1989: gorące lato po 4 czerwca. Do studentów KUL o poglądach endeckich skupionych w klubie akademickim Vade Mecum dochodzą informacje o powstawaniu zarówno Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, jak i Stronnictwa Narodowego. Wracamy z wakacji zdezorientowani, ale wraz ze studentem historii Iwo Benderem zostajemy zaproszeni na rozmowę do kuratora naszego klubu w osobie profesora prawa Wiesława Chrzanowskiego. Wtedy tłumaczy nam, iż jako prezes ZChN realizuje swoją koncepcję z końca lat czterdziestych, czyli powstania ruchu ideowego łączącego wątki narodowo-demokratyczne z katolickim personalizmem. Wychodzimy ze spotkania przekonani i wkrótce uczestniczymy jako reprezentanci środowiska w zjeździe założycielskim ZChN.

 

1992: antykomunizm jest naszą namiętnością, a uchwałą lustracyjna Sejmu napawa nas nadzieją. Minister z naszej partii Antoni Macierewicz kolportuje w Sejmie listę zasobów archiwalnych interpretowaną jako listę esbeckich kapusiów. Ku naszemu szokowi okazuje się, iż widnieje tam nazwisko naszego prezesa wraz z domniemanymi pseudonimami etc. Może po raz pierwszy czujemy, że polityka jest rzeczą trudną, a dobre intencje i szczere serce to nie wszystko. Większość z nas staje na stanowisku, że zasady procesowe cywilizacji łacińskiej winny być stosowane także przy bolesnej procedurze lustracji. Bronimy Profesora przed pomówieniami i przeżywamy rozłam w partii.



1994: byliśmy przeciw dzikiej lustracji, ale za lustracją. W ramach ZChN jesteśmy coraz głębszą opozycją wobec Profesora, krytykując ustępliwość w ramach rządu Hanny Suchockiej i nawołujemy do sojuszu wyborczego z prawicą antyrządową z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Prezes przeforsowuje swoją koncepcję, a na powyborczym posiedzeniu Rady Naczelnej doprowadza do odwołania z jej przewodnictwa Marka Jurka. Ja ze swoją planowaną przemową stoję kilkanaście minut domagając się głosu i nie będąc doń dopuszczanym przez kierującego obradami Profesora.



1996: Marian Piłka zostaje prezesem ZChN i od tej pory wewnętrzna opozycja przewodzi stronnictwu. Stosunki z Profesorem są bardzo napięte, a jednocześnie nie przestajemy oddawać mu szacunku i współpracować na pewnych polach. Ówczesny senator Chrzanowski finansuje ze swego budżetu periodyk programowy "Sprawa Polska", w którego redakcji zasiadam. Na jeden z moich tekstów zareagował krytycznie śp. Wojciech Wasiutyński współbrzmiący już od kilkunastu lat z Profesorem. Po kilku latach władzę w partii znowu obejmują stronnicy Profesora, a my coraz mniej znajdujemy z nim wspólny język.

 

2001: ZChN de facto przestaje istnieć, a wielu z nas przechodzi do rodzącego się Prawa i Sprawiedliwości. Bardzo nas tam irytują prześmiewcze i złośliwe opinie o naszym Profesorze. W naszej partii krytykowaliśmy go, ale w cudzej partii bronimy jego dobrego imienia. Z zainteresowanie czytamy szerokie i dojrzałe wypowiedzi Profesora w postaci jego książek, np. wspomnieniowej "Pół wieku polityki". Tęsknimy coraz bardziej za dawną partią, mówiąc między sobą, że PIS to przedwojenny Obóz Zjednoczenia Narodowego, Liga Polskich Rodzin to Obóz Narodowo-Radykalny, ale brakuje Stronnictwa Narodowego w postaci ZChN.    



2005: pełni zapału zaczynamy budowę IV RP, a Profesor dyskretnie, ale też ironicznie krytykuje ów państwowotwórczy zapał. Wskazuje na poszanowanie zasad moralnych i prawnych jako niezbędny warunek polityki prawdziwie narodowej. Z grzeczności słuchamy, ale co innego mamy wtedy w głowie. My znowu radykalni, a on znowu przedstawicielem tamtej starej, profesorskiej i "liberalnej" endecji.  

    

2008: obchodzimy 85-lecie Profesora. Z sentymentem, sympatią i wzruszeniem. Sala gromadzi uczestników różnorakich: od konserwatywno-liberalnego polityka Aleksandra Halla po narodowo-katolickiego wydawcę Jacka Krzystka. Każdy znajduje coś dla siebie, ale Profesor nikomu nie oddaje się w całości. Widać jednak po nim upływ czasu i uszczerbki na zdrowiu.



2011: proszę Profesora, aby wziął udział w społecznych obchodach Dnia Pamięci Wyklętych organizowanych przez środowiska patriotycznej prawicy. Profesor jest sobą: w południe świętuje oficjalnie razem z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Po południu wsiada do mojego samochodu, którym jedziemy po dawny gmach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, a Profesor mówiąc o swoich czasach więziennych wspomina o stalinowskich sędziach i ich "rodowych nazwiskach". Jest wzruszony tym, że młodzi ludzie z potrzeby serca czczą jego kolegów poległych za wielką Polskę. Planowałem zaprosić go jako mówcę na uroczystości 70-lecia Narodowych Sił Zbrojnych. Zamiast tego odwiedzimy go na cmentarzu.   

 

eMBe