Jak wskazuje Ernest Wyciszkiewicz, 22 października Biuro Kontroli Aktywów Zagranicznych (OFAC) przy Departamencie Skarbu USA wpisało na listę sankcyjną Rosnieft i Łukoil – dwa największe koncerny naftowe Rosji – oraz ich spółki zależne. Oznacza to pełne zamrożenie aktywów podlegających jurysdykcji USA oraz zakaz wszelkich transakcji z udziałem amerykańskich firm i obywateli.
OFAC ostrzegł również zagraniczne banki i przedsiębiorstwa przed współpracą z objętymi restrykcjami podmiotami, grożąc im sankcjami wtórnymi. Jak podkreśla ekspert, to pierwsze rzeczywiste sankcje gospodarcze wobec Rosji w tej kadencji Trumpa – wymierzone nie symbolicznie, lecz strategicznie w sektor energetyczny.
Dzień później Rada Unii Europejskiej przyjęła 19. pakiet restrykcji, obejmujący m.in. wstrzymanie importu rosyjskiego LNG od 2027 roku, ograniczenia wobec tzw. floty cieni, nowe kontrole eksportu towarów podwójnego zastosowania oraz działania przeciwko obchodzeniu sankcji.
Wyciszkiewicz zaznacza, że Rosnieft i Łukoil odpowiadają za ponad połowę rosyjskiego eksportu ropy, czyli ok. 2,8 mln baryłek dziennie. Przed nałożeniem sankcji przynosiły one Rosji ok. 100 mld dolarów rocznie – niemal połowę wszystkich dochodów budżetowych z ropy i gazu.
Po wejściu ograniczeń w życie analitycy przewidują spadek przychodów o 30–40 proc., pogłębiony utratą części klientów w Indiach i Chinach oraz rosnącymi kosztami transportu i ubezpieczeń.
W ciągu dwóch dni od ogłoszenia decyzji kursy akcji Rosnieftu i Łukoilu spadły o kilkanaście procent, a ich zyski netto w pierwszej połowie 2025 roku obniżyły się odpowiednio o 68 i 50 procent. Jak pisze autor, „perły w koronie Putina jadą na oparach, podobnie jak Gazprom i inne koncerny kontrolowane przez państwo”.
Sankcje odbiły się szerokim echem w Azji. Indie, dotychczas najważniejszy odbiorca rosyjskiej ropy, zapowiedziały ograniczenie zakupów od Rosnieftu i Łukoilu w obawie przed sankcjami wtórnymi. Choć New Delhi oficjalnie wyraziło „oburzenie”, największe indyjskie rafinerie zaczęły stopniowo dywersyfikować źródła dostaw.
Chiny zareagowały retorycznym potępieniem decyzji USA i UE, lecz państwowe koncerny – PetroChina, Sinopec i CNOOC – czasowo zawiesiły zakupy rosyjskiej ropy drogą morską. Pekin stara się chronić swoje przedsiębiorstwa przed konsekwencjami amerykańskich sankcji, jednocześnie utrzymując dostawy ropociągiem ESPO rozliczane w juanach i rublach.
„To mieszanka retorycznej solidarności z Moskwą i chłodnego pragmatyzmu” – zauważa Wyciszkiewicz.
Oficjalny przekaz Kremla tradycyjnie głosi, że sankcje „nie szkodzą, lecz wzmacniają gospodarkę”. Tymczasem, jak pisze autor, fakty mówią same za siebie: Rosja intensywnie zabiega o ich złagodzenie, a emisariusze Putina próbują przekonać administrację USA do rozmów.
Wyciszkiewicz wskazuje na kompromitującą scenę, w której wysłannik Kremla Kirył Dmitrijew został publicznie nazwany przez amerykańskiego sekretarza skarbu „rosyjskim propagandystą” – po tym, jak próbował podważyć skuteczność sankcji.
Ceny ropy wzrosły po ogłoszeniu sankcji o ok. 5 procent, ale to dopiero początek możliwych turbulencji. OPEC może albo pomóc Moskwie, redukując podaż i podbijając ceny, albo przeciwnie – zastąpić rosyjską ropę na rynku, pogrążając Kreml w jeszcze większych stratach.
W dłuższej perspektywie sankcje mogą przyspieszyć reorganizację światowego handlu surowcami energetycznymi i zmniejszyć zależność Azji od taniej ropy z Rosji.
Jak podkreśla Ernest Wyciszkiewicz, skuteczność sankcji zależy teraz od konsekwentnego monitoringu i egzekucji:
„Biały Dom uderzył w jeden z filarów rosyjskiej gospodarki. Jeśli uda się ograniczyć napływ petrodolarów, Kreml stanie przed problemem utrzymania równowagi makroekonomicznej. Trump nie tylko zaostrza presję – on topi Putina w jego własnej ropie.”
