- Chodzi o to, że jeśli doprowadzimy do sytuacji anarchii – a przecież do tego wszystko się sprowadza – to taki kraj jest słaby. Słaby kraj w Unii, taki jak Polska, może być i jest wielu potrzebny: jako tania siła robocza, jako rynek zbytu, ale nie taki kraj, który aspiruje do bycia konkurencyjnym. Kraj, który byłby konkurencyjny w tej części Europy, może np. nie dopuścić do tego, że Francja – kosztem słabszych – dźwignie się z kryzysu gospodarczego – mówił prof. Mieczysław Ryba na antenie TV Trwam. Politolog odniósł się do zamieszania wokół reformy sądownictwa. 

Według niego, w konflikt zostały zaangażowane wszystkie siły zewnętrzne.

-  Mieliśmy ostry spór o sądy w toku kampanii wyborczych: do europarlamentu oraz do parlamentu krajowego. I suweren rozstrzygnął – stwierdził, że racja jest po stronie prawicowej, w związku z czym ta strona ma pełne prawo do tego, żeby reformę podejmować. Tymczasem czynnik zewnętrzny (unijny) jest włączany do dyskusji. Marszałek Senatu jeździł po Unii, marszałek Senatu zaprosił Komisję Wenecką, marszałek Senatu zaprosił zewnętrznych ekspertów i stwierdził, że absolutnie nie można reformować polskiego sądownictwa, a już na pewno nie można dyscyplinować sędziów. To samo robi Komisja Europejska, można się spodziewać, że taką decyzję podejmie też Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej – powiedział politolog.

Jak zaznaczył, "po raz kolejny uwidaczniają się dwa standardy wobec państw członkowskich Unii Europejskiej. Na Zachodzie mamy do czynienia z orzeczeniem sądu najwyższego w Hiszpanii oraz trybunału w Niemczech, które mówi, że prawo krajowe jest wyżej niż prawo unijne, natomiast w Polsce wielu sędziowskich liderów twierdzi, że to unijne prawo jest wyżej."

– W takim razie, jeżeli unijne prawo jest wyżej, jeśli cokolwiek w UE się postanowi, nawet uzurpując sobie pewne kompetencje, że należy od razu w Polsce wprowadzać, to po co państwo polskie? To w ogóle zróbmy superpaństwo, włączmy się do Unii. Ale co to będzie za superpaństwo? To będzie superpaństwo, gdzie kraje, takie jak Polska, słabsze, będą absolutnie się podporządkowywać, a takie suwereny, jak Niemcy, Francja czy Hiszpania – w życiu. Dochodzimy do kompletnego absurdu. Ale to nie jest absurd – to jest walka o interesy – podkreślił profesor.

Politolog odniósł się również do tego, że Parlament Europejski nie chce się zajmować tym, co dzieje się we Francji, gdzie prawnicy są pacyfikowani przez służby specjalne – a chce zajmować tym się, co dzieje się w Polsce.

– Chodzi o to, że jeśli doprowadzimy do sytuacji anarchii – a przecież do tego wszystko się sprowadza – to taki kraj jest słaby. Słaby kraj w Unii, taki jak Polska, może być i jest wielu potrzebny: jako tania siła robocza, jako rynek zbytu, ale nie taki kraj, który aspiruje do bycia konkurencyjnym. Kraj, który byłby konkurencyjny w tej części Europy, może nie dopuścić do tego, że Francja – kosztem słabszych – dźwignie się z kryzysu gospodarczego. Reformować się sama nie może, bo ma wewnętrzny konflikt, potężne protesty, w związku z czym szuka na zewnątrz pewnych przewag, pewnych zysków, może w takiej mentalności nieco postkolonialnej. O to toczy się cała gra – wyjaśnił.

 

Jego zdaniem, spora część polskiej opinii publicznej: mediów, warstwy sędziowskiej stara się szukać suwerena nie wedle konstytucji, czyli w narodzie, ale na zewnątrz.

– Sytuacja arcyprzypominajaca XVIII wiek i wszystkie zabiegi niektórych magnatów, którzy uznali, że rozstrzygnąć to, kto ma w Polsce prawo rządzić – powinna caryca Katarzyna, Wiedeń czy Berlin, a nie suweren, czyli szlachta. To wszystko niestety się powtarza (…). Co należy zrobić? Jeśli będziemy ulegać tej presji, a już parę razy ulegliśmy jako państwo, to wtedy każdą sprawę, która będzie na niekorzyść tych wielkich graczy, będzie się załatwiać poprzez Trybunał Sprawiedliwości, ingerować wewnętrznie i potęgować anarchizację życia państwowego – ocenił historyk.

 

 

 

bz/radiomaryja.pl