Eryk Łażewski, Fronda.pl: W nocy z 31 lipca na 1 sierpnia w Szczecinie, działacze środowisk LGBT zawiesili tęczową flagę na pomniku Jana Pawła II. Warszawie zrobili to samo tak zwani „Obywatele RP” i działaczki KOD-u. Czy oznacza to, że uliczna opozycja polityczna i opozycja obyczajowa jednoczą swoje siły w walce z rządem zwalczającym „tęczowe prowokacje”?

Dr hab. Rafał Chwedoruk, prof. UW, politolog: Nie. Myślę, że nie mamy przesłanek, by tak twierdzić. Samo – notabene – wieszanie flag nie jest dewastacją. Z reguły ma krótkoterminowy charakter. Jest czymś innym, niż to, co mogliśmy obserwować w różnych krajach. Zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii w ostatnich tygodniach a propos pomników.

Pamiętajmy, że ruchy LGBT swoje polityczne sukcesy w świecie zachodnim osiągnęły głównie nie bezpośrednio poprzez politykę. Nie istniały przecież żadne partie LGBT, czy coś podobnego. Natomiast ten sukces był raczej budowany poprzez, po pierwsze – oddziaływanie ruchów społecznych, a po drugie – sferę kultury, szczególnie popkultury.

Także poprzez relacje z biznesem. Również w polskich realiach doskonale widać, że aktywność jednych (ruchów LGBT) i drugich (polityków) nie jest tożsama, a temat LGBT chyba dla wszystkich partii opozycyjnych jest w zasadzie w mniejszym lub większym stopniu problemem. Dla jednych większym, dla drugich mniejszym, Ze względu na to, że:

- po pierwsze, dla olbrzymiej części wyborców, zwłaszcza tych, którzy są mniej zdeklarowani w swoich preferencjach, może to być odbierane jako temat zastępczy i bardzo łatwo przy takich sporach o erupcję nie lubianych przez centrowych wyborców radykalizmów;

- po drugie, ze względu na to, że w elektoratach głównych partii opozycyjnych trudno mówić o jednoznacznej postawie wobec całego pakietu postulatów LGBT. Oczywiście, z gradacją przy różnych kwestiach.

Moim zdaniem jest to raczej działanie samych ruchów związanych z tymi środowiskami mających nagłośnić problem. A także - w jakimś sensie - być może coś wymusić na opozycji, którą trochę kosztowało w wyborach zeszłoroczne i tegoroczne zaangażowanie w tematy kulturowe.

Więc te prowokacje, to zawieszanie flag na pomnikach nie tylko JPII to byłby taki swoisty szantaż wobec opozycji?

Nie! Szantażem bym tego nie nazywał, bo partie opozycyjne mogą w temat wejść albo nie wejść. Mogą częściowo zaakceptować. Mogą reagować na to elastycznie. Tak jak chyba próbuje to robić Platforma. W ogóle się w tej sprawie nie wypowiadać poprzez głównych polityków, jak PSL. W każdym razie jest z całą pewnością tutaj pewien element nacisku na partie opozycyjne.

Czemu zatem służy zawieszanie flag na pomnikach?

Myślę, że w przypadku działalności ruchów społecznych (oczywiście to pojęcie jest dzisiaj pojęciem bardzo rozciągliwym), wiele ich dawnych wzorców (także z czasów, gdy ruchy LGBT kształtowały się w latach siedemdziesiątych) jest już nieaktualnych. Ale przyjmując to założenie, trzeba stwierdzić, że nie zawsze każde działanie jest prostą pochodną jakiejś wielkiej, długoterminowej strategii. Często po prostu sytuacyjnych kontekstów. Pojawienia się możliwości dotarcia do jakiegoś segmentu opinii publicznej i tak dalej. Natomiast z całą pewnością jest to element utrzymywania tematów w przestrzeni politycznej dyskusji.

Trudno się spodziewać, żeby w krótkim czasie, z powodu takich akcji, olbrzymia część Polaków zmieniła swoje poglądy na bardziej liberalne. Natomiast z całą pewnością utrzymywanie tego tematu w przestrzeni publicznej może mieć pewne znaczenie. Dokonuje się bowiem w sytuacji, w której długofalowe zmiany społeczne związane ze współczesnym kapitalizmem i globalizacją, liberalizują więzi społeczne oraz przyczyniają się do wzrostu postaw aprobujących wcześniej nie aprobowane zachowania.

A jaką rolę w tym wszystkim odgrywa aresztowanie tak zwanego „Margot”? Czy to ma być - na przykład - zapalnik „tęczowej rewolucji”?

Nie, nie! Myślę, że generalnie taka rewolucja do polskich realiów absolutnie nie pasuje. Nasza bierność (rzadko przerywana wielkimi zrywami) historycznie patrząc, przy całej masie swoich wad, ma tą zaletę, że nie jesteśmy skłonni do szybkich zmian.

Otóż powiedziałbym tak, że fałszywe jest spojrzenie na polską rzeczywistość (w kwestii obyczajowej oczywiście) segregujące Polaków na zwolenników liberalizmu i daleko idącej emancypacji oraz na zwolenników tradycyjnych wartości.

W istocie mamy do czynienia z aktywną liberalną mniejszością i z aktywną tradycjonalistyczną mniejszością. A między nimi znajduje się bardzo rozległe, eklektyczne centrum złożone z większości obywateli. A już z całą pewnością z większości wyborców. Oni się między sobą różnią przede wszystkim tym, której z tych mniejszości i ich reprezentacji politycznych bardziej nie lubią. Nie ma żadnej przestrzeni do tak gwałtownych i szybkich zmian obyczajowych, jakie się dokonały w niektórych państwach Europy Zachodniej. Nie ma także politycznych sił, które byłyby zainteresowane implementacją wielu z tych haseł. Nawet w przypadku głównych partii opozycyjnych, trudno byłoby mówić o jednoznacznym konsensusie, na przykład w sprawie prawa do adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.

Jest to po prostu element, etap „culture wars” na polską modłę. „Culture Wars”, które w Polsce są bardzo spektakularne. Tak samo zresztą, jak w Stanach Zjednoczonych, Australii i gdzie indziej. Ale w istocie angażują mniejszość danej społeczności.

Te aktywne mniejszości z różnych powodów łatwo docierają do opinii publicznej. Także sam temat sprzyja wywoływaniu emocji. Ale nie ma tu prostego przełożenia na politykę w skali makro. I przyznam, że z pewnym ironicznym uśmiechem traktuję dostrzeganie w tym jakiegoś wielkiego konfliktu kulturowego i tak dalej. Jest to po prostu nieuchronny skutek globalizacji świata, w którym żyjemy.

Natomiast nie tylko fikcje reżyserują polskie wybory i decyzje podejmowane przez większość wyborców. Może się więc okazać za ileś tygodni, że to co obserwowaliśmy teraz, to był tylko taki „letni wypełniacz politycznego czasu”, wykorzystany przez jeden z ruchów. Będzie tak zwłaszcza wtedy, gdy rzeczywistość ekonomiczna w świecie zacznie się komplikować i ujawnią się skutki pandemii oraz konieczności zatrzymywania wielu gospodarek.