Brexit, nieudany pucz w Turcji czy zamieszanie związane z kandydaturą Donalda Trumpa sprawia, że mało się mówi o politycznym zamieszaniu we Włoszech, które może się odbić czkawką całej Europie.

Na jesieni tego roku Włosi wypowiedzą się na temat reformy konstytucyjnej dotyczącej roli tamtejszego Senatu. Jest to część programu naprawczego przygotowanego prze Mateo Renziego, mającego uczynić Włochy krajem bardziej sterownym. W propozycji włoskiego premiera, Wyższa Izba Parlamentu, dzisiaj równorzędna wobec Izby Deputowanych, ma zostać przekształcona w Izbę Regionów, z dużo mniejszą liczba Senatorów i ze zmniejszonymi uprawnieniami. Premierowi Renziemu tak zależy na tej reformie, że położył na szali swój autorytet, i zapowiedział swoją dymisję w razie przegranego referendum. A jego wynik nadal pozostaje bardzo niepewny.

Włoski bałagan

Rozrośnięta biurokracją jest rzeczywiście olbrzymim problemem Włoch. A włoski parlament jest niemal jej symbolem. W każdej z izb zasiada ponad 300 deputowanych. Największym problemem jest fakt, że obie posiadają te same uprawnienia ustawodawcze, co znacznie utrudnia proces legislacyjny. Nie do ukrycia jest fakt, że to właśnie Senat jest areną wielu przypadków korupcji. Jednocześnie, za zmianą znaczenia izby wyższej miałoby iść pewne wzmocnienie rządu centralnego w stosunku do regionów. Wszystko to miałoby być ważnym elementem programu zreformowania kraju przez Mateo Renziego, w wyniku którego kraj miałby stać się bardziej sterowny, a przez który znalazł się już on w konflikcie z partyjnymi elitami, związkami zawodowymi i kastą urzędniczą.

A sytuacja Włoch rzeczywiście jest niewesoła. Kryzys gospodarczy z 2008 r. uderzył we ten kraj z wielką siłą. Jednak stagnacją gospodarcza zaczęła się dużo wcześniej. Dzisiaj dług publiczny przekracza 130%, pensje i produkcja od dawna nie rosną. Ponad 1/3 młodych ludzi nie ma pracy. Do tego dochodzi kryzys bankowy. Włoskie banki balansują nad przepaścią, a suma niespłaconych kredytów sięga 360 mld Euro, co równa się 18% PKB. Mateo Renzi chciałby ratować banki z pieniędzy publicznych, na co nie pozwalają mu dyrektywy unijne. W tej sprawie jego rząd wydaje się być gotowy na starcie z Brukselą, tym bardziej, że ma pod bokiem rosnącą siłę eurosceptycznego Ruchu 5 Gwiazd.

Plebiscyt z Europą w tle.

Kwestia pomocy bankom wydaje się ostatecznym sprawdzianem premiera Renziego. Bo najbliższe referendum od dłuższego czasu jest uznawane za swego rodzaju plebiscyt nad jego rządami. Jego opozycja zebrała już wystarczającą liczbę podpisów pod wnioskiem o referendum o wystąpieniu Włoch ze strefy Euro. Sondaże przed referendum konstytucyjnym nie dają żadnej ze stron pewności wygranej, a liczba niezdecydowanych jest bardzo duża. Pojawiają się głosy, że reforma służy ograniczeniu demokracji i samorządności we Włoszech. Dlatego Premier Renzi musi grać rolę silnego człowieka w stosunku do Brukseli, jeśli nie chce porażki referendalnej i przyśpieszonych wyborów w przyszłym roku.

A takie wybory zapowiadają się bardzo ciekawie. Łeb w łeb, z około 30% poparciem, idą ze sobą centrolewicowa Partia Demokratyczna Premiera Renziego i populistyczni Ruch 5 Gwiazd włoskiego komika, Beppe Grillo. Do parlamentu z kilkunastoprocentowym poparciem wejdą też zapewne radykalnie prawicowa Liga Północna i Forza Italia Silvio Berlusconiego. A to właśnie Ruch 5 Gwiazd, który ma szansę przejąć władzę, stoi za wnioskiem o referendum w sprawie Euro. Poza sprzeciwem wobec polityki Unii Europejskiej, ruch ten opowiada się za zwalczaniem korupcji i partiokracji, zwiększeniem roli demokracji bezpośredniej, a także większym zaangażowaniem rządu w ochronę środowiska naturalnego.

Kolejna klęska eurokratów

Włochom warto życzyć sukcesu w reformowaniu swego kraju. Kiedy w 2013 r. premierem został Enrico Letta, wydawało się, że brukselska biurokracja i tzw. „rynki finansowe” są w stanie narzucić temu krajowi swoją wolę. Jednak już w 2014 r. premierem został Mateo Renzi, który nie tylko na serio wziął się do reformowania włoskiej polityki, ale i pokazał, że potrafi się postawić unijnej polityce gospodarczej. A za plecami ma już siłę, która jest jeszcze bardziej antyestablishmentowa, jeszcze bardziej zdecydowanie chce zwalczać korupcje, mafijne układy polityczne i biurokrację, a także jeszcze mocnie sprzeciwia się arogancji Brukseli i światowej finansjery. 

Bartosz Bartczak