Fronda.pl: Bardzo wyraźne zwycięstwo w pierwszej turze przedterminowych wyborów we Francji Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen zapowiada dość poważną zmianę w układzie sił na scenie politycznej w tym kraju. Jakie mogą być skutki tych wyborów zarówno dla Francji, jak i dla Europy?

Kacper Płażyński (poseł PiS, członek sejmowej Komisji ds. UE): Z ostatecznymi podsumowaniami musimy wstrzymać się jeszcze do drugiej tury. Cały czas jest bowiem możliwy scenariusz, że ugrupowania Macrona i blok lewicy Melenchona ostatecznie pozbawią prawicę absolutnej większości. Tak czy inaczej wynik tych wyborów to duży sukces Zjednoczenia Narodowego, który również z powodu bardzo wysokiej frekwencji uzyskał fenomenalne wręcz poparcie. A wynik ten pokazuje, że większość Francuzów odrzuca dotychczasową politykę prowadzoną w ich kraju.

Wydaje się, że ugrupowanie Marine Le Pen jest dziś pierwszym wyborem dla - jakkolwiek by to nie brzmiało - etnicznych Francuzów, obywateli, którzy nie są imigrantami w pierwszym lub kolejnym pokoleniu. A fakt, że partia ta przez wiele lat funkcjonowała z doklejoną jej łatką ugrupowania radykalnego pokazuje tylko, w jakim stopniu Francuzi mają dość polityki prowadzonej przez Macrona i jego poprzedników. Warto jednak zauważyć, że takiego sukcesu partii Le Pen by nie było, gdyby nie stępiła ona nieco ostrza swojej retoryki. Szczególnie w odniesieniu do polityki zagranicznej, również w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej. W tym akurat zakresie Marine Le Pen niewątpliwie zbliżyła się do głównego nurtu w Unii Europejskiej. Jeśli uda się partii Le Pen uzyskać większość w parlamencie i będzie miała ona swojego premiera, to tym bardziej nam, polskiej prawicy, warto będzie poszukiwać płaszczyzny porozumienia z ZN. A czym dalej pani Le Pen będzie od Rosji, czym trwalsza będzie korekta kursu wobec Moskwy tym łatwiej będzie nam się z nią współpracowało. To tym bardziej możliwe, bo i samo społeczeństwo francuskie, niegdyś bardzo prorosyjskie, w ostatnich dwóch latach dość istotnie zmieniło swoje podejście do Rosji.

Czy zwycięstwo obozu Le Pen i dopiero trzeci wynik partii prezydenta Macrona, a także bardzo wysoka ponad 70-proc. frekwencja to również pokłosie faktu, że społeczeństwo francuskie ma już dość problemów z migrantami, braku bezpieczeństwa na własnych ulicach, ale również w nieco szerszym wymiarze - naruszającej suwerenność państw unijnych polityki Brukseli?

Jest rzeczą oczywistą, że Francuzi zagłosowali na Zjednoczenie Narodowe z powodu kryzysu migracyjnego, braku bezpieczeństwa na ulicach oraz faktu, że przestają czuć się we własnych miastach, jak u siebie w domu. Jednak trzeba też wyraźnie podkreślić, że niezadowolenie, wyrażane wcześniej np. w masowych protestach „żółtych kamizelek” czy wielkich strajkach związków zawodowych miały swą przyczynę również w tym, że stopa życia we Francji od jakiegoś już czasu stopniowo się pogarsza. Francuzi zaczęli się po prostu zastanawiać, dlaczego będąc jednym z kluczowych państw Unii Europejskiej, dysponując najtańszą energią w regionie, gospodarczo - szczególnie po wejściu do strefy euro – dzieli ich coraz większy dystans od Niemiec.

Uwzględniając pewną ewolucję retoryki Marine Le Pen w odniesieniu do Rosji, ale i w kontekście jej przeszłości w tym zakresie, a nawiązując do tytułu napisanej przez Pana książki - czy istnieje realna obawa, że Le Pen jest „pionkiem Putina” i w przypadku sięgnięcia po władzę przez jej obóz polityczny możemy spodziewać się w przyszłości pewnych prób ponownego zbliżenia z putinowską Rosją?

W tym aspekcie przeszłość Marine Le Pen oczywiście oceniam negatywnie, bo jak mógłbym inaczej. Natomiast przez wiele lat cała Francja była silnie prorosyjska, bez względu na wewnętrzne podziały polityczne na lewicę, prawicę czy centrum. Prorosyjskość była po prostu bardzo długo wspólnym rysem całej sceny politycznej we Francji. Przecież nieżyjący już były prezydent Francji Jacques Chirac przyjmował, jako jedyny obcokrajowiec, najwyższe odznaczenia państwowe od Kremla. A gdy Macron zostawał prezydentem Francji, jako swego pierwszego zagranicznego gościa przyjmował w Wersalu Władimira Putina. Więc te umizgi w stosunku do Kremla we Francji były zawsze, a Le Pen była po prostu jedną z tych, którzy to czynili. I nie stanowiła ona tu żadnego wyjątku.

Pamiętajmy, że jeszcze na początku pełnoskalowej wojny na Ukrainie prezydent Francji Emmanuel Macron zachowywał się niczym dziecko we mgle, jakby przechodził pewien kryzys poznawczy. Widać było jakąś jego wręcz emocjonalną zależność od Putina. Choć oczywiście należy zaznaczyć, że w ostatnich kilkunastu miesiącach Francja niesie wydatną pomoc Ukrainie. Ale nie działo by się to, gdyby nastroje społeczne we Francji w odniesieniu do Rosji nie zmieniły się po jej agresji na Ukrainę. Mam nadzieję, że kiedyś Zachód zacznie odrabiać te lekcje z uzależniania się w przeszłości od Rosji. Choć gdy obserwujemy wybór na funkcję sekretarza generalnego NATO Marka Rutte, polityka, który delikatnie mówiąc do jastrzębi antyrosyjskich nie należał - to widzimy, że nie zawsze to wychodzi. Natomiast sama Marine Le Pen swą retorykę w tym zakresie, jak już wcześniej wspomniałem, w sposób zauważalny zmieniła. I powtarzam: liczę, że Zjednoczenie Narodowe nie wróci do wcześniejszych relacji z Moskwą.

Premier Donald Tusk, komentując zwycięstwo w pierwszej turze wyborów we Francji formacji Le Pen napisał w mediach społecznościowych: „Lubią Putina, pieniądze i władzę bez kontroli. Rządzą lub właśnie sięgają po władzę na wschodzie i na zachodzie Europy”. Jak ocenić tego rodzaju słowa osoby, która była w Polsce twarzą i głównym autorem polityki resetu z putinowską Rosją?

Donald Tusk to rasowy oszust. Zachowuje się niczym agent o stu twarzach, który każdego dnia może powiedzieć coś innego, często całkowicie sprzecznego z jego wcześniejszymi wypowiedziami czy deklaracjami. Niestety znaczna część Polaków wierzy w to, co on mówi. Oczywiście w odniesieniu do swych wcześniejszych twierdzeń o tym, że on jest tak samo człowiekiem Moskwy w Warszawie, jak Putin jego człowiekiem w Moskwie - dziś może próbować tłumaczyć się innymi czasami, inną Rosją i innym Putinem, ale przecież było to już po atakach Rosji na Gruzję czy na Ukrainę. Tusk chciał więc układać się z putinowską Rosją, już wtedy wojenną, gwałcącą, mordującą i niebezpieczną. Donald Tusk nie ma więc w tym zakresie żadnej wiarygodności i niczego nie zmienia jego dzisiejsze kuglowanie.

Natomiast atakowanie w mediach społecznościowych, niczym internetowy troll, głów obcych państw czy też potencjalnych szefów rządów - to robienie krzywdy Polsce i naszej pozycji międzynarodowej. Jest to zwyczajnie podkopywanie naszych relacji z ważnymi państwami na świecie. To po prostu głupota, by nie powiedzieć czegoś więcej.

Czy w razie dalszego umacniania się Marine Le Pen oraz w kontekście dość silnych nastrojów eurosceptycznych w społeczeństwie francuskim może pojawić się na horyzoncie temat opuszczenia przez Francję Unii Europejskiej? Czy UE tego rodzaju potencjalny Frexit w ogóle by przetrwała?

Na pewno nie byłaby to już ta sama Unia Europejska. Francja jest bowiem członkiem UE od samego początku jej istnienia. Jest też zarazem jednym z dwóch największych unijnych państw członkowskich. Jej potencjalne opuszczenie struktur UE byłoby więc ogromnym wstrząsem dla całej Unii. Wówczas wiele krajów członkowskich zaczęłoby sobie zadawać pytanie, czy UE bez Francji i Wielkiej Brytanii ma w ogóle jeszcze jakąkolwiek przyszłość i rację bytu.

Jednak myślę, że mimo wszystko do tego nie dojdzie. Choć moim zdaniem poważna, wewnętrzna dyskusja na temat opuszczenia Unii przez Francję mogłaby przywrócić jakąś elementarną refleksję w unijnej centrali i zatrzymałaby proces zawłaszczania kolejnych obszarów władzy przez Brukselę oraz spowodowałoby powrót do źródeł, czyli do wspólnoty suwerennych państw członkowskich w ramach Unii Europejskiej. Gdyby zrealizował się taki scenariusz, w którym władzę we Francji objęłaby Marine Le Pen, szefostwo włoskiego rządu utrzymała Giorgia Meloni a do władzy w Polsce powróciło PiS to być może byłby to wówczas stosowny moment, aby pochylić się nad stanem traktatów i powrócić do wspomnianych unijnych źródeł - wspólnego, silnego rynku europejskich państw, z jednoczesnym zachowaniem prymatu ich suwerenności.

Bardzo dziękuję za rozmowę.