do pokonania. To bowiem co jest najważniejsze, prawdziwe Oblicze Boga miłości, będzie przedstawione w krzywym zwierciadle. Człowieka zaś nawrócić może tylko prawdziwe Oblicze Boga: Rozjaśnij Twoje oblicze, abyśmy doznali zbawienia (Ps 80[79],8). A ten Bóg nie jest profesorem filozofii, ale Stwórcą, Ojcem i Zbawicielem człowieka, a religia nie jest przede wszystkim wiedzą o świecie, ale współżyciem z Bogiem w miłości, uwielbieniu i służbie.

Prawdziwe nawrócenie do Boga, ta ewangeliczna metanoia, oznacza całkowitą przemianę człowieka, bez której nie można wejść do królestwa niebieskiego. Zwykła zmiana przekonań umysłowych, która się dokonuje w chwili przyjęcia nowego światopoglądu, nie wystarcza. Ta przemiana, jakiej wymaga od człowieka przychodzący na świat zupełnie nowy Boży ład, jest tak głęboka i tak wszechstronna, że Chrystus nazywa ją nowym narodzeniem:

Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi powtórnie, nie może ujrzeć królestwa Bożego (J 3,3). Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego (Mt 18,3).

Przemienić się musi do gruntu nie tylko nasze teoretyczne myślenie, lecz i nasze wartościowanie i kierunek naszej woli, i nasze postępowanie. Aby to się dokonać mogło, człowiek musi być zdolny spojrzeć na siebie samego w prawdzie i powiedzieć sobie: „Ty, łotrze, jak ty żyjesz! Ile w twym życiu zakłamania, egoizmu, bezsensu, głupoty, niesprawiedliwości! W jakich nieważnych, nieistotnych rzeczach tkwisz!…” – i takie poznanie będzie prawdziwe dla każdego człowieka wobec Boga, nawet dla tego, który w opinii innych, a może i w swej własnej, jest „człowiekiem etycznym”.

Orędzie Jezusa do ludzi, od pierwszych jego słów do takiej właśnie pokuty-przemiany jest wezwaniem:

Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię! (Mk 1,15).

Przesunięcie zaś problemu wiary całkowicie na płaszczyznę intelektu i odseparowanie jej od woli i miłości sprawiło, że człowiek przystępując do problemu Boga z twardym i nieskruszonym sercem, do samego Boga dojść nie może.


Fragment książki Świadectwo Boga. Rozważania nad problemem wiary


Piotr Rostworowski OSB / EC – benedyktyn, pierwszy polski przeor odnowionego w 1939 roku klasztoru w Tyńcu. Więzień za czasów PRL-u. Kameduła – przeor eremów w Polsce, Włoszech i Kolumbii. W ostatnim okresie życia rekluz oddany całkowitej samotności przed Bogiem. Zmarł w 1999 roku i został pochowany w eremie kamedulskim we Frascati koło Rzymu. “Był zawsze bliski mojemu sercu” – napisał po Jego śmierci Ojciec Święty Jan Paweł II. Autor licznych publikacji z dziedziny duchowości i życia wewnętrznego.