Br. Marcin Radomski OFM Cap: Trzeba odróżnić dwie rzeczy. Wydaje mi się, że w przypadku spalenia tęczy pojawiła się radość z powodu zdecydowanej reakcji wobec symbolu, jaki stanowiła ta konstrukcja. Kluczem jest zrozumienie tego, z jakiego powodu na pl. Zbawiciela wyrosła ta kolorowa instalacja. Jeżeli rzeczywiście tęcza stała się symbolem kultury gejowskiej i tolerancji wobec niej, to trzeba to wziąć pod uwagę.

Nie jest jednak rzeczą właściwą niszczenie mienia publicznego – to trzeba sobie jasno powiedzieć. Tęcza została postawiona za publiczne pieniądze. Niszczenie mienia publicznego to nie jest właściwą drogą, by wyrażać swoje opinie. Radość, jaka pojawiła się po spaleniu tęczy wynikała, jak się domyślam, z tego, że ktoś w jednoznaczny sposób wyraził opinię, a nawet sprzeciw wobec promowania takiej kultury. Moim zdaniem państwo, urząd miasta nie mogą się angażować w forowanie pewnego środowiska. Zawsze jest tak, że jeżeli foruje się jedną kulturę, grupę, środowisko, to jednocześnie dyskryminuje się inne. Moim zdaniem, stąd wynikała radość ze spalenia tęczy.

Radość z tego, że jakaś rzecz została zniszczona jest czymś w jednoznaczny sposób negatywnym, ale można się w niej doszukać także pozytywnego aspektu, wynikającego z tego, że pojawił się jednoznaczny sprzeciw względem promowania kultury gejowskiej.

Ta sprawa jest jednak wielowymiarowa. Z jednej strony jest właśnie pokazywanie homoseksualizmu jako czegoś pięknego, wspaniałego, a z drugiej – wiemy przecież, że ta gejowska kultura jest pewnym dramatem, sieje spustoszenie w społeczeństwie i jest niebezpieczna. I stąd radość ze spalenia tęczy. Jest jednak trzecia rzecz w tym wszystkim, czyli połącznie całej sprawy ze Świętem Niepodległości, co uważam za całkowicie nieroztropne.

Nie można łączyć sprzeciwu wobec jakiegoś zjawiska, wyrażającego się przez spalenie tęczy ze Świętem Niepodległości, bo to zostanie negatywnie wykorzystane. Trzeba być bardzo roztropnym w wyrażaniu swoich emocji. Można było przecież zorganizować jakąś formę protestu pod tęczą, etc. Spalenie tęczy spotyka się od razu z pewną reakcją. Część społeczeństwa, która z pewnością poparłaby protest przeciwko tęczy i kulturze, którą ona symbolizuje, wycofa się, bo nie utożsamia się z agresją. Ja także nie utożsamiam się z taką formą działania. To jest dramat, w którym ostatecznie według mnie wzięły górę emocje. Nieprzemyślane emocjonalne działanie.

Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden element tej sprawy. Spalenie tęczy było dla władz i społeczeństwa pewnym sygnałem niezadowolenia. I teraz pojawia się pytanie, czy władze będą umiały odczytać ten znak, czy odbiorą sygnał? Jeżeli foruje się jedną kulturę, jeden sposób zachowania, to automatycznie dyskryminuje się inną. Tu trzeba być ostrożnym.

Myślę, że Kościół w dobry sposób rozwiązuje takie problemy. Nauka Kościoła wyraźnie oddziela grzechy od człowieka. Potępiając jego czyny, Kościół nigdy nie potępia człowieka. Chce go prowadzić do pełni prawdy. Forowanie pewnych kultur, stawianie tęcz i robienie wrażenia, że wszystko jest w porządku wyrządza ogromną krzywdę ludziom, którzy mogliby coś zrobić ze swoim życiem, rozwinąć się, ale nie robią tego, bo mówi się im, że jest wszystko dobrze, że nie ma takiej potrzeby. Może użyję drastycznego porównania, ale to tak, jakby teraz wystawić pomnik wódce. Cała praca związana z duszpasterstwem trzeźwościowym weźmie w łeb, bo ludzie zobaczą, że nie ma problemu. Alkoholik będzie szczęśliwy, bo zobaczy, że wszystko z nim w porządku. To jest okłamywanie samego siebie, co jest największym dramatem człowieka.

Not. MBW