Tomasz Poller, Fronda.pl: Zapytam o znaczenie spotkania Duda - Trump. Media opozycyjne wobec rządu starały się od dłuższego czasu rangę tej wizyty obniżać. Możnaby tu wiele cytować: Miłe słowa, niewiele konkretów, Duda to łatwy gość w Białym Domu, Duda jest używany do karania Merkel, Polska jest izolowana (lub też: Trump jest izolowany i przyjmie każdego), spotkanie Dudy z Trumpem to w sprawach wojskowych porażka, sprawa budowy fortu Trump jest ostatecznie pogrzebana. I tak dalej... Czy faktycznie jest tak źle? A mówiąc poważnie, jakie ta wizyta miała znaczenie?


Andrzej Talaga: Nie chcę się odnosić do tego, co mówi opozycja czy media opozycyjne wobec rządu. Niewątpliwie wizyta - pierwsza wizyta obcego przywódcy od wybuchu epidemii Covid19 - jest znacząca, bo przecież mógł tam pojechać każdy inny prezydent, a pojechał prezydent Polski. Nie można tego deprecjonować, bo to po prostu jest fakt.

Czy wizyta naprawdę miała na celu wypracowanie jakichś konkretów, czy jednak była wizytą kurtuazyjną? Raczej to drugie. Od początku było takie założenie. Oczywiście, w Polsce formułowano oczekiwania, które niekiedy były zbyt duże. Wymieniano wręcz nazwy konkretnych jednostek, mówiono o eskadrach F16... To oczywiście byłoby przedwczesne, rzecz biorąc niemożliwe do ustalenia w tak krótkim czasie. I do podpisania. Czegoś takiego nie da się załatwić podczas jednej wizyty. Nie wiemy też do końca, co dokładnie w rozmowach poruszano.

 

To oczywiste, że te deklaracje są ogólne i trudno spodziewać się jakichś zbytnich szczegółów. Ale dość znaczące deklaracje padły. Pojawiła się tu kwestia relokacji wojsk USA oraz zwiększenia ich obecności w Polsce. Czego w tym zakresie należałoby się spodziewać?

 

Taka deklaracja została zresztą złożona już w ubiegłym roku. Prezydenci potwierdzili, że ustalenia te są nadal aktualne. Co do podpisania konkretnego porozumienia, istnieje tutaj rozbieżność poglądów na temat tego, jak miałaby wyglądać eksterytorialność baz, jak dalece miałaby sięgać podległość żołnierzy amerykańskich jusysdykcji polskiej. Tego jeszcze nie ustalono przed tą wizytą. Nie padły nazwy jednostek czy dane co do ilości sprzętu, który miałby być przebazowany. Ale czy miało to zostać teraz ustalone? Raczej nie. Pamiętajmy zresztą, że relokacja tysiąca żołnierzy więcej wygląda dobrze w mediach, ale niekoniecznie realnie wzmacnia siłę bojową.

 

Pojawiły się tu i ówdzie przekazy o zainstalowaniu w Polsce amerykańskiej broni jądrowej. Plotki, rodzaj sensacji medialnej?


Raczej sensacja medialna. Choć ewentualnie, wybiegając w przyszłość, jest taka możliwość. Chodziłoby tu jednak nie tyle o broń amerykańską, ile natowską, a konkretnie o bomby taktyczne. Jest to broń faktycznie produkcji amerykańskiej i jest w bazach amerykańskich, ale podlega ona NATO. Mogą jej użyć poszczególne kraje w wypadku wojny; taką możliwość mają Niemcy, Turcja, Włochy. Suwerennie, ale w pełnym porozumieniu z NATO. Jeśli chodzi o Polskę, taka możliwość hipotetycznie istnieje, bo jesteśmy członkiem sojuszu i być może sytuacja wymagałaby przebazowania takiej taktycznej broni nuklearnej. Przeszkodą obecnie jest memorandum NATO -Rosja, na razie nie ma też koncepcji, by takiego przebazowania tej broni dokonać. Taka koncepcja jak najbardziej pozytywna i gdyby w przyszłości miał miejsce co do tego konsensus (podkreślam, że musiałoby tu dojść do konsensusu), byłby to pomysł zupełnie dobry.

 

Prezydent Trump właśnie teraz powtórzył informację o zmniejszaniu liczby wojsk amerykańskich w Niemczech. Z Niemiec słychać z kolei negatywne reakcje na sygnały o wzroście znaczenia Polski na świecie. Świadczą o tym artykuły w niemieckich mediach; takie wątki są chętnie podejmowane przez media polskojęzyczne. Niemcy chyba jednak będą musiały się pogodzić z tym, że ranga Polski wzrasta...


Nie widzę w najmniejszym stopniu problemu dla Niemiec we wzroście znaczenia Polski. Polska jest wraz z krajami Grupy Wyszehradzkiej ważnym partnerem dla Niemiec i alternatywą dla Francji. Jeśli chodzo o wymianę handlową, Grupa Wyszehradzka jest większym partnerem dla Niemiec niż Francja. Wiem, że są różne głosy, ale bazując na faktach, realny rozwój sytuacji gospodarczej skazuje Polskę i Niemcy na współpracę. Obecny rząd Niemiec, owszem, nie lubi rządu polskiego, np. z powodów ideowych i to jest fakt, ale te animozje są raczej chwilowe. Ranga Polski niewątpliwie wzrosła. Bo gospodarka polska wzrosła i staliśmy się ważnym graczem. Gospodarka Polska radzi sobie dobrze, przeszła też dobrze dwa kryzysy, kryzys 2008-10 oraz kryzys migracyjny, który wstrząsnął Europą Zachodnią, a Polski nie dotknął, co miało miejsce dzięki dobrej polityce migracyjnej polskiego rządu. Wydaje się, choć to nie koniec, że przejdziemy całkiem dobrze przez obecny kryzys. To jest ranga Polski, którą sami zbudowaliśmy. Niemcy biorą to pod uwagę. Jesteśmy dla Niemiec nie tylko rynkiem zbytu, ale ważnym partnerem gospodarczym. To jest biznes i dla nich i dla nas. Chęci i niechęci wzajemne tego nie zakłócą, choć w mediach pewnie nie raz niejedna jeszcze burza wybuchnie...

 

Zapytam o skutki dla Europy Środkowowschodniej. W deklaracji pojawia się temat Trójmorza, w ogóle sygnały amerykańskiego wsparcia dla naszego regionu i polskiej polityki wschodniej są czytelne. A abstrahując od ostatniego spotkania prezydentów i biorąc pod uwagę szerszy kontekst i dłużej trwające procesy, czego należy się spodziewać ze strony Rosji? Jakie są Pana prognozy, jeśli chodzi o przyszłość relacji amerykańsko-rosyjskich?

 

Inicjatywa Trójmorza Amerykanom się podoba. Przede wszystkim jest inicjatywą powstałą wewnątrz Unii, która zarazem tej Unii nie rozbija. Amerykanie nie muszą tutaj działać wbrew czemuś i czegoś rozbijać. Natomiast bacznie się przyglądają, jak ten projekt się rozwinie. Ażeby jednak Trójmorze stało się ważne w polityce międzynarodowej, musi istnieć chęć w państwach członkowskich do jego rozbudowywania. Spójności wewnętrznej w tej grupie nie ma. Tak na prawdę zainteresowane są Polska i Rumunia, inne kraje orientują się na różną współpracę z różnymi innymi krajami, czy choćby takie balansowanie, jak w przypadku Węgier. Dla nas może bardziej istotna jest inicjatywa B9, czyli wszystkie państwa wschodniej flanki NATO. Nasze interesy są wspólne i wyraźne, a nasz głos jest słyszany w NATO. Co Rosja może tak na prawdę? Niewiele może, gdyż jej możliwości oddziaływania na ten region są coraz słabsze. Rosja jest państwem ubogim, które może najwyżej straszyć. Nie obawiałbym się w tym momencie jakichś przesileń. Oczywiście, w powietrzu wisi możliwość resetu w relacjach USA z Rosją, z uwagi na Chiny. Mogłoby to być groźne, gdyż wtedy Rosja stała by się Ameryce potrzebna, mogłaby stawiać warunki. Obecnie Rosja nie ma takich możliwości, nie ma narzędzi. Póki co, takiego niebezpieczeństwa nie widzę, gdyż do takiego resetu nie ma woli ani ze strony Trumpa, ani też jego konkurenta, Bidena.