Dzisiaj obóz władzy ewidentnie złapał zadyszkę. Za dużo kłótni pomiędzy koalicjantami, drobne, lecz szkodliwe wpadki wizerunkowe, widoczny brak ideowości wśród ludzi, którzy budują zaplecze. Oczywiście najbardziej szkodzą pandemia i kryzys.

Gdyby teraz odbywały się wybory, PiS znalazłby się pewnie nieznacznie poniżej progu niezbędnego do większości. Czy to oznacza, że straciłby władzę? Nie jest to takie pewne. Sondaże nie dają wyraźnej przewagi żadnej z partii opozycyjnych. Minimum cztery z nich musiałyby wejść do rządu. Prezydent nie będzie związany z żadnym ugrupowaniem opozycyjnym. Nawet jeżeli dadzą radę wyznaczyć premiera, to raczej nie sklecą sensownego rządu. Oczywiście mogą „posklejać” rząd bezsensowny, ale i to będzie trudne. O wspólnym programie poza walką z PiS nie wspomnę. Taki rząd przewróciłby się bardzo szybko. Dzisiaj przyspieszone wybory raczej by zaszkodziły opozycji, niż jej pomogły, bo albo rozwieją nadzieje na objęcie władzy, albo tę opozycję skompromitują. Ale i obóz władzy nie chce przyspieszonych wyborów. Mogą być w nim pewne przetasowania, próby wciągania Konfederacji, Kukiza albo PSL do gry, jednak nikt rządu oddawać nie chce. Jeżeli nie zdarzy się naprawdę coś nieoczekiwanego, obecna ekipa dociągnie do wyborów za dwa i pól roku. Sądzę, że najtrudniejszy będzie ten rok. W przyszłym wszyscy będą trochę bardziej ulegli.

Co dadzą radę skończyć przez całą kadencję? Częściowe przezbrojenie i rozbudowę polskiej armii tak, żeby miała zdolność do realnego działania. Wymieniam to jako punkt pierwszy, bo bez tego wielu rzeczy nie uda się nam zrobić. Po drugie, pełną niezależność energetyczną. Po trzecie, rozwinięcie połączeń regionalnych (Międzymorze itd.) w takim stopniu, że nie da się już tego zatrzymać. Po czwarte, częściową reformę sądów. Pełna reforma się już nie uda. Wiele rzeczy w wymiarze sprawiedliwości idzie za wolno, ale zmiany będą jednak następowały. Rozbudowę polskiego potencjału gospodarczego. Zrobią tylko częściowe zmiany w mediach. Wprawdzie proporcja lewicowo-liberalnych i konserwatywnych się poprawiła, ale jest to nietrwałe. W dodatku w ekipie rządzącej kompletnie brakuje zrozumienia dla budowy mediów społecznościowych, a to od nich zależy aktywność młodzieży, wkrótce też dotknie to ludzi trochę starszych. Niemniej zmiany, które są dokonywane, zmniejszą trochę nierównowagę.

Można powiedzieć, że po ośmiu latach rządów PiS Polska będzie innym krajem, ale niestety nie wszystkie zmiany będą nieodwracalne. Do tego, aby były trwałe, niezbędna jest trzecia kadencja. Może to być kadencja nawet niepełna i jeśli trzeba – z częściowym udziałem niektórych partii obecnej opozycji, ale na warunkach PiS-u. Wtedy dopiero Polska znajdzie się w miejscu, w którym trudno będzie cofnąć ją z drogi budowy silnego, niepodległego państwa.

Co jest potrzebne, by tak się stało? Dotrwanie do pełnej kadencji mniej więcej w pełnym składzie z 2019 roku, szanowanie własnych wyborców i ożywienie ducha ideowości, który zawsze był największą siłą PiS-u. Oczywiście wiele zależy od radzenia sobie z kryzysem, ale tu jest nie najgorzej.

Mam też – nie wiem czy dobrą – informację dla Jarosława Kaczyńskiego – do przyszłych wyborów nie może marzyć o emeryturze. Nie widzę nikogo, kto posklejałby cały obóz. Jeżeli wygra kolejne wybory, to wtedy może zaryzykować, choć taki Trump, starszy od niego, o emeryturze nie myśli. Pewnie pokłócą się bez Kaczyńskiego, ale Polska będzie już zupełnie inna. Nawet jeżeli trzecia kadencja nie będzie pełna, to i opozycja trochę dorośnie. Taki mam prywatny plan na najbliższe cztery lata. 

Tomasz Sakiewicz

Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika „Gazeta Polska” nr.09; data: 03.03.2021.