Zdaniem autora felietonu Klausa Bachmanna, podstawowa różnica między rządami PiS, a KO przejawia się w tym, że pod rządami PiS-u spory z Niemcami prowadzone były „na oczach opinii publicznej, z trzaskaniem drzwiami, wzajemnym obrażaniem się i antyniemiecką kampanią w mediach”.
Tusk i jego ekipa z kolei tego rodzaju dysputy toczą „dyskretnie, z łagodnym uśmiechem i za zamkniętymi drzwiami”.
W ocenie Bachmanna, Merz i jego rząd na własne życzenie znaleźli się pod dużą presją. Jest tak ze względu na zapowiedzi rygorystycznych kontroli na graniach, wygłaszane w trakcie kampanii wyborczej.
Po zaprzysiężeniu na kanclerza, do Merza miało jednak przyjść „otrzeźwienie” oraz uświadomienie sobie, że zapowiedzi z kampanii wyborczej są sprzeczne z wyrokami TSUE, interesami sąsiadów i zasadami funkcjonowania strefy Schengen.
Jak czytamy na łamach Berliner Zeitung, Polska nierzadko nie chce przyjmować azylantów z niemieckiej granicy, a kontrole graniczne powodują duże przestoje i korki.
Zdaniem Bachmanna, na swojej wschodniej granicy Polska również łamie prawo i w tym zakresie kontynuowane są praktyki z okresu rządów PiS. O odsyłaniu migrantów z powrotem na Białoruś decydują polscy pogranicznicy, a nie urzędy w Warszawie – tak samo zresztą postępować mają Niemcy.
Ponadto zdaniem autora kwestie migracyjne mają kluczowe znaczenie dla Polski i Niemiec ze względu na starzenie się społeczeństw oraz istnienie w obydwu krajach prawicowych partii silnie sprzeciwiających się przyjmowaniu migrantów.
Zdaniem Bachmanna Tusk ma unikać przyjaznych gestów wobec Niemiec ze względu na kampanię prezydencką. Ponadto jego zdaniem w sprawach migracyjnych „nie ma powodu do paniki”, ponieważ liczby odsyłanych z Niemiec migrantów są niewielkie.
„Nasi politycy zapowiadają od czasu do czasu, że chcieliby rozwiązywać problemy ludzi. Potem okazuje się, że łatwiejsze jest jednak uprawianie polityki za pomocą emocji i lęków. W tym punkcie Niemcy i Polska stały się do siebie podobne” – czytamy.