O co poszło tym razem? Otóż o doniesienie z „Dziennika. Gazety Prawnej”, że rzekomo jakieś dokumenty z komisji kodyfikacyjnej przy ministerstwie sprawiedliwości miały być przekazane komuś z Opus Dei. Palikot zaś uznał, że to zapewne nie bulwersuje Kaczyńskiego. „Pewnie Kaczyńskiego nie bulwersuje fakt, że komisja kodyfikacyjna przy ministerstwie sprawiedliwości konsultowała zmiany w przepisach dotyczące aborcji z Opus Dei? Czyli z wywiadem obcego państwa jakim jest Watykan? Mnie zaś TO właśnie niepokoi, jeśli mówimy o suwerenności, nie flaga unijna. A jeśli już mamy mówić o godności narodu, o samostanowieniu, o suwerenności, to w związku ze zbyt dużą rolą i prawami Kościoła, a nie Brukseli” - napisał Palikot. I choć można by wskazywać, że Opus Dei nie jest wywiadem, ale prałaturą personalną, której celem jest formacja członków i sympatykow, to w istocie nie ma to sensu, bo lider „Twojego Ruchu” i tak wie swoje.

Podobnie, jak wie, że karanie za aborcję, to opinia charakterystyczna dla Opus Dei. Tyle, że i to jest bzdurą, bo uznanie aborcji za zło, to po prostu pogląd katolicki...

TPT/naTemat.pl