Epidemia koronawirusa w Nowym Jorku zbiera śmiertelne żniwo. Łącznie w tym tanie zdiagnozowano już 131 tysięcy przypadków, z czego niemal 72 tysiące w samym mieście. 40 procent ofiar zmarło właśnie w Nowym Jorku – niemal pięć tysięcy osób.

Jak ujawnił z kolei przewodniczący miejskiej komisji zdrowia Mak Levine, władze rozważały grzebanie zmarłych w miejskich parkach. Zaraz potem jednak doprecyzował, że w razie takiej konieczności pochówki przeprowadzane będą na wyspie Hart.

Sytuacja w mieście jest na tyle zła, że zwłoki ofiar epidemii przechowywane są między innymi w ciężarówkach chłodniach, a krematoria pracują całą dobę.

Levine na twitterze poinformował, że miasto przygotowuje się do chowania zmarłych w parkach, gdzie kopane będą rowy mogące pomieścić dziesięć trumien. Zapewniał, że przeprowadzane będą one z zachowaniem godności zwłok. Stwierdził, że celem jest uniknięcie sytuacji, w której wojsko musi zabierać trumny prosto z kościołów czy ulic, jak miało to miejsce w Hiszpanii czy Włoszech. Miałoby to stanowić rozwiązanie tymczasowe w celu opanowania kryzysu w domach pogrzebowych. Po uspokojeniu się sytuacji szczątki miałyby być ekshumowane i przekazywane rodzinom, aby te mogły dokonać normalnego pochówku.

Jak podkreślił jednak burmistrz Nowego Jorku Bill de Blasio, władze obecnie nie zdecydowały się na wprowadzenie tego planu w życie, jednak pozostaje to kwestią otwartą jeśli nie poprawi się sytuacja w domach pogrzebowych.

Później jednak Levine na twitterze poinformował, że władze miasta jednoznacznie zapewniły go, że nie będzie pochówków w nowojorskich parkach i w razie konieczności przeprowadzane one będą na wyspie Hart.

dam/niezalezna.pl,Fronda.pl