Koronakryzys przekształci biznes i życie społeczne. Na trwałe wzrośnie znaczenie pracy zdalnej, a to oznacza większy popyt na domy na wsi. Kontynuowana będzie reindustrializacja – część produkcji będzie przenoszona do Europy. Silne gospodarki powinny dać sobie radę z kryzysem, a Polska, jako z nimi związana, również – mówi w rozmowie z PAP główny ekonomista Banku Pekao SA, Ernest Pytlarczyk.

 

"Obecna sytuacja na pewno wpłynie trwale nie tylko na biznes, ale na życie społeczne. Pojawi się zapotrzebowanie na nowe usługi i na nowe formy ich realizacji. Przyśpieszy proces digitalizacji, i poszerzy się jego zakres, ponieważ dziś po prostu nie ma innego wyjścia, niż korzystanie z kanałów zdalnych. Sytuacja nadzwyczajna, w jakiej się znajdujemy, pokazała że, pewne rzeczy jednak można wykonywać zdalnie. Efekt będzie taki, że klienci nauczą się korzystać z kanałów cyfrowych, a będzie to miało znaczenie dla każdej branży" - powiedział ekonomista.

"Wzrośnie gotowość pracodawców do korzystania z pracy zdalnej, wielu przedsiębiorców oceni, czy praca zdalna nie jest bardziej efektywna i gdzie pracownicy są bardziej potrzebni. Wiele sektorów poddaje się właśnie ogromnym zmianom, jak choćby handel, wiele zawodów zmieni swój charakter" - dodał.

"Reindustralizacja jest już faktem, została wywołana przez niebezpieczeństwo wojen handlowych, który już wcześniej groziły przerwaniem łańcuchów dostaw. Na pewno nastąpi przeniesienie części produkcji do Europy, zwłaszcza jeśli chodzi o strategiczne czy kluczowe dziedziny produkcji. Amerykańskie łańcuchy dostaw też będą się skracać, na czym zyska np. Meksyk. Oczywiście w niektórych miejscach rachunek ekonomiczny spowoduje zatrzymanie części produkcji w odległych państwach, ale dla bezpieczeństwa i z powodów strategicznych firmy przemyślą sposób zarządzania swoją działalnością" - wskazał ekspert.

"My jesteśmy połączeni w dużej mierze z gospodarką niemiecką, wiec każda wewnętrzna stymulacja na tym rynku wywoła też pozytywne efekty u nas. Jesteśmy w wielu aspektach zapleczem przemysłu w Niemczech, a duża cześć naszych firm jest właścicielsko powiązana z niemieckim kapitałem. Dlatego „efektem ubocznym” stymulacji popytu u naszych sąsiadów będzie poprawa sytuacji u nas, ponieważ prawie 30 proc. naszego eksportu tam trafia. Moim zdaniem można liczyć na to, że silniejsze gospodarki dadzą sobie radę, a my jako trwały fragment unijnych łańcuchów dostaw też na tym skorzystamy", zaznaczył Pytlarczyk.