Dzisiaj media obiegła wieść o rzekomej kolejnej ofierze homofobicznej, nacjonalistycznej Polski. Przemysław Witkowski, lewicowy dziennikarz i aktywista został pobity na jednym z bulwarów we Wrocławiu. Jak twierdzi, „był to ewidentny atak na tle politycznym i na tle ideologicznym”. Jednak prawda może okazać się zupełnie inna. To kolejna tego typu manipulacja.

Jak ustalił portal tvp.info, pobicie mogło być osobistą zemstą na Witkowskim za jego publikacje na temat „autonomicznych nacjonalistów”.

- Wszędzie na tych bulwarach w tym miejscu są napisy nienawistne, »LGBTQ pedofilia«, »autonomiczni nacjonaliści«, (...) i wszędzie krzyże celtyckie” - mówił zakrwawiony dziennikarz

- Oczekuję od państwa poważnego zajęcia się tematem autonomicznych nacjonalistów, łącznie z aresztowaniami i stawianiem zarzutów – dodał. 

Miesiąc temu sam dziennikarz "Krytyki Politycznej" i portalu "Oko.press" tłumaczył, że przy spotkaniu z osobą  o innych poglądach trzeba „j***ć go” wraz ze znajomym, wymierzając raz za razem „mentalne lepy”, bo „niektórzy ludzie rozumieją tylko przemocowy język”. Dziennikarz swój wpis już skasował, zachowały się jednak screeny jego wypowiedzi. 


„Zaczyna się od mentalnej lepy, potem daje się ich jeszcze kilka i to jeszcze zanim powiedzą wam szczęść boże czy inne dzień dobry (…) Niektórzy ludzie rozumieją tylko przemocowy język i nie ma co się oburzać. Tak już jest i będzie. Jak myślicie, że ich zmienicie dobrocią i rozsądkiem, może już przestańcie, ok? Coraz więcej osób na szczęście to rozumie.” - można było przeczytać

- Lewacki aktywista P. Witkowski został pobity. Ale za co? Jego opowieści, że faszyści pobili go za krytykowanie graffiti, to IMHO "bajki z mchu i paproci". Ale widzę tu cwany zamysł zdyskontowania zajścia i zagrania męczennika. Bo skoro rany już są, to niech chociaż się opłacą! - skomentował sprawę na Twitterze pisarz Jacek Piekarczyk

bz/TT