"[...] Jeśli wybory w Polsce wygra Rafał Trzaskowski, to „Fort Trump” będzie nazywał się: „Fort Putin – Merkel”. Ponieważ pamiętajmy, że Platforma Obywatelska realizowała bardzo wyraziście, konsekwentnie i otwarcie linię podporządkowania Polski silniejszym partnerom w Europie" - mówi prof. Andrzej Nowak w rozmowie z portalem Fronda.pl Dziś publikujemy jego pierwszą część. Drugą będzie można przeczytać już jutro.


Eryk Łażewski, Fronda.pl: Zbliża się II tura wyborów prezydenckich. Jaka jest właściwie ich stawka? O co toczy się ta polityczna gra?

Profesor Andrzej Nowak, historyk, Uniwersytet Jagielloński: Najprościej rzecz ujmując: o fotel prezydenta. Miejsce wskazane przez Konstytucję urzędowi prezydenta jest wyjątkowo niefortunne, niejasne. Bo z jednej strony mamy do czynienia z olbrzymim mandatem, jaki uzyskuje prezydent przez wybór z woli wielu milionów obywateli, a z drugiej strony: z ograniczonymi kompetencjami. Mówię o tym dlatego, że z tego specyficznego miejsca, jakie wyznacza Konstytucja, nie wynika od razu rola prezydenta w rzeczywistości politycznej. Ona jest efektem połączenia (synergii) z konkretną sytuacją polityczną.

A dziś wygląda ona w ten sposób, że możemy mieć prezydenta, który będzie blisko tego „obozu”, który sprawuje władzę w Polsce od pięciu lat, czyli obozu Prawa i Sprawiedliwości. Prezydent ten będzie wspierał wzmocnienie pozycji państwa polskiego na arenie międzynarodowej. Przede wszystkim zaś wzmocnienie jego gospodarczego znaczenia wśród narodów europejskich poprzez takie inicjatywy, jak budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego, czy szereg działań infrastrukturalnych. Te ostatnie mają wzmocnić nie tylko interesy Polski na jej „wschodniej ścianie”, lecz także naszą zdolność obronną w niepewnej sytuacji XXI wieku. Chodzi tu o dozbrojenie armii w oparciu o nowoczesny sprzęt amerykański, oraz o większą obecność amerykańskiego wojska na polskiej ziemi. To są te elementy programu, który nie należy do kompetencji prezydenta (to jasno podkreślmy), ale który jednocześnie jest - przez połączenie wyboru Andrzeja Dudy ze sprawującą władzę formacją - niemal gwarancją, że ta polityka będzie kontynuowana.

Z drugiej strony: mamy do wyboru kandydata, który szydzi z tego, co to będzie z „Fortem Trump” (jak on będzie się nazywał!), jeżeli wybory w Stanach Zjednoczonych wygra nie Donald Trump, ale jego rywal. Oczywiście nazwa „Fort Trump” została, co przypomnę, zdezawuowana zarówno przez polską stronę negocjacyjną, jak i amerykańską. A więc jest to tylko wymiana ciosów retorycznych między dwoma stronami sporu w Polsce.

Pozostając w tej retoryce sporu, powiedziałbym, że jeśli wybory w Polsce wygra Rafał Trzaskowski, to „Fort Trump” będzie nazywał się: „Fort Putin – Merkel”. Ponieważ pamiętajmy, że Platforma Obywatelska realizowała bardzo wyraziście, konsekwentnie i otwarcie linię podporządkowania Polski silniejszym partnerom w Europie. Z jednej strony Niemcom, z drugiej strony: nie prowokowania strony rosyjskiej jakimkolwiek oporem przeciwko jej zamiarom tak daleko, jak dalece odpowiada to Niemcom. „Jeżeli Niemcy nie sprzeciwiają się jakiejś większej obecności Rosji w naszej części Europy, to my też się temu podporządkowujemy.” Taka była filozofia rządów Platformy Obywatelskiej. I oczywiście, można powiedzieć, że widomym skutkiem tych rządów (sprawowanych do spółki z PSL-em) było na przykład podpisywanie skrajnie niekorzystnych dla milionów polskich konsumentów umów gazowych z Gazpromem. Dzisiaj, skutkiem polityki Prawa i Sprawiedliwości, którą może wzmocnić ponowny wybór Andrzeja Dudy, jest bardzo prosty i wymierny wskaźnik: miliard sześćset milionów dolarów przelanych na konto „de facto” Państwa Polskiego przez Gazprom. Stało się tak wskutek stanowczej, twardej postawy rządu polskiego, który domaga się realizacji polskich interesów, a nie interesów silniejszych od siebie sąsiadów: czy ze Wschodu, czy z Zachodu.

Jeżeli wygra pan Rafał Trzaskowski, wróci naturalnie ta postawa osłabiająca determinację rządu polskiego, by walczyć o interesy Państwa Polskiego, oraz jego obywateli – konsumentów żyjących w tym państwie. Walczyć nawet kosztem pewnego zwarcia, pewnego wyraźnego formułowania własnych interesów w relacjach z silnymi sąsiadami. I taka – najprościej rzecz biorąc – jest polityczna stawka tych wyborów. Oczywiście, można ją rozwijać, rozbudowywać opis owej stawki.

A co z polityką wewnętrzną?

Jeżeli wygra Andrzej Duda, Zjednoczona Prawica będzie mogła piastować władzę prawdopodobnie przez następne trzy lata, mając do tego bardzo silny mandat społeczny, czyli wygrane wybory parlamentarne i prezydenckie. I to przy dużej frekwencji. Nastąpi więc kontynuacja dotychczasowych rządów - pomimo wszelkich protestów, pomimo nacisku „ulicy i zagranicy”, do którego naturalnie wrócą przedstawiciele opozycji.

Natomiast, jeżeli wygra pan Rafał Trzaskowski, wówczas nastąpi dekompozycja rządów Zjednoczonej Prawicy. Bo dwa istotne przyczółki, czy instytucje władzy w Polsce, a więc urząd prezydenta oraz Senat, będą w rękach opozycji. W tej sytuacji, każda próba uchwalania nowych ustaw przez większość parlamentarną, którą dysponuje jeszcze Zjednoczona Prawica, będzie obarczona bardzo trudnym wyzwaniem: przeprowadzeniem jakiejkolwiek ustawy wbrew wetu prezydenckiemu i odrzucaniu tych ustaw przez Senat. A więc, krótko mówiąc: czeka nas duża niesprawność władzy wykonawczej, kryzys i „de facto” zmiana władzy. Bo myślę, że więcej, niż kilka, najwyżej kilkanaście miesięcy rządów w takich warunkach, nie będzie możliwe. W przyszłym roku zatem, prawdopodobnie czekałyby nas nowe wybory parlamentarne. Przy wygranej prezydenta Dudy natomiast, trwać będzie możliwość dalszej realizacji przez obóz Zjednoczonej Prawicy jej polityki: zarówno wewnętrznej, jak i zagranicznej.

No i wreszcie wymiar najważniejszy; wymiar, o którym najwięcej trzeba by powiedzieć, ale ja poświęcę mu tylko dwa zdania. Chodzi tu o wymiar cywilizacyjny. Pan Rafał Trzaskowski otwarcie reprezentuje idee wspierane przez dominującą narrację medialną dużej części krajów europejskich, a przede wszystkim Unii Europejskiej jako takiej. Dominującą także w Stanach Zjednoczonych. Narracja ta propaguje lewicowo – liberalną ideologię, zgodnie z którą świat nieuchronnie – tak, jak to w marksizmie było opisane – zmierza do zmiany społeczno – kulturowej. I ta zmiana w tej chwili, na obecnym etapie, polega na zastępowaniu starego świata, którego ważnymi instytucjami do ostatecznego skruszenia są Naród, Rodzina, oraz Religia zinstytucjonalizowana. Te trzy instytucje są ostatnią przeszkodą na drodze do „Nowego, Wspaniałego Świata”. I dalszy, przyspieszony sposób ich rozmontowywania jest potrzebą, która powinna być realizowana, wspierana przez władze państwowe, czy władze po prostu: w najróżniejszy sposób umocowane. Bo niekoniecznie musi to być władza polityczna, ale przede wszystkim władza medialna i finansowa sprawowana albo w skali globalnej, albo przynajmniej na obszarze dużej części cywilizacji zachodniej.

Otóż, jeżeli wygra pan Rafał Trzaskowski, te tendencje niewątpliwie uzyskają silne wsparcie polityczne w Polsce. Przyspieszy się ich realizacja. Jeżeli wygra pan Andrzej Duda, będą one hamowane. Być może nie tak twardo i konfrontacyjnie, jak by chciała tego zdecydowanie konserwatywna część opinii publicznej w Polsce. Ale przypomnijmy: ta zdecydowanie konserwatywna część opinii publicznej w Polsce stanowi obecnie po prostu mniejszość i nie ma mandatu wyborczego do jakiejś kontrrewolucji obyczajowej. Co sprawia, że w sytuacji demokratycznych wyborów na prezydenta, ani on, ani większość parlamentarna, nie może przeprowadzić kontrrewolucji obyczajowej. Natomiast, może przynajmniej opóźniać, wstrzymywać pochód tego nieuchronnego „postępu”, fundowanego nam przez ideologię politycznej poprawności na jej obecnym etapie.

Ale czy ten „postęp” jest naprawdę nieuchronny?

Oczywiście, że nie jest nieuchronny (śmiech). Jak powiedział pewien mądry sędzia amerykańskiego Sądu Najwyższego: „nieuchronne jest tylko to, przed czym nie próbujemy się uchronić”. Często, może nie zawsze, ale często tak jest. I to jest właśnie ten przypadek. Koncepcja nieuchronności wywodzi się z ideologii marksistowskiej: nieuchronności przemian etapów rozwoju czy postępu historycznego. Jest to część ideologicznego obrazu świata, w którym brakuje miejsca na wolność indywidualną jednostki, na nasze indywidualne decyzje. Brakuje oczywiście (co jest ważne dla nas: osób wierzących) także jakiegokolwiek miejsca dla działań Opatrzności.

Myślę, że perspektywa, którą warto przypominać, jest taka, że bronimy wolności jednostki przeciwko wizji nieuchronnego „walca postępu i emancypacji”, jednocześnie broniąc przekonania, że człowiek nie jest Bogiem i nie może zorganizować świata według swojej ideologii, ale jest coś większego, silniejszego od człowieka. Tym czymś jest Opatrzność, do której się odwołujemy w naszych działaniach. Z nadzieją, że nie pozostaną one daremne w planie Opatrznościowym, ale bez żadnej gwarancji w tej sprawie.

Przeczytali Państwo pierwszą część rozmowy z prof. Andrzejem Nowakiem. Na część drugą zapraszamy na potal Fronda.pl już jutro. Ostatnia, trzecia część, ukaże się w piątek