Jak zwykle moja wypowiedź została wyrwana z kontekstu i zmanipulowana przez jakichś donosicieli, bo trudno ich nazwać dziennikarzami. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby państwo z TVN, Wyborczej czy innej lewackiej gazety nie wprowadzali ludzi w błąd, manipulując przy moich wystąpieniach. Jaki był kontekst mojej ostrej oceny? Podczas spotkania w Żywcu mówiłam o raporcie Urlike Lunacek, który 4 lutego został pod inną nazwa przemycony i uchwalony przez Parlament Europejski.

Przedmiotem spotkania z wyborcami była analiza prawna zjawiska obyczajowej rewolucji lewackiej, która dokonuje się obecnie w Europie. Ta rewolucja jest nie tyle seksualna, co całkowicie polityczna. Mówienie o gender czy seksualności ma jedynie zaciemnić obraz tego, o co rewolucjonistom naprawdę chodzi. A chodzi o głęboko idące skutki polityczne, demoralizujące, obalające systemy wartości. Wystarczy obalić systemy wartości, żeby obalać narody. Czuję się osobą kompetentną do prawnej oceny zjawiska rewolucji polityczno-obyczajowej, dlatego zabrałam głos w Żywcu.

Wypowiedź o Europie, jako domu publicznym, w którym wszystko wolno, była podsumowaniem uwag i sformułowań raportu Urlike Lunacek. Skąd taka ostra ocena? W raporcie nie mówi się już o osobach LGBT(Q), ale używa się określenia, z które pojawiało się całkiem niedawno, czyli LGBTI co wskazuje na osoby interseksualne. W preambule do raportu podkreślono konieczność promowania i ochrony lesbijek, gejów, osób biseksualnych, transpłciowych i interseksualnych. Kto to lesbijka, gej czy biseskusalista – nikomu nie trzeba tłumaczyć. Ale co oznacza interseksualność? W istocie może oznaczać wszystko. Każde zaburzenie płciowe, skierowane względem kogokolwiek uznawane jest za normalne. A, że nikt nie podaje jasnej definicji tej interseksualności, to można jedynie domyślać się, że chodzić będzie na przykład o pedofilię czy zoofilię.

Raport Lunacek tego nie określa. Tłumaczy za to, że wymienione zaburzenia, czyli homoseksualizm, transpłciowość czy interseksualność oznacza wszystko, czego nie uda się ująć w normie, dotyczącej popędów płciowych. Wszystko jedno, zdrowych czy chorych. Proszę zauważyć, że w raporcie jest mowa o prawach przysługujących osobom o odmiennych orientacjach seksualnych, czyli chodzi o promocję osób zaburzonych. Nie tylko ja, ale znaczna część lekarzy uważa to zapewne za zaburzenie, ale oni są sterroryzowani, więc zachowują poprawność polityczną i milczą.

Raport nie przewidział ochrony dla małżeństwa kobiety i mężczyzny. To raport, który przewiduje przywileje, ale dla tych wszystkich, którzy są poza normą. Nie ma tu mowy o ochronie i wsparciu rodziny. Nieprawidłowo uprzywilejowuje się, zamiast wysyłania na leczenie i terapię, osoby zaburzone. Jeśli mowa o lesbijkach, gejach, osobach trans i interseksualnych, to znaczy, że wszystkie możliwe zaburzenia są dopuszczalne. Czyli można sobie wyobrazić, że raport uwzględnia interesy nekrofilów, zoofilów, fetyszyści, pedofilów... Rozszerzenie o interseksualność, poza tymi wszystkimi orientacjami, o których wiemy, jest niebezpieczne, tym bardziej, że nie podaje się dokładnych definicji, o co konkretnie chodzi.

Jako prawnik dodam, że w przypadku braku takiej konkretnej definicji, interseksualność można interpretować na wiele sposobów, wymieniając w ramach tego pojęcia wszystko, co nam tylko przyjdzie do głowy. Każde zaburzenie i zboczenie, każda choroba płciowa może tu znaleźć patronat Unii Europejskiej. Autorka raportu ubolewa nad tym, że prawa osób o rozmaitych orientacjach nie są przestrzegane. To absurd! Zaburzona mniejszość, poszerzona o grupę osób, wyuzdanych seksualnie bez żadnych ograniczeń wymusza na państwach ochronę i promocję. Takich ludzi trzeba leczyć, otoczyć opieką psychoterapeutyczną, a nie dawać im przywileje... I to we wszystkich płaszczyznach, wszystkich obszarach polityki, życia publicznego (tzw. mainstreaming).

Raport w efekcie dyskryminuje zdrowe osoby i naturalne wspólnoty. Osoby LGBTI w sposób wyuzdany okazują swoją płciowość, a my mamy poświęcać środki budżetowe, których ciągle brak, na ich promocję?! Słusznie zauważa prezes Kaczyński, że UE nie prowadzi żadnej polityki społecznej, nie chroni dzieci i rodziny, ludzi starszych, a my mamy szczególną opieką objąć ludzi, którzy skupiają się na doodbytniczych i innych nienaturalnych aktywnościach? Oni sami są sobie winni. Niech używają części ciała w sposób zgodny z naturą.

Nie może być tak, że chorzy ludzie robią, co chcą, a potem zaleca się w programach szczególną troskę o ich zdrowie. A dlaczego nie dba się tak samo o osoby chore na nowotwory? Dlaczego nie o dzieci chore na białaczkę? Raport wymusza za to prawne uznanie wszystkich form życia rodzinnego, rozszerzając definicję relacji seksualnych we wszystkich możliwych konstelacjach – z dzieckim, ze zwierzęciem... I jedynym określeniem, jakim można to wszystko skomentować, jest właśnie to, którego użyłam w Żywcu. Europa jest domem publicznym, w którym wszystko wolno, w którym panuje bezkarność, a zachęcające do dewiacji komisarki i eurodeputowane zastraszają wszystkich, żyjących normalnie.

Wyjęcie tego jednego zdania z kontekstu to najzwyczajniejsze szczucie. Podobnie zresztą, jak zarzucanie mi, że używam dwóch nazwisk dla poseł Anny Grodzkiej. A to ma pokazać jedynie absurdalność projektu ustawy o uzgadnianiu płci, złożonego właśnie przez Grodzką. Ponieważ projekt ten nie przewiduje definitywnej tzw. zmiany płci, dopuszcza więc możliwość powrotu do stanu wcześniejszego. Nigdy w tej sytuacji nie możemy przewidzieć, czy dana osoba nie wróci do poprzedniego imienia i nazwiska. Co więcej, pojawił się projekt napisania opery o życiu Anny Grodzkiej, w której nie jest ukrywane, lecz eksponowane jej życie przed zmianą płci. 

Not.Beb