Latem 2012 roku Fundacja Pro-Prawo do życia pojawiła się ze swoją antyaborcyjną wystawą na Przystanku Woodstock w Kostrzynie nad Odrą. Jak zapewnia Mariusz Dzierżawski, pikieta ukazująca zbrodniczy charakter aborcji, została zorganizowana zgodnie z obowiązującymi przepisami. „To było legalne zgromadzenie publiczne” - przekonuje szef fundacji.

Mimo spełnienia prawnych wymogów przez prolajferów, policjanci zmusili ich do przerwania pikiety. Fundacja Pro złożyła skargi i zażalenia do komendanta wojewódzkiego policji w Gorzowie oraz do komendanta głównego, a także ministra spraw wewnętrznych.

„Za każdym razem otrzymywaliśmy odpowiedź, że przecież nic się nie stało” - wspomina w rozmowie z Razem.tv Dzierżawski. Prolajfer przyznaje, że udało się ujawnić zapis rozmów prowadzonych na komisariacie w Kostrzynie, z których wynikało, że policjanci działali na wyraźne polecenie dyżurnego. Co więcej, według relacji Dzierżawskiego, funkcjonariusze nie potrafili wskazać powodu zatrzymania.

Zdaniem mec. Łukasza Jończyka, zgromadzony materiał dowodowy jednoznacznie wskazywał, że policjanci popełnili przestępstwo, ale prokuratura konsekwentnie temu zaprzeczała, dlatego sprawą musiał zająć się sąd. Co ciekawe, jak zauważa adwokat, prokurator wystąpił w roli... obrońcy policjantów. „Na własną potrzebę stworzył teorię działania policjantów w pułapce przepisów” - mówi Jończyk.

„Proces udowodnił, że prokuratura nie wyciąga konsekwencji wobec funkcjonariuszy, przekraczających swoje uprawnienia podczas służby. Sąd podzielił nasze, a nie prokuratury, argumenty, skazując (na razie nieprawomocnie) policjantów” - dodaje Jończyk.

20 lutego sąd skazał komendanta, dyżurnego komisariatu i policjanta, który dokonał bezprawnego zatrzymania na cztery miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. „Wielu prokuratorów realizuje zlecenia polityczne” - komentuje na koniec Dzierżawski.

MaTi/Razem.tv