"Ukraińcy nie oddadzą swojej niepodległości pod żadnym warunkiem. Nawet w najgorszym scenariuszu Ukraina będzie walczyć o suwerenność. Świadomość narodowa nad Dnieprem jest potężna. Nie wiem natomiast, czy Białorusini powstaną, by bronić swojej suwerenności, nie wiadomo, czy władze w Mińsku będą jej bronić. Dzisiaj wszystko zależy od decyzji jednego człowieka i to jest największe zagrożenie dla niepodległości państwa" - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Aleksander Milinkiewicz, jeden z liderów białoruskiej opozycji.

Według Milinkiewicza jest możliwe, że Łukaszenko zdecyduje o zjednoczeniu Białorusi z Rosją. Wszystko jest w jego rękach. "Władze żyją własnym życiem i traktują naród jak stado, które gdzieś prowadzą. Stawką jest los Białorusi, o której niepodległość walczyło wiele pokoleń" - mówi Milinkiewicz.

"Mińsk chce pokazać Moskwie, że jesteśmy na tych samych falach i mówimy w tym samym języku. To postawa niewolnika. Władze białoruskie od lat udowadniały Moskwie, że jesteśmy „swoi”. Ciągle krąży też teza o tym, że jesteśmy jednym narodem. Jesteśmy bliskimi narodami, ale nie jesteśmy jednym narodem" - dodaje.

Jak wskazuje opozycjonista, na Białorusi język białoruski likwidują same białoruskie władze. "Pamiętam, jak na początku lat 90. wykładałem fizykę na Uniwersytecie Grodzieńskim po białorusku. Następnie za rządów Łukaszenki wszystko zniszczono, przychodzili przedstawiciele władz i mówili: „zobaczcie, w telewizji już nikt nie mówi po białorusku”.

Jeden po drugim likwidowali białoruskojęzyczne klasy w szkołach. Moskwa nikogo do tego nie zmuszała, ale władzom rosyjskim to się podobało. Mińsk dostawał za to różnego rodzaje bonusy. Dzisiaj mamy to, co mamy na własne życzenie. To nasza tragedia" - stwierdza.

bsw/Rzeczpospolita.pl