Ks. Isakowicz-Zaleski poznał o. Krzysztofa Mądla podczas w krakowskim seminarium duchownym. Ich drogi zetknęły się ponownie w roku 2005, kiedy jezuita zaczął otwarcie wypowiadać się za lustracją. „Dla mnie, w tamtym okresie, gdy hierarchia prowadziła na mnie nagonkę za zajmowanie się tą sprawą, było to szczególnie ważne – wiedzieć, że są też inni, którzy chcą by Kościół dokonał autolustracji. Czułem, że mam w nim bratnią duszę” - przekonuje ks. Isakowicz-Zaleski, przypominając, że o. Mądel zapłacił za to wysoką cenę - w 2006 roku został karnie przeniesiony do Kłodzka, a przełożeni nie ukrywali, że chodzi o prolustracyjną postawę jezuity.

Ks. Isakowicz-Zaleski odnosi się do, nieoficjalnego jeszcze, zakazu wypowiedzi w mediach, jaki o. Mądel miał otrzymać od swojego przełożonego, o. Wojciecha Ziółka. „Niektórzy się z tego cieszą, bo wiele jego wypowiedzi było żeglugą pod prąd "poprawności kościelnej". Ja jednak z tego się nie cieszę, bo uważam, że kneblowanie - co dwa razy doświadczyłem na własnej skórze - do niczego nie prowadzi” - podkreśla kapłan.

Na swoim blogu duchowny przypomina o potrzebie dialogu w polskim Kościele, także dialogu wewnętrznego, pomiędzy przełożonymi a podwładnymi. „Także w prowincji krakowskiej ojców jezuitów, o której problemach mówi się coraz bardziej głośno. A zakazy i sankcje, to typowe zamiatanie pod dywan” - ocenia.

Ks. Isakowicz-Zaleski wyraźnie zapewnia, że nie podziela wielu obecnych poglądów o. Mądla, zwłaszcza głoszonych na łamach „Gazety Wyborczej”, ale „jego przełożeni, którzy nie mogą mu wybaczyć jego postawy w sprawie autolustracji zakonu, też nie są bez winy”. „Z pewnością będzie on  atakowany, tak jak to było parę lat temu, przez innych jezuitów i być może zostanie wydalony z zakonnych szeregów, ale problem pozostanie. Jezuici, którzy szczycą się tym, że jeden z ich współbraci jest papieżem, powinni zatroszczyć się o innego współbrata, nawet jeżeli błądzi. Pomóc, a nie gnoić” - apeluje kapłan.

MBW