Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Jak Pan sądzi, ile osób właściwie protestowało 7 maja z KOD-em? 240 tysięcy czy też 50 tysięcy?

Marcin Wolski, Gazeta Polska: Ten temat uważam trochę za klasyczną „dyskusję pozorną”. Dość łatwo jest obśmiewać wersję warszawskiego ratusza, że protestujących było aż tak dużo i zestawiać ją z wersjami o tym, że było ich jednak znacznie mniej. Moim zdaniem jest tu pewien błąd, ponieważ istotą rozmowy powinna być jednak odpowiedź na inne pytanie: obojętnie, ilu faktycznie było uczestników marszu, bo istotnie było ich dość sporo, ale przede wszystkim: dlaczego przyszli. Zadaniem dla klasy politycznej jest znalezienie odpowiedzi właśnie na takie pytanie. Można oczywiście używać argumentu ogłupienia czy histerii, jednak każde zjawisko ma swoje głębsze podłoże. Nawet ogłupienie nie bierze się znikąd. Jednym słowem uważam, że obecna władza powinna jednak dokładniej przyjrzeć się i zastanowić, co motywuje protestujących, nie tylko wzruszać ramionami czy też cieszyć się, że mogło być ich więcej, a jest mniej. Potrzeba tu rzetelnego zastanowienia się, co tych ludzi nakręca i w jaki sposób można by ten wiatr z żagli zdjąć.

A pana zdaniem: dlaczego przyszli, dlaczego było ich faktycznie całkiem sporo?

Oczywiście nie ma tu jednego określenia. Po pierwsze: w ludziach jest pewien deficyt aktywności. Uczestnicy marszu to ludzie, którzy przez parę lat w pewien sposób się „dekowali”. Teraz usiłują to nadrobić. Być może gdzieś zazdrościli nam Smoleńska, siły i jedności, więc spozycjonowali się po przeciwnej stronie. W tej chwili dostali pretekst do umiejscowienia swojej aktywności. To z kolei prowokuje pytanie, czy obecna władza robi wystarczająco dużo, by tę ludzką aktywność wykorzystać. Czy nie jest przypadkiem trochę tak, ze rząd nieco osiadł na laurach i „wie lepiej”, a jedynym wyjściem dla obywateli jest popieranie tej władzy, "bo jest świetna". Może to być więc odreagowanie własnej pierwotnej bierności.

Kolejny element to nieoceniona rola mediów. To kreowany przez wiele lat wizerunek Jarosława Kaczyńskiego jako "złego demiurga", absolutnie bezpodstawny, mimo to przyjmujący się w społeczeństwie dość dobrze. Ze strony partii rządzącej pojawia się pewne przeciwdziałanie, na przykład sobotni czat internetowy z prezesem PiS był dużym krokiem we właściwą stronę, jednak to wciąż za mało. Obywatele muszą poczuć, że zdecydowanie więcej zależy od nich. Absolutnie jednak nie przeceniałbym tego marszu. KOD "przysypiał" ostatnio przez pewien czas i po dłuższej przerwie udało się go z powrotem zmobilizować. KOD jest obozem niezbornym wewnętrznie, co więcej- niezdolnym do przeprowadzenia rewolucji, ani nawet, jak proponuje red. Żakowski, stworzenia Hamasu, ponieważ wszelkie tego rodzaju działania muszą mieć przede wszystkim bardzo czytelne hasło. Obrona paragrafów i Trybunału Konstytucyjnego to nie są rzeczy, które mogą zelektryzować ludzi. Prawdziwe problemy zaczęłyby się wtedy, gdyby pojawiły się takie hasła, jak: „Chcemy chleba!”, „drożyzna”, „zagrożenie”, „niebezpieczeństwo”, „afera”. To są hasła, pod którymi rzeczywiście ludzie mogliby wyjść na ulice, ale nie po to, by robić sobie majówki i pikniki. Pod takimi hasłami mogliby stać się agresywnym, niebezpiecznym tłumem. Póki co takiego paliwa nie ma i sądzę, że władza jest wystarczająco inteligentna, by go nie dostarczać.

Kilka dni temu w „Gazecie Wyborczej” ukazał się dość ciekawy artykuł, publikowany pierwotnie na facebookowej stronie Komitetu Obrony Demokracji: „A kiedy przyjdą także po mnie. Poradnik praktyczny obywatela najgorszego sortu”. Po zapoznaniu się z nim nasuwa się pytanie, czy jest to forma żartu, czy też faktycznie autorzy i czytelnicy mogą w to wierzyć. Znajdziemy w nim na przykład porady prawne...

Być może zostało to zrobione trochę w formie żartu, ale znając stan umysłu niektórych ludzi, sądzę, że pewna liczba czytelników GW mogłaby naprawdę w taką brednię uwierzyć. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: bo chcą w to wierzyć.

Co właściwie mogą mieć na myśli działacze KOD, krzycząc o dyktaturze lub zagrożeniu demokracji? Fakt, że marsz odbył się spokojnie świadczy o tym, że obecna władza to raczej niekoniecznie dyktatura. A może, paradoksalnie, jakieś aresztowanie, pałowanie, jakaś faktyczna, "namacalna" forma dyktatury byłaby działaczom KOD-u w pewien sposób „na rękę”? Może chodzi im o potwierdzenie tez, które noszą na sztandarach?

Jeśli chodzi o powody, jakimi wielu działaczy KOD się kieruje, to marzy im się przede wszystkim sprowokowanie władzy, tak, aby wyszło na to, że demokracja w Polsce faktycznie jest zagrożona. Wszystkie światowe ruchy terrorystyczne grały na takich instynktach. Chodzi o to, aby sprowokować władzę do posunięć niedemokratycznych. Jak na razie jednak przedstawiciele rządu są na tyle inteligentni, by nie dać się w taką pułapkę zapędzić.

Podsumowując. Wydaje się, że ideę Komitetu Obrony Demokracji i część tego, o czym mówił pan Marcin Wolski, świetnie oddaje wpis z facebookowej strony KOD-u z warszawskiej Pragi. Wpis jest dość stary, bo profil "śpi" od połowy stycznia, jednak wczoraj został odkopany przez internautów. Brzmi nawet trochę... Heglowsko ("Jeśli fakty przeczą mojej teorii, tym gorzej dla faktów")/JJ- źródło: Facebook