Zacznijmy od cytatu z tekstu Wiśniewskiej: „Wedle jezuity ks. Krzysztofa Mądela kult relikwii może być niezrozumiały dla współczesnych. - A dla niektórych nawet gorszący, zwłaszcza że papieża cenili także ludzie stojący z dala od Kościoła. Zamiast relikwii przydałaby się opowieść o życiu papieża. Dla części wiernych kropelka krwi znaczy więcej niż encyklika, ale nie możemy tylko utrwalać przyzwyczajeń. Relikwie wymagają ucałowania i uszanowania. Pobożność na tym cierpi. Nie uczymy kreatywnego myślenia w Kościele - mówi ks. Mądel”.

 

A teraz pora na polemikę. Zacznijmy od pierwszego zdania. „Kult relikwii może być niezrozumiały dla współczesnych”, „a dla niektórych nawet gorszący” - przekonuje jezuita. A ja mam wrażenie, że o. Mądel żyje w jakiejś innej rzeczywistości, niż ja. Otóż wokół mnie pełno jest ludzi, którzy wydają kasę na pamiątki po Michaelach Jacksonach, Elvisach Presleyach czy innych sezonowych gwiazdkach. Nie brak też ludzi, którzy kupę kasy wydają na piłki z podpisami piłkarzy czy na koszulki z potem piosenkareczki. Po co to robią? Bo mają przekonanie, że w ten sposób zbliżają się do wielkości (niekiedy dyskusyjnej tych osób), że nawiązują z nimi jakąś relację... I nie ma tym nic niezrozumiałego dla współczesnych. Większość to rozumie.

 

I na podobnej zasadzie, tyle, że prawdziwej, a nie tylko wyobrażonej, oparty jest kult relikwii. Czcimy je, by spotkać się ze świętym, by przez jego cielesność, czy przez obcowanie z bliskimi mu przedmiotami zbliżamy się do świętego, spotykamy z nim, pomagamy sobie w obcowaniu świętych. Tu jednak spotkanie jest autentyczne, bowiem święty żyje naprawdę w Bogu, i może nas wysłuchać... Co zatem ma być w owym kulcie tak niezrozumiałego dla współczesnych, zaiste nie wiem. No chyba, że problemem jest świętość, której współcześnie nie rozumieją i nie akceptują. A zresztą, jako żywo jezuici, nigdy nie byli od tego, żeby wycinać niezrozumiałe elementy nauczania, ale żeby je wyjaśniać. Nie rozumiem, dlaczego ojciec Mądel ma inaczej.

 

Nie rozumiem też tendencji do przeciwstawiania sobie „opowieści o życiu papieża” i jego relikwii. I jedno i drugie jest potrzebne, i nie widzę powodu, by opowieść miała być zamiast. Ja inaczej niż ojciec Mądel uważam, że bogactwo jest wartością, i dlatego poza rozmowami lubię też robić inne rzeczy z żoną. I nie sugeruje, że jedno jest ważniejsze od drugiego, albo że jedno powinno zastąpić drugie. Masa rzeczy ważnych jest w miłości, także tej do świętych, i nie ma powodów, by jedne drugim przeciwstawiać. Nie ma także sprzeczności między kropelką krwi, której oddajemy cześć, a encykliką, którą czytamy. Jedno jest modlitewnym doświadczaniem świętych obcowania, a drugie intelektualną ucztą... Obie rzeczy są istotne.

 

I wreszcie kwestia ostatnia. Zupełnie nie rozumiem, w jaki to cudowny sposób pobożność ma cierpieć z powodu oddawaniu kultu relikwiom, i dlaczego taki kult ma nie sprzyjać kreatywnemu myśleniu w Kościele? Może jestem zbyt prosty, ale mam poczucie, że człowiek modlący się za wstawiennictwem świętego, na którego relikwie spogląda, raczej rozwija swoją pobożność, niż ją krzywdzi. A człowiek prawdziwie pobożny, zaangażowany, religijny jest jednocześnie najbardziej kreatywny, w Bożym, a nie ludzkim sensie tego słowa.

 

Tomasz P. Terlikowski