Rajmund Kolbe urodził się 8 stycznia 1894 roku w Zduńskiej Woli (pow. Sieradz, woj. Łódzkie) na terenie zaboru rosyjskiego. 4 września 1910 roku, a więc w wieku niespełna 17 lat wstępuje do Zakonu Braci Mniejszych Konwentualnych i rozpoczyna nowicjat we Lwowie pod imieniem Maksymilian. Widząc u niego zamiłowanie do nauki i znaczne w niej postępy przełożeni skierowali go do Rzymu gdzie 10 listopada 1912 roku rozpoczyna studia filozoficzne na Pontifica Universitas Gregoriana. Po uzyskaniu 22 października 1915 roku doktoratu z filozofii rozpoczyna studiowanie teologii na Pontifica Fakultas Theologicus S. Bonaventurae. Studia te wieńczy doktoratem 22 lipca 1919 roku po czym wraca do kraju.

Tych kilka lat pobytu we Włoszech sprawiło, że Maksymilian lepiej zrozumiał ducha Kościoła. Obok związanych z pobytem w Wiecznym Mieście rozmaitych zachwytów szybko dostrzega również wiele negatywnych aspektów toczącego się tam życia. Mocno przeżywa każde spotkanie ze złem toteż z rozżaleniem wspomina w swoich „Dziennikach”: „Usłyszałem okropne bluźnierstwo przeciwko N[ajświętszej] M[aryi] Pannie” (29 I 1918), „Znów bluźnierstwo 'della fantasia'” (15 II 1918) czy też „Bluźnierstwo za oknem - co za kraj bluźnierców” (16 II 1918). Bardzo go to razi, lecz potrafi w tym wszystkim oddzielić zauważone tam zło od żyjących tam ludzi. Obok bieli i czerni widzi całą gamę szarości i dostrzega tam intensywną walkę dobra ze złem.

W roku 1917 masoneria na całym świecie obchodziła okrągły jubileusz dwustulecia istnienia organizacji. Wydarzenie to świętowali również wolnomularze w Rzymie, gdzie godność wielkiego mistrza sprawował w tym czasie dawny burmistrz miasta Ernesto Nathan, o którym Benedetto Croce wspominał, iż „był to człowiek godny najwyższego szacunki (uomo degnissimo)”. Obchody te połączono z uroczystościami rocznicowymi ku czci Giordano Bruna. Wtedy to miało miejsce wydarzenie, które bez wątpienia znacząco zaważyło na całym dalszym życiu młodego studenta teologii z Polski.

Masoneria włoska w połowie lat sześćdziesiątych XIX wieku połączyła się w będący związkiem wszystkich lóż Wielki Wschód Włoch. Zawsze wykazywała ona ogromną dążność do zjednoczenia licznych państewek włoskich w jedną całość. „Wielki Wschód występował jako spadkobierca i kontynuator i idei Garibaldiego i Mazziniego; jego przywódcy jak Adrian Lemni, Ernesto Nathan, Lodovico Frapolli, Giorgio Tamaio, Timateo Riboli chlubili się tym że są 'naśladowcami, uczniami i następcami' tych dwu postaci, zaś w jego szeregach znaleźli się ich dawni towarzysze walk, jak Antonio Saffi czy Luigi Castelazzo” - pisał Ludwik Hass.

Jedną z istotnych przeszkód stojących na drodze scalenia półwyspu w jeden twór państwowy stanowiło znajdujące się w jego centrum autonomiczne Państwo Kościelne. Trudno więc dziwić się rozmaitym akcjom polegającym chociażby na rozrzucaniu ulotek nawołujących do wkroczenia policji na teren Watykanu. Ludwik Hass w odniesieniu do cech ówczesnej masonerii włoskiej użył nawet określenia „bojowy antyklerykalizm”. Wydaje się to całkiem słuszne jeżeli weźmiemy pod uwagę, iż w ogłoszonej w 1906 roku wykładni pierwszego artykułu Konstytucji Wielkiego Wschodu wolnomularstwo określone zostało m.in. jako ponadpartyjna instytucja polityczna, otwarta dla wszystkich zwolenników postępu, zwalczająca klerykalizm i wszelką przemoc.

W naturze człowiek zawsze leżało to, iż z upodobaniem stosował rozmaite uproszczenia i skróty myślowe. Możliwe, że właśnie w związku z tym znaleźli się tacy, którym zdawało się, że można postawić znak równości pomiędzy zarządzanym przez papieża Państwem Kościelnym a kierowanym przez niego Kościołem czy religią katolicką. Przy takim podejściu do sprawy jedyna drogą do zjednoczenia Włoch musiała prowadzić poprzez walkę i w konsekwencji tego całkowite zniszczenie katolicyzmu.

W październiku 1917 roku na ulicach Wiecznego Miasta zorganizowano regularną demonstrację pod znakiem Szatana. Jej uczestnicy niejako w reakcji na katolicyzm głosili otwarcie, że ukoronowaniem ich działań ma być panowanie diabła, a zwłaszcza jego panowanie na Watykanie. W trakcie jej trwania rozwinięto czarny sztandar giordano-brunistów przedstawiający postać Archanioła Michała, uchwyconą szponami Lucypera i powaloną na ziemię. Na jednym z transparentów widniał napis postulujący w formie imperatywu: „Szatan musi zapanować w Watykanie a papież będzie jego sługą”.

Potężne demonstracje antykatolickie zrobiły ogromne wrażenie na młodym Maksymilianie. Nie był już dzieckiem, ale tutaj wydarzyło się coś wobec czego stanął zupełnie bezradny. Nie rozumiał motoru postępowania tych ludzi toteż z uwagą wsłuchiwał się w opinie wychowawców i niektórych wyższych hierarchów. Ich ocena była bardzo jednoznaczna, stąd też prowokacja ta nie pozostała zbyt długo bez reakcji strony przeciwnej. André Frossard pisał o Maksymilianie „Tak jak święty Franciszek z Asyżu wyruszył nawrócić sułtana tureckiego, on prosi przełożonego o zgodę na nawrócenie wielkiego mistrza masonów, którzy hałasują wokół Watykanu, powiewając ognistymi sztandarami, na których smok zwycięża Świętego Michała Archanioła, co ma wróżyć papieżom już pozbawionym władzy doczesnej bliską utratę władzy duchowej”. W odpowiedzi na, jak pisał o. Kolbe: „coraz to bardziej jawne poczynania masonów i innych wrogów Kościoła Chrystusowego w samej stolicy chrześcijaństwa” 16 października 1917 roku siedmiu kleryków Międzynarodowego Kolegium Franciszkańskiego „Seraphicum” przy Via S. Teodoro 41F w Rzymie zawiązało pod przewodnictwem brata Maksymiliana związek „Militia Immaculatae” (znany u nas pod swoją polską nazwą - Rycerstwo Niepokalanej lub też Milicja Niepokalanej). W literaturze brak jest całkowitej zgodności co do daty dziennej tego wydarzenia w związku z tym, że już sam założyciel obok 16 X podaje w niektórych dokumentach dzień 17 X.

Członkowie tego stowarzyszenia poświęcili się w całości i bezwarunkowo Niepokalanej Dziewicy. Podkreślał to bardzo mocno jego założyciel pisząc, że: „Pierwszych członków łączyło jedynie mniej więcej wyraźne pragnienie całkowitego poświęcenia się Niepokalanej jako narzędzie w Jej niepokalanych rękach dla ratowania dusz (zwłaszcza masonów) i dla ich uświęcenia”. Jak wspominała później s. Szczęsna Sulatycka, Maksymilian Ma Kolbe mocno podkreślał, iż „Milicja nie jest jakąś organizacją, ale ruchem, który ma pociągnąć masy wyrywając je szatanowi”.

Klerycy uzyskali od rektora kolegium o. Stefana Ignudiego zgodę i aprobatę dla swojego przedsięwzięcia. Było to tym łatwiejsze, że znany był on z tego, iż zawsze mocno starał się uwrażliwiać swoich wychowanków na zagrożenia płynące ze strony ideologii masońskiej. Podobnie będący ich ojcem duchownym o. Aleksander Basile T.J. również udzielił młodym studentom swego poparcia. Może warto w tym miejscu zwrócić uwagę na fakt, że o. Basile był spowiednikiem papieża Benedykta XV, który zatwierdził obowiązujący w Kościele w latach 1917-1983 Kodeks Prawa Kanonicznego. W tej sytuacji można by zastanowić się nad tym jak daleko sięgało udzielone przez niego poparcie dla inicjatywy kleryków i czy była to jedynie akceptacja czegoś co już zaistniało.

Opracowany przez brata Maksymiliana statut Milicji jako podstawowy cel członków wymieniał: „staranie się o nawrócenie grzeszników, heretyków, schizmatyków itd., a najbardziej masonów, oraz uświęcenie wszystkich pod opieką i za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej”. Bardzo mocno wziął sobie tą intencję do serca stąd też odprawiając dnia 28 kwietnia 1918 roku drugą w swym życiu mszę świętą czyni to właśnie w intencji o nawrócenie schizmatyków, akatolików, masonów itd. Cel ten podkreślany jest w różnych jego pismach wielokrotnie. W liście do o. Wincentego Borunia Maksymilian pisze: „M.I. stara się o nawrócenie wszystkich, którzy nawrócenia potrzebują, z masonerią na czele, i o uświęcenie wszystkich i każdego z osobna, co są i będą kiedykolwiek i gdziekolwiek”. W innym miejscu zaznacza on: „Naszym pierwszorzędnym celem jest zawsze nawrócenie i uświęcenie dusz, czyli zdobycie ich dla Niepokalanej, miłość ku wszelkim duszom, nawet Żydów, masonów i heretyków itp.” Służyć temu miało codzienne odmawianie aktu strzelistego do Niepokalanej, gdyż jak pisał Maksymilian Ma Kolbe o członkach Rycerstwa: „Stając się w ten sposób narzędziem w ręku Niepokalanej, co dzień gorącym westchnieniem modlą się do Niej słowami, które sama na Cudownym Medaliku objawiła: 'O Maryjo bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy', a pomni i na tych, których zbawienia pragną, dodają: 'i za wszystkimi, którzy się do Ciebie nie uciekają, a zwłaszcza za masonami'”.

Stowarzyszenie to jako „Pia Unio Militiae Mariae Immaculatae” (Pobożny Związek Rycerstwa Niepokalanej) zatwierdził dnia 2 stycznia 1922 roku wikariusz generalny Rzymu kardynał Bazyli Pompilij wydając w tej sprawie specjalny dekret. Jako „pobożny związek” M.I. miała działać .w oparciu o przepisy prawa kanonicznego zawarte w kanonach 707-719 Codex Iuris Canonici. Zostało ono określone jako Związek Pobożny co zgodnie z zapisem Kodeksu Prawa Kanonicznego oznaczało zrzeszenie wiernych założone w celu wykonywania dzieła zbożnego lub dzieła miłości. Maksymilian niezwykle rzadko używał nazwy „pia unio”, ponieważ nie oddaje ona istoty Rycerstwa. Określenie to jest mylące po dwakroć gdyż „unio” sugeruje zespół ludzi zorganizowanych, zaś „pia” kładzie zbyt duży nacisk na stronę dewocyjną, podczas gdy zasadniczy cel M.I. stanowiło apostolstwo.

Zamiarem Maksymiliana Ma Kolbego było utworzenie z pobożnego związku oznaczanego umownie M.I. 1 pierwszego stopnia w rozbudowanej później trójstopniowej strukturze. Stopień drugi M.I. 2 miał tworzyć sodalicję tzn. być związkiem pobożnym mającym zarząd złożony z różnych stopni. Członkowie M.I. 2 mieli pełnić rolę moderatorów w stosunku do M.I. 1. O ile w przypadku pierwszego stopnia ograniczano się prawie wyłącznie do akcji indywidualnych, o tyle M.I.2 to już koła prowadzące zorganizowaną akcję. O rycerstwie trzeciego stopnia jego założyciel wspominał bardzo niewiele. Pieczę nad działalnością stowarzyszenia sprawować miały centrale terytorialne: międzynarodowa, narodowa i lokalna. Pisał o tym, iż „centrala stara się dopomóc i niepokalanowianom w osiągnięciu celu M.I. (M.I.N.) i Rodakom (M.I.P.) i wszystkim innym przez M.I.M., czyli M.I. mundialis - światowa”.

Brat Maksymilian nieustannie dbał o rozwój Rycerstwa zarówno w Polsce jak i w innych krajach. Tworzył tam klasztory- wydawnictwa wzorowane na Niepokalanowie mając przy tym nadzieję, że jak pisał do o. Felice Castagnaro w Rzymie „z czasem jeśli Niepokalana zechce, może również powstanie Niepokalanów międzynarodowy”.

Zdając sobie sprawę ze znaczenia mediów swoje działania skoncentrował Maksymilian głównie na działalności pisarskiej i wydawniczej. Od stycznia 1922 roku wychodzi organ M.I. - „Rycerz Niepokalanej”. Obok niego w niedługi czas później ukazuje się również skierowany do najmłodszych „Rycerzyk Niepokalanej”. W wypełnianiu swojej misji Maksymilian okazuje niespożyte siły stąd też w 1931 roku w liście do o. Floriana Koziury pisze: „Zdaje mi się, że obok 'Rycerza' (dla wszystkich) i 'Rycerzyka' (dla dzieci) z czasem staną do boju inne wydawnictwa periodyczne (dzienniki, tygodniki, miesięczniki i kwartalniki - poważne) i nie periodyczne (broszury, książki) dla obszerniejszego spraw jakich omówienia”. Zgodnie z tymi założeniami w maju 1935 pojawił się wielkonakładowe pismo codzienne „Mały Dziennik” drukujące w szczytowym okresie nawet 175.000 egzemplarzy w dni powszednie i 275.000 egzemplarzy w niedziele. Sumaryczny nakład wszystkich wydawnictw periodycznych powstających w Niepokalanowie, wliczając w to „Rycerza Niepokalanej”, „Mały Dziennik”, pisemka dla dzieci, „Informator Rycerstwa Niepokalanej - Pismo dla kół M.I.” oraz wydawany dla duchowieństwa kwartalnik w języku łacińskim, dochodził w 1939 roku niemal do 1.500.000 egzemplarzy.

Już w najwcześniejszych pismach brata Maksymiliana szczególny nacisk położony jest na zagrożenia osoby ludzkiej począwszy od dzieci. Starał się stworzyć specjalnie dla nich oddzielne pisemko wpajające już tym najmniejszym członkom Kościoła podstawowe wartości katolickie. W związku z tym w liście do o. Floriana Koziury zapytywał m.in. „Czy Niepokalana zechce już od Nowego Roku przemawiać do małej dziatwy przez swego 'Rycerzyka'?” Powstanie takiego pisma było jego zdaniem niezbędne, gdyż jak uzasadniał pisząc dalej: „Bo ponoć masoneria truje ją niemoralnymi drukami?”

Równie wielką troskę przejawiał on o młodzież akademicką, z której wywodzić się miała przyszła elita intelektualna kraju. Pisząc w marcu 1920 roku o tym w jednym z listów do ojca Ignudiego podkreślał: „Masoneria natomiast działa szczególnie wśród słuchaczy uniwersytetów”. Dbałość o tę właśnie grupę widać było niejednokrotnie na kartach „Rycerza Niepokalanej” którego był redaktorem naczelnym. Z wielkim niepokojem i troską pismo to informowało czytelników o wszelkich przejawach aktywności wolnomularstwa na tym polu. Stąd też z pewną obawą pisało np. o tym, że: „masoni w Los Angelos wydali w roku zeszłym około 30 tysięcy dolarów na zapomogi dla studentów, co wskazuje, jak zależy masonerji na pozyskaniu młodzieży akademickiej”. Było to zresztą o tyle ważne, że zdaniem Ludwika Hassa istniejąca w tym czasie sytuacja skierowała „w różnych krajach uwagę zwolenników udziału 'sztuki królewskiej' w życiu publicznym na sprawę wychowania młodzieży w duchu ideałów humanitaryzmu”.

Zainteresowanie masonerii młodzieżą jest więc aż nadto widoczne. Czemu jednak ochrona tej grupy przed wpływami wolnomularstwa była wg o.Maksymiliana aż tak istotna? Pisząc o zaniku moralności, zwłaszcza wśród młodzieży, motywował to zjawisko tym, iż „kina, teatry, literatura, sztuka kierowane w wielkiej części niewidzialną ręką masonerii, zamiast szerzyć oświatę, gorączkowo pracują w myśl uchwały masonów: 'My Kościoła katolickiego nie zwyciężymy rozumowaniem, ale zepsuciem obyczajów'”. „Niewidzialna ręka masonerii...” Można by się w tym miejscu zapytać - cóż to za insynuacje i skąd w ogóle takie przypuszczenia. Czy jednak podejrzenia o usiłowanie wpływania przez wolnomularstwo na opinię publiczną były całkiem bezzasadne? Spróbujmy rozejrzeć się za jakąś podstawą do tego typu stwierdzeń. Pisząc o tym okresie Ludwik Hass zauważa przecież, że w UFL-u (Powszechnej Lidze Masońskiej) „sporo uwagi poświęcano zagadnieniu propagandy wolnomularstwa za pośrednictwem sztuki, prasy i kina”. Ten fakt może chyba o czymś świadczyć.

W opublikowanym 30 czerwca 1982 roku w „St. Louis Jewish Light” artykule „Oskarżenia i prawda” autorzy oskarżają brata Maksymiliana o naiwność. Twierdzenie takie starają się argumentować tym, że „bezkrytycznie przyjmował i szerzył mit o 'spisku międzynarodowym', w którym Żydzi, masoni, liberałowie, socjaliści i komuniści łączą się ze sobą i spiskują po to, by podkopać istniejący porządek światowy i czynią to szerząc niezadowolenie i przygotowując światową rewolucję, która ma w ostatecznym wyniku doprowadzić do zapanowania Żydów nad światem. Kolbe coraz to wspominał o żydowsko- masońsko- komunistycznym 'spisku', rzekomo wymienianym w 'Protokółach mędrców Syjonu', sfałszowanym dokumencie rosyjskim”. Poruszony tu został problem „Protokółów...” do których miałby się odwoływać Maksymilian Ma Kolbe przy uzasadnianiu twierdzeń o „światowym spisku”. W rzeczywistości w jego pismach dokument ten wspominany jest zaledwie dwukrotnie. Czy jednak fakt, iż w ogóle się tam pojawia musi od razu oznaczać naiwność autora? Dzisiaj patrzymy na tę książkę z perspektywy kilkudziesięciu lat, ale jak pisał Jędrzej Giertych, bez względu na to co o niej myślimy „nie można uważać za podstawę do krytyki, czy potępienia kogoś za to, że na nim ta książka zrobiła wrażenie w r.1924 i 1926, [...] Ojciec Kolbe nie mógł wiedzieć, jakie opinie o tej książce będą ogłoszone po jego śmierci”. Zdania na temat tego dokumentu od samego początku były podzielone i jeszcze współcześnie Adrian Nikiel pisze: „Oczywisty jest autentyzm 'Protokołów Mędrców Syjonu', których tekst to zwykły wyciąg z Talmudu. Oczywiście dostrzegamy w tym dziele liczne naiwności i dziwactwa, ale nikt nie powinien ogłupiać ludzi zarzutem fałszerstwa czy antysemickiego spisku. Nawet gdyby ktoś udowodnił niezbicie, że 'Protokoły' nie są tym, czym są, musiałby przynajmniej zgodzić się, że tajemniczy autor był potężnym prorokiem”.

Sygnowany nazwiskami dyrektora „St. Louis Center for Holocaust Studies” Warrena Greena i profesora Daniela L. Schlafly'ego jr z Uniwersytetu Saint Louis, artykuł „Oskarżenia i prawda” nie jest głosem odosobnionym. W związku z kanonizacją o. Maksymiliana pojawiło się w stosunku do niego szereg oskarżeń o antysemityzm. Oskarżenie o naiwność mogło w taj sytuacji, zdaniem niektórych stanowić pewne usprawiedliwienie wobec zarzutów. Kilka dni wcześniej, 25 czerwca, ci sami autorzy rozpoczęli więc drobiazgową kampanię w obronie o. Maksymiliana. W oświadczeniu zamieszczonym w „St. Louis Review” podtrzymywali, że „oskarżenia, iż ojciec Kolbe był związany 'wściekłym rasistowskim antysemityzmem' są fałszywe”. W liście do wydawcy „New York Review of Books” reagowali oni podobnie w przeglądzie książki Johna Grossa, w której autor wyraził opinię, że o. Kolbe „podnosił w górę bezwzględną antysemicką kampanię”. Green i Schlafly zauważyli wtedy niezwykle trafnie, że „jego obraz Żydów jak i wszystkich którzy nie podzielali jego wiary to dostrzeganie ludzi którzy byli więźniami błędu a nie obiektem nienawiści”. Wszak jak pisał o. Maksymilian w liście do br. Łukasza Kuźmy z 23 sierpnia 1934 roku: „co się tyczy Żydów, uważam, że należałoby poważnie podjąć zadanie nawrócenia ich, ale w sposób roztropny, doprawdy bardzo roztropny. Niekoniecznie trzeba o tym pisać na łamach 'Rycerza', ani w ogóle nigdzie w sposób głośny. Być może w odpowiednim czasie 'Rycerz' w żargonie spełni to zadanie”.

14 grudnia 1982 Cohen, reporter „Washington Post”, pisał iż przy okazji wspominania o kanonizacji o. Kolbe pojawia się pogłoska, że był on antysemitą. Podczas gdy pozornie uznaje on, że był to „nadzwyczajny i bezinteresowny" człowiek równocześnie podsumowuje swój przekaz stwierdzeniem „On i jemu podobni tworzyli środowisko sprzyjające dla Holokaustu przez propagowanie antysemityzmu, oni tworzyli pomost dla horroru nie do pomyślenia który z tego wyniknął”. Tu atak stanowi jedynie niewielką konkluzję do zasadniczego tekstu lecz nie zawsze zarzuty były tak zawoalowane. Zwłaszcza w środowiskach Żydów amerykańskich pojawiło się szereg głosów zgodnych z waszyngtońskim korespondentem „The Nation” Christopherem Hitchensem, który opisywał o. Kolbe jako „człowieka rzeczywiście stosownego do Inkwizycji" do „bezwzględnego rozpalania pieca” prowadzącego w konsekwencji do zniszczenia. Rabbi Zev Nelson, pisał dla „Boston Jewish Advocate”, że o. Maksymiliana poprzez swoją aktywną publicystykę„realizował bezwzględne kampanie antysemickie". Żydowski wydawca Rabbi Robert Gordis pytał wręcz „Jeżeli tak wygląda święty, kto potrzebuje grzeszników?”

André Frossard słusznie zauważa jednak, iż „Nie można osądzać wstecz ojca Kolbego na podstawie dowodów, jakich dostarczyła później nienawiść. Niskiego, podłego uczucia antysemityzmu - zostało to dowodnie wykazane - nie znał najdrobniejszy atom jego osoby. Żyd był jego bliźnim, chciałby, żeby stał się mu jeszcze bliższy, to wszystko. Nigdy, ale to nigdy, nie uchybił miłości”. Nie bez kozery więc Jędrzej Giertych akcentował z naciskiem „chcę podkreślić to, że Ojciec Kolbe z pewnością nie był wrogiem Żydów, a już w szczególności 'rasowym' (rasistowskim), czy 'zoologicznym' antysemitą. Widział on w Żydach dusze stworzone przez Boga, za które się modlił i którym chciał przyjść z pomocą, gdy były w potrzebie”.

Antysemityzm to jak czytamy w Encyklopedii Katolickiej „uprzedzenie, nietolerancja, wrogość lub nienawiść w stosunku do ludzi narodowości lub pochodzenia żydowskiego”. Jest to określenie zgodne z ogólnie przyjętymi definicjami. Jak więc miał się do tego rzeczywisty stosunek Maksymiliana Kolbego do Żydów? Wbrew pojawiającym się niekiedy zarzutom z pewnością nie był on „zoologicznym” antysemitą, a co więcej jego stosunek do takich poglądów był z gruntu negatywny. On sam w liście do o. Anzelma Kubita z 22 czerwca 1937 roku pisząc o ks. Trzeciaku podkreślał „jest to taki antysemita, graniczący z szowinizmem, że 'Mały Dziennik' nie może iść po jego linii i dlatego nie wszystkie jego artykuły (które on przysyła) są drukowane w 'Małym Dzienniku'”. Myślę że nie od rzeczy będzie zacytować w tym miejscu jego list z Nagasaki do o. Mariana Wójcika z 15 lipca 1935 roku. Czytamy tam m.in.: „Mówiąc o Żydach bardzo bym uważał na to, żeby czasem nie wzbudzić, albo nie pogłębić nienawiści do nich w czytelnikach i tak już nastrojonych do nich czasem nawet wrogo. Na ogól więcej bym się starał o rozwój polskiego handlu i przemysłu niż piętnował Żydów. Oczywiście zdarzają się i wypadki złej woli z ich strony, kiedy to trzeba będzie wystąpić energiczniej, nie zapominając, jednak o tym, że naszym pierwszorzędnym celem jest zawsze n a w r ó c e n i e i uświęcenie dusz, czyli zdobycie ich dla Niepokalanej, miłość ku wszelkim duszom, nawet Żydów i masonów i heretyków. itp.”

Używane przez ojca Kolbe określenie „masoneria” jest pojęciem bardzo szerokim. Problem ten uważał za sprawę niezwykle ważną, gdyż z jej działalnością wiązał większość działań antykatolickich. Przekonanie takie widać w słowach: „Czytając dyplomik widzimy że celem M.I. jest w pierwszym rzędzie nawrócenie wszystkich, a zwłaszcza masonów , ponieważ w naszych czasach oni niestety stoją na czele akcji antykatolickiej, również i tam, gdzie ich niezbyt widać”. W rękopisie „Wrogowie Kościoła dzisiaj” brat Maksymilian zapisał ponadto w związku z tym, iż: „Głowa [masonerii] jest nieznana i działa zawsze z ukrycia, tak ażeby utrudnić przeciwdziałanie. To z tego warsztatu zaczęła się rewolucja francuska i seria rewolucji między 1789r. i 1815 i także... wojna światowa, a pod jej wpływem działali Voltaire, d'Alembert, Rousseau, Diderot, Choiseul, Pombal, Arands, Tanucci, Haugwitz, Byron, Mazzini, Palmerston, Garibaldi i inni”.

Z wizją odpowiedzialnej za wszystkie poczynania antykatolickie masonerii związana jest również jego gwałtowna i zdecydowana reakcja na opublikowany w socjalistycznym „Dzienniku Ludowym” oszczerczy artykuł na temat Niepokalanowa. W skierowanym wtedy do o. Anzelma Kubita liście zwierzał się z go dręczących wątpliwości co do właściwego postąpienia w tej sprawie. Naświetlając cały problem pisał: „Na ogół prasa socjalistyczno- komunistyczno- masońska ciągle łączy napaść na religię i instytucje kościelne z Niepokalanowem, 'Rycerzem' lub 'Małym Dziennikiem'”.

Przez całe swoje życie Ojciec Kolbe był przeświadczony o wielkim niebezpieczeństwie, jakie dla Kościoła przedstawiała masoneria. W jego pismach drukowanych zarówno jak i w jego listach, ciągle przewijają się wzmianki o masonerii” - pisał Jędrzej Giertych. Prawdą jest, iż problematykę masońską brat Maksymilian poruszył ogółem w 58 swoich pismach. Wśród nich wymienić należy: listy, teksty programu Rycerstwa Niepokalanej, dzienniczek mszalny, zapiski z podróży, pamiętnik, artykuły oraz dwie konferencje ascetyczne zanotowane przez słuchaczy. Jest to dosyć dużo, choć biorąc pod uwagę jego niezwykle bogatą spuściznę pisarską nietrudno zauważyć, że nie jest to u niego temat wiodący i pozostaje on raczej w cieniu pracy nad rozwojem duchowym i działalności misyjnej.

Mimo swego zdecydowanie negatywnego stosunku nie demonizował on działalności wolnomularzy tj. nie starał się przypisywać należącym do tej organizacji ludziom cech przynależnych demonowi. Szatan charakteryzuje się tym, że całe jego działanie jest już z założenia złe i nie ma w nim działań przemieszanych. W tym co robi nie może być mowy o zaślepieniu czy nierozwadze, ponieważ jedynie zło jest tym co popycha go do działania.

Maksymilian Ma Kolbe wyraźnie odróżniał ludzi od struktur, które uważał za błędne i niewłaściwe. Pisał więc „Głową piekielnego węża, to bez wątpienia obecna m a s o n e r i a. Nie mówię masoni, bo to ludzie nieszczęśliwi, ale ich dążność, ich organizacja skierowana przeciw Bogu i szczęściu dusz”. Przynależność do wolnomularstwa uważał za jakiś przejaw głupoty czy bezmyślności. Można to zauważyć w jego liście skierowanym do o. Kornela Czupryka, kiedy to nakreślając cele Niepokalanowa podsumowuje to zdaniem „Wtedy padną herezje, ateizmy, masonerie i wszystkie inne podobne z grzechów płynące głupstwa”.

O takim właśnie stosunku do wolnomularzy świadczyć może również fakt złożenia przez o. Maksymiliana w dniu 28 października 1928 roku wizyty w mieszkaniu Tadeusza Gałeckiego w Warszawie. Ten, którego próbuje się niejednokrotnie określać mianem „masonożercy” odwiedza najwyższego w kraju dostojnika wolnomularskiego. Wszak dopiero w rok później, w grudniu 1929 roku doszło do rezygnacji Andrzeja Struga ze stanowiska Wielkiego Suwerennego Komandora Rady Najwyższej 33 i Ostatniego Stopnia Rytu Szkockiego Dawnego Uznanego. Jeszcze później wystąpił on całkowicie z ruchu, choć jak podkreśla Ludwik Hass „bez formalnego jednak zerwania z nim”.

Maksymilian nigdy nie próbował demonizować, w efekcie czego nie mówił o potrzebie zwalczania masonów czy też ich unicestwienia lecz raczej starał się podkreślać konieczność ich nawracania. Zapytywał więc na kartach „Rycerza Niepokalanej”: „czyż nie lepiej wam, masonom polskim [...] zwrócić się szczerze do Boga, uznać Zbawiciela Jezusa Chrystusa, pokochać Niepokalaną i pod Jej sztandarami zdobywać dla Niej dusze?... Czyż wolicie należeć do tej głowy węża oplatającego świat, o którym powiedziano: 'Ona zetrze głowę twoją?”. Nie próbował demonizować i nie nawoływał w swych wypowiedziach do wytępienia ogniem i mieczem. „R y c e r z , M i l i c j a, w a l k a: wojowniczo brzmią te słowa, bo i oznaczają wojnę. Nie walkę przy pomocy karabinów, kulomiotów, armat, samolotów, trujących gazów, ale - prawdziwą walkę. Jakaż jej taktyka? Przede wszystkim modlitwa” - pisał w artykule „Nasza Taktyka”. Przez całe życie toczył więc „Walkę ze złem, które stanowi to wszystko co skalane, co nie pochodzi od Boga, to wszystko co pochodzi od węża piekielnego... wszystkie nasze wady, nasze winy”.

 

Nornert Wójtowicz/opoka.org.pl