- Niemieckiemu dowódcy nie można udowodnić morderstwa. Stwierdzono tym samym, że można w takich okolicznościach mordować kobiety, dzieci, starców. Strzelać do dzieci i je palić. Jednocześnie uznano, że nie ma potrzeby przeprowadzenia kolejnych dochodzeń, zwłaszcza na miejscu przestępstwa, gdyż nie wniosłyby one do sprawy niczego nowego – napisał na Facebooku premier Mateusz Morawiecki

Jak zauważa w swoim wpisie szef polskiego rządu, niemiecki wymiar sprawiedliwości nie chronił ofiar, ale od samego początku po II wojnie światowej byli w Niemczech chronieni zbrodniarze.

Premier pisze też:

- Po wielu wezwaniach z Polski, niemiecki „wymiar sprawiedliwości” zajął się po wojnie zbrodnią na mieszkańcach Torzeńca dokonaną 2 września 1939 roku na rozkaz dowódcy 41. pułku piechoty Wehrmachtu płk Friedricha Gollwitzera, w wyniku której śmierć poniosło 37 Polaków. Mogło się wtedy wydawać, że wygra prawda i sprawiedliwość. Tymczasem niemieckiego dowódcę oskarżono co prawda o „rażące naruszenie prawa międzynarodowego”, w wyniku czego śmierć ponieśli polscy mieszkańcy Torzeńca, ale równocześnie barbarzyństwo niemieckie - palenie żywcem polskich kobiet i dzieci, rozstrzelania i bestialskie mordy popełnione z zimną krwią przez żołnierzy Wehrmachtu - de facto usprawiedliwiono. Zbrodniarzy nie spotkała żadna kara. Żadna.

I konkluduje:

- Stwierdzono bowiem, że to była reakcja na atak polskich partyzantów. A więc niemieckiemu dowódcy nie można udowodnić morderstwa. Stwierdzono tym samym, że można w takich okolicznościach mordować kobiety, dzieci, starców. Strzelać do dzieci i je palić.

Dodaje też:

- Jednocześnie uznano, że nie ma potrzeby przeprowadzenia kolejnych dochodzeń, zwłaszcza na miejscu przestępstwa, gdyż nie wniosłyby one do sprawy niczego nowego. Niemiecki „wymiar sprawiedliwości” od samego początku chronił niemieckich zbrodniarzy, a nie ich ofiary.


mp/facebook/mateusz morawiecki