Hofman wyjaśnia, dlaczego w tej sprawie panowało tak długo milczenie. „Przyczyny były dwie. Pierwsza polityczna – finał kampanii wyborczej. W imię interesu całej formacji uznaliśmy, że musimy zacisnąć zęby i nie dopuścić, by pomiędzy pierwszą a drugą turą uwaga mediów znów skupiła się na nas, a nie na wyborach i propozycjach opozycji” – powiedział. Jako drugą przyczynę podał troskę o rodziny posłów.

Hofman twierdzi też, że posłowie podejrzewani o nadużycia mają w ręku „poważne argumenty, coś więcej niż słowo oskarżenia ze strony obozu władzy, części mediów”. Posłowie wystąpili do Kancelarii Sejmu o „podstawny prawne rozliczania pracy i wyjazdów parlamentarzystów”. „Jesteśmy po konsultacjach prawnych i mamy solidne ekspertyzy, słowem – rozłożyliśmy całą sprawę na czynniki pierwsze. Z tej perspektywy ohydę całej akcji przeciw nam widać bardzo wyraźnie” – twierdzi Hofman.

Dodaje, że posłowie działali cały czas „zgodnie z prawem, obyczajem parlamentarnym i powszechnie przyjętymi zasadami”.

Hofman tłumaczy następnie, że „z punktu widzenia przepisów Kancelarii Sejmu nie ma żadnego znaczenia, jakim środkiem transportu poseł jedzie za granicę”. „Niezależnie, czy poseł wyprawia się samochodem, rowerem, pociągiem, czy idzie pieszo, zawsze, zawsze dostaje tylko i wyłącznie zwrot w wysokości najtańszego biletu lotniczego” – mówi. Dodaje, że Kancelaria Sejmu nie zapłaci „nigdy za podróż posła więcej, niż zapłaciłaby, gdyby sama kupiła bilet”. Hofman twierdzi też, że nigdy nie pobierał żadnej „kilometrówki”, bo czegoś takiego w ogóle nie ma. Jedynymi pieniędzmi jakie wpływały na jego konto są, jak przekonuje, „kwoty stanowiące równowartość ceny najtańszego biletu wedle stawki ustalonej przez Kancelarię Sejmu”. Tymczasem jeżeli podróż kosztuje więcej niż bilet, to poseł musi dołożyć z własnej kieszeni. „Wielokrotnie tak robiłem, gdy musiałem wracać do kraju nagle. Wtedy, jak wiadomo, jest najdrożej. Mało tego. Jeśli poseł w ostatniej chwili dostaje z Kancelarii Sejmu bilet lotniczy, a nie ekwiwalent, to już koszty dotarcia z lotniska do hotelu, koszty przemieszczania się w danym mieście pokrywane są wyłącznie z własnych środków. Kancelaria Sejmu tego nie refunduje” – mówi Hofman.

„Całość tych zatwierdzonych, na trzech delegatów, wtedy 19 tys. zł kosztów naszego wyjazdu, po blisko 6 tys. na głowę, to koszty podróży, noclegów, w tym diety” – dodaje.

Polityk mówi też, że wypełnił i podpisał „kartę podróży samochodem prywatnym” tylko dlatego, że „innego formularza umożliwiającego określenie miejsce i czasu podróży w Kancelarii Sejmu nie ma”. „Można albo wziąć bilet od Kancelarii Sejmu, i wtedy niczego takiego się nie wypełnia, albo samemu organizować wyjazd. I wtedy, niezależnie, czy jedziemy pociągiem, rowerem, czy samochodem, wypełnia się właśnie „kartę podróży samochodem prywatnym” – przekonuje.

Cała rozmowa w jutrzejszym wydaniu tygodnika „wSieci”.

bjad/wpolityce