Weszliśmy w erę rywalizacji cenami energii, mówił kilka dni temu na konferencji EuroPower w Warszawie wicepremier i minister gospodarki w rządzie Ewy Kopacz Janusz Piechociński.

1.Piechociński stwierdził między innymi, że „dzisiaj i jutro bezpieczeństwem energetycznym będzie nie tylko fizyczna dostępność energii, możliwość jej pozyskania ale przede wszystkim cena i konsekwencje otrzymania tej czy innej energii”.

Można powiedzieć „nic dodać nic ująć”, tyle tylko, że jeszcze przed paroma miesiącami wicepremier Piechociński wspólnie z premier Ewą Kopacz był w Brukseli negocjatorem pakietu klimatyczno - energetycznego, którego skutkami będzie przecież wyraźny wzrost cen energii elektrycznej i cieplnej w Polsce.

2. Przypomnijmy tylko, że w unijnych konkluzjach szczytu z października 2014 roku przyjęto bardzo wyraźne cele: redukcja emisji CO2 o 40% (a w zasadzie nawet o 43%) do roku 2030 w ramach ETS czyli europejskiego systemu handlu emisjami.

Ta 43% redukcja ma zostać osiągnięta poprzez podniesienie obecnie obowiązującego rocznego współczynnika redukcji z 1,74% do 2,2%, a w konsekwencji cen uprawnień do emisji CO2 do poziomu od 20 do 30 euro za tonę.

Zresztą już od paru lat KE, staje na głowie aby ceny tych uprawnień rosły w ramach obowiązujących rozwiązań redukcyjnych (do roku 2020 o 20% i 20% udział energii odnawialnej w całkowitym zużyciu energii). Wprawdzie ze względu na światowy i europejski kryzys zapotrzebowanie na energię w Europie w ostatnich latach zamiast wzrosnąć, spadało w związku z tym cena uprawnień do emisji CO2 w ramach wolnego handlu emisjami malała i wynosiła już „zaledwie” 5 euro za tonę CO2.

Najpierw więc KE przeforsowała zdjęcie z rynku 900 mln uprawnień w latach 2014 - 2016 i przesunięcie ich na lata 2019 - 2020 (choć to tylko wybieg, zapewne nigdy one na ten rynek nie wrócą) w związku z tym już od lutego tego roku cena uprawnień do emisji CO2, wzrosła do 7 - 8 euro za tonę.

Ale to wszystko dla KE mało, bo cena na tym poziomie nie wymusza przecież odchodzenia od produkcji energii z węgla i przechodzenia na gaz, atom albo energię odnawialną, dlatego też KE szukała sposobów aby podwyższyć cenę uprawnień przynajmniej do 20 euro za tonę i to już od roku 2020 i dzięki ustaleniom szczytu w Brukseli, zostanie osiągnięte.
3. Dla Polski oznacza to przecież konieczność dodania do każdej megawatogodziny energii wytworzonej z węgla przynajmniej 80 - 100 zł, przy średniej cenie hurtowej 1 MWh kontraktowanej obecnie na rok w 2015 wynoszącej około 165zł.

Na osłodę premier Kopacz i wicepremier Piechociński dostali derogacje mówiące, że redukcja dla Polski może być o parę procent przejściowo niższa, że będzie jakiś fundusz solidarnościowy z którego będziemy się mogli starać o ośrodki na modernizację energetyki, wreszcie Niemcy obiecały nam, że zbudują ze środków europejskich interkonektory, dzięki którym będziemy mogli kupować ich drogą energię odnawialną.

Wypowiedzi wicepremiera Piechocińskiego, który teraz publicznie na spotkaniach z przedstawicielami energetyki ogłasza, iż ma świadomość, że weszliśmy w erę rywalizacji cenami energii, trudno potraktować inaczej niż jako skrajnie cyniczne.

Trzeba było mieć odwagę panie premierze i zawetować w Brukseli pakiet klimatyczno - energetyczny w tak niekorzystnym dla Polski kształcie, wtedy nie musiałby pan biadolić, że Polska w najbliższych latach straci są ostatnią przewagę konkurencyjną nad krajami „starej” Unii w postaci niskich cen energii.

Zbigniew Kuźmiuk/Salon24.pl