Portal Fronda.pl: Lech Wałęsa obwieścił, że debata w IPN z jego udziałem nie dojdzie do skutku. Stwierdził, że IPN staje po stronie „manipulatorów”. Wcześniej przekonywał, że Instytut chce w trakcie debaty dać zbyt duże możliwości wypowiedzi jego przeciwnikom, kosztem jego własnych. Wałęsa zapowiedział też, że IPN poda do sądu. O komentarz poprosiliśmy w rozmowie telefonicznej Krzysztofa Wyszkowskiego. Prezentowana poniżej wypowiedź Wyszkowskiego nie była autoryzowana.

Krzysztof Wyszkowski: Lech Wałęsa publicznie ogłosił, że chce wrócić do życia politycznego. Mniej więcej dwa miesiące temu mówił, że gdy skończy się ruch KOD, to on znowu stanie na czele, poprowadzi opozycję, obali kaczyzm i obroni wolność w Polsce. Wałęsa od lat usiłuje na różne sposoby wracać do bieżącego życia publicznego. Uznał, że zrobi to teraz albo nigdy.

Wałęsa podjął więc działania na rzecz organizacji swoistej publicznej psychodramy w postaci transmitowanej przez telewizję audycji. Chciał w niej oczyścić się w oczach szerokiej opinii publicznej, która nie będzie przecież analizować poszczególnych wypowiedzi czy przedstawionych dowodów. Wałęsa chciał dzięki IPN uzyskać platformę do opowiedzenia, jak to wszystko było „naprawdę”.  Jego wersja jest taka: Miał na wyższych szczeblach SB swoich agentów; funkcjonariusze na niższych szczeblach myśleli, że on był ich agentem, a w istocie to SB była jego agentem! Tak Wałęsa przedstawia to od dawna, odwracając kota ogonem.

Taki kilkugodzinny monolog Wałęsy miałby zrobić poważne wrażenie na polskiej opinii publicznej, a może także na zagranicznej i na nowo przywrócić go do życia politycznego. Pamiętajmy, że Wałęsa miał też przyprowadzić świadków, zaprzyjaźnionych funkcjonariusz SB, którzy mieliby twierdzić, że byli jego informatorami. Dzięki temu wszystkiemu Wałęsa pokazałby, że był oczerniany i poniżany, a teraz, kiedy triumfuje kaczyzm i w Polsce głowę podnosi faszyzm, to on razem ze swoją bohaterską postawą z czasów „Solidarności” znowu jest potrzebny. Zatem wraz z Bogdanem Borusewiczem stanie na czele ruchu obrony wolności, nowego KOR.  

Pomysł, jak myślę, był obiecujący i wręcz niebezpieczny dla życia politycznego. Możemy sobie wyobrazić, że gdyby Grzegorz Schetyna pojechał do Brukseli razem z Wałęsą i Borusewiczem, w towarzystwie grupy ludzi z flagami „Solidarności”, to zachodnia opinia publiczna łatwiej dałaby się przekonać, by Unia Europejska musi kontynuować swoje dążenia do nadzoru nad Polską.

Co mogło spowodować, że projekt upadł i Wałęsa wycofał się z całej imprezy? Zdaniem Krzysztofa Wyszkowskiego gdański IPN nie zgodził się po prostu na warunki, jakie zaproponował Wałęsa. Sprawa ma jednak znacznie głębsze tło.

Krzysztof Wyszkowski: Jeszcze w nocy Mieczysław Wachowski, prezes Instytutu Lecha Wałęsy, telefonował do szefa gdańskiego IPN, dyrektora Mirosława Golona, próbując odzyskać teren dla Wałęsy, a więc zapewnić mu w debacie prawa dominacji. Kiedy Golon się na to nie zgodził, Wałęsa wysłał do niego SMS o treści: „Nie ze mną te numery, Brunner”. To potwierdzałoby, że pierwotnym pomysłem był mecz do jednej bramki. Gdy okazało się to niemożliwe, plan Wałęsy stracił sens. Dlatego teraz takie zamiatanie ogonem tych śladów w postaci gróźb pod adresem samego IPN. Jeżeli jednak jeszcze w nocy Wachowski próbował uzyskać od Golona korzystne dla Wałęsy warunki, to możemy się domyślać, że wszystko było wcześniej umówione. Przypomnę tu o pewnej dawnej sprawie. Wałęsa ciągle powołuje się na to, że otrzymał swego czasu status osoby pokrzywdzonej w IPN. Stało się to jednak nielegalnie, wbrew ustawie, ponieważ Leon Kieres, ówczesny prezes IPN, starając się o uzyskanie drugiej kadencji uznał, że lepiej mieć stronnika w postaci Wałęsy i całego z nim związanego obozu. Mimo, że znał dokumenty jasno wskazujące, jak było naprawdę, zdecydował się na nielegalne przyznanie mu statusu osoby pokrzywdzonej, by mieć większe szanse w walce o drugą kadencję na posadzie prezesa IPN. Teraz sytuacja jest analogiczna. Obecny prezes Łukasz Kamiński stara się o drugą kadencję. Wybór zostanie dokonany w czerwcu na wniosek Rady IPN, która została z kolei wybrana za czasów Platformy Obywatelskiej przez Sejm, Senat i prezydenta. W kontekście znanych faktów możemy więc domyślać się, że na początku sprawa debaty Wałęsy była omówiona z centralą IPN. Pamiętamy wypowiedź zastępcy prezesa IPN, pana Pawła Ukielskiego, który pierwszy ogłosił, że IPN debatę zorganizuje na wniosek Lecha Wałęsy. Być może centrala chciała pozostawić debatę Wałęsie niejako do dyspozycji, ale opór społeczny okazał się zbyt silny. Wobec tego człowiek bezpośrednio negujący warunki debaty, pan Karol Nawrocki, naczelnik Okręgowego Biura Edukacji Publicznej IPN w Gdańsku, nie uległ presji centrali. Nie wydano zgody na warunki oczekiwane przez Wałęsę.

Bardzo ważną rolę mógł tu odegrać Sławomir Cenckiewicz, który występował w tej sprawie żądając od IPN wyjaśnień i stawiając warunki. IPN być może nie mógł pominąć tego milczeniem: Cenckiewicz jest obecnie dla Wałęsy głównym przeciwnikiem; to właśnie on jest przez byłego prezydenta najczęściej i najbrutalniej atakowany w jego wpisach na „Wykopie”. Skoro więc z Cenckiewicza Wałęsa zrobił swojego głównego oponenta, to stanowisko tego historyka stało się bardzo ważne dla ogółu ustaleń dotyczących debaty.

Dodam jeszcze jedną rzecz, o której nie mogę mówić w sposób bezpośredni, bo znam ją spoza oficjalnego teatru wydarzeń. Jak mówiłem, Wałęsa dysponuje kilkoma niższej rangi funkcjonariuszami SB, którzy gotowi byliby poświadczyć, że byli jego agentami, przynajmniej w okresie stanu wojennego. Być może jednak Wałęsa dowiedział się, że swoją wiedzę mogliby ujawnić inni funkcjonariusze, wyżsi rangą, których nie udało mu się przeciągnąć na swoją stronę.

Portal Fronda.pl: Co z pozwem Wałęsy przeciwko IPN? Krzysztof Wyszkowski sądzi, że to tylko pustosłowie i zasłona dymna dla prawdziwych intencji Wałęsy odwołującego debatę.

Krzysztof Wyszkowski: Takiego pozwu nie będzie. To całkowita bzdura. Około pięciu lat temu Wałęsa pozwał mnie drugi raz do sądu, choć trwała jeszcze pierwsza, ta dziesięcioletnia sprawa. Chciał multiplikować wyroki przeciwko mnie, licząc na to, że mnie upokorzy i będę musiał płacić mu odszkodowania. Sąd w Gdańsku jednak, wbrew jego nadziejom, orzekł, że przeprowadzi postępowanie dowodowe od nowa. A więc nie na poziomie mojego stanu wiedzy z 2005 roku, kiedy Wałęsa mnie pozwał i kiedy sąd nie dał wiary dokumentom, które przedstawiłem. W 2010 roku sąd orzekł, że będzie badał mój aktualny stan wiedzy  - a wtedy miałem już dużo więcej dokumentów, i to dokumentów bezdyskusyjnych, z prokuratury, ze śledztwa IPN. Gdy Wałęsa o tym się dowiedział, swój pozew wycofał. I tak jest do dzisiaj, od tamtego momentu nikogo nie pozwał, choć wielokrotnie groził sądem na przykład Cenckiewiczowi. Myślę więc, że teraz robi tylko zasłonę dymną  dla prawdziwych powodów, które kazały mu wycofać się z debaty. To ucieczka z pola bitwy, głośny krzyk, że to IPN zawinił i on się zemści. To jednak nie ma żadnego znaczenia.

Portal Fronda.pl: Zdaniem Krzysztofa Wyszkowskiego znaczenia nie ma też głośne spotkanie w Chile, w którym Wałęsa miał uczestniczyć w dniu debaty w IPN.

Krzysztof Wyszkowski: Wałęsa mówił, że jeżeli nie uda się przełożyć debaty w IPN, to on odwoła spotkanie w Chile. Decydująca była chyba jednak kwestia warunków rozmowy. Gdyby miał być zapewniony benefis umożliwiający mu powrót do polityki, to zapewne zrezygnowałby z zarobku w Chile. W IPN mógłby strategicznie zarobić więcej. 

<<< DOWIEDZ SIĘ WSZYSTKIEGO O OBJAWIENIACH FATIMSKICH! >>>