Władysław Frasyniuk nie czekał zbyt długo na obrońców swego brutalnego hejtu wymierzonego w polskich żołnierzy. Skandaliczne słowa byłego posła, który przed laty skutecznie odintelektualizował Unię Wolności, wziął w swą obronę dziennikarz Gazety Wyborczej Wojciech Czuchnowski. W swym tekście na łamach GW próbuje on dowodzić, że większość z nas nie potrafiła przebić się do całej głębi celnej refleksji zawartej w inwektywach Frasyniuka.

Czuchnowski ubolewa, że „szalejącej” w mediach społecznościowych „fali dyżurnego oburzenia” dali się porwać nawet „neutralni zazwyczaj obserwatorzy”. Wojciechowi Czuchnowskiemu jednak ów szeroki konsensus w obliczu przekroczenia wszelkich granic przyzwoitości solą w oku. Próbuje więc udowodnić samemu sobie i nam wszystkim, że Frasyniuk nazywając polskich żołnierzy „watahą psów” i „śmieciami” – nie nazwał polskich żołnierzy „watahą psów” i „śmieciami”, gdyż tamci żołnierze pilnujący naszej granicy z Białorusią żołnierzami po prostu nie są. A nie są nimi właśnie dlatego, że wykonują swoje obowiązki pilnując polskiej granicy. Jednym słowem czuchnowszczyzna w pełnej krasie.

- To o nich, a nie o „polskich żołnierzach”, mówił Władysław Frasyniuk. Zanim dołączymy do chóru oburzenia, przeczytajmy dokładnie jego wypowiedź i pamiętajmy o jej kontekście - wywodzi Czuchnowski w swoim felietonie.

Skandaliczne słowa Frasyniuka, jak i niewiele mniej skandaliczna ich wykładnia dokonana przez zasłużonego laureata Hieny Roku zdążyły się już spotkać w mediach społecznościowych z potężną falą krytyki i potępienia. Ze smutkiem zauważyć jednak należy, że wśród obrońców frasyniukowych inwektyw afirmowanych przez Czuchnowskiego znalazł się również jezuita Krzysztof Mądel, który uważa, że „nikt nie został znieważony”.

ren/twitter, gazeta wyborcza