Pierwsza przyczyna to fundamentalna decyzja podzielana przez większość, aby możliwie daleko posunąć się w upodobnieniu do pogańskiego świata, który jest przeciwny chrześcijaństwu. Upodobnienie to wynika często z poddania się w nieuniknionej walce duchowej pomiędzy tak odrębnymi koncepcjami życia jak ta chrześcijańska i ta pogańska, a przecież łatwiej jest się poddać niż walczyć, zwłaszcza, gdy nie ma się do tego woli. Łatwiej pójść do niewoli niż na krzyż. To upodobnienie może wynikać też z faktu, że pewne kluczowe postawy chrześcijańskie nigdy nie zostały w danych osobach wytworzone, zatem w ich zakresie nigdy nie były one chrześcijańskie, tylko raczej antychrześcijańsko-pogańskie. Staje się to szczególnie widoczne, kiedy chrześcijaństwo słabnie i świat chce się z nim ostatecznie rozprawić, ostatecznie się go pozbyć. Zniszczenie to dzisiaj w Europie dokonuje się nie tyle przez fizyczną eksterminację, jak w czasach rewolucji francuskiej, nazizmu i komunizmu, ale poprzez zastąpienie chrześcijaństwa ateistyczną, materialistyczną filozofią życia jako możliwie nieustannej zmysłowej konsumpcji.

Widziałem to już na początku moich studiów w Niemczech 35 lat temu. Poznałem tę sytuację ze świadectwa setek katolickich rodziców. Już wtedy Kościół w Niemczech zaniechał właściwie wszelkiej obrony społeczeństwa, w tym zwłaszcza dzieci i młodzieży, przed deprawacją ideologii gender. Już wtedy się poddał, na samym wstępie. Nie podejmował wysiłku badania tej ideologii, nie poddawał jej naukowej krytyce, tylko przyjmował jej absurdalne tezy za niepodważalną prawdę. Wolał zajmować się raczej teologicznymi drobnostkami, niż stanąć wobec tego fundamentalnego zagrożenia. Niczego nie krytykował, nie protestował, tylko posłusznie poddawał się genderowej polityce rządu i wprowadzał jej dyrektywy także do szkolnictwa katolickiego. Nie wspierał rodziców, którzy widzieli zagrożenie i starali się bronić przed nim swoje dzieci. Dopuszczał, żeby lekcje seksualnej deprawacji tak samo wyglądały na terenie Kościoła, jak w świeckich szkołach i przedszkolach. Co więcej, z czasem w pełni i w oficjalny sposób szereg biskupów akceptowało fundamentalne zasady genderowej ideologii. Tym samym samych siebie stawiali ponad Urząd Nauczycielski Kościoła. Zaczęło się od otwartego buntu wobec encykliki Humanae Vitae, a potem było już tylko coraz gorzej – jak na równi pochyłej. W sporze pomiędzy Ewangelią i ideologią gender stawano coraz bardziej po stronie tej drugiej, bo zapewne już wcześniej podjęto fundamentalną decyzję, że będzie się wybierać szeroką i łatwą drogę, choćby prowadziła na zatracenie.

Zatem zanim jeszcze Kościół w Niemczech zaczął się domagać oficjalnej zmiany nauczania Kościoła, w praktyce zmienił ją na swoim terenie już kilkadziesiąt lat wcześniej. To szczególnie dobitnie pokazuje, jak bardzo on to nauczanie lekceważy i odrzuca, jak bardzo samego siebie stawia wyżej od Rzymu, czyli jak bardzo sam jest niekatolicki, czyli w tej fundamentalnej kwestii raczej bardziej protestancki niż katolicki. To szczególnie wyraźnie uświadamia, jak bardzo katolicy nie tylko nie powinni naśladować Kościoła niemieckiego, ale zdecydowanie bronić się przed jego wpływami. O ile chcą pozostać katolikami, o ile chcą pozostać wierni Bogu i Ewangelii, a nie zdradzić ich na rzecz ideologii zupełnej rozwiązłości.

Temu spektakularnemu upadkowi Kościoła niemieckiego sprzyja jego niedorozwój duchowy i w ogóle niedocenianie tego, co duchowe. W Kościele niemieckim zwracają uwagę zwłaszcza jego słabość i niegodność sakramentalna i modlitewna. Tam prawie nikt się nie spowiada, ale prawie wszyscy idą zawsze do Komunii świętej. Grzeszą, jak inne narody (albo jeszcze bardziej, zwłaszcza swoją pychą i zarozumiałością), ale jednak uważają się niejako za bezgrzesznych nadludzi. Czyli formalnie, według nauczania Kościoła, nieustannie mogą przyjmować Komunię świętą w sposób świętokradczy (setki milionów, a nawet miliardy razy). Poza tym wydaje się, że w ogóle często utracili wiarę w obecność Chrystusa w Eucharystii. Inaczej nie mogliby tak pomiatać Eucharystią, tak nią szargać, udzielać jej nawet ludziom zupełnie w nią nie wierzącym, jak muzułmańskie dzieci podczas nabożeństw szkolnych.

Podobnie wielu, w duchu protestantyzmu, utraciło elementarne zrozumienie dla roli Matki Bożej w dziejach zbawienia. Dlatego w tym Kościele bardzo trudno jest napotkać nabożeństwo eucharystyczne albo różańcowe, nie wspominając już o Wiecznej Adoracji. Znacznie łatwiej o kursy jogi lub tańca, towarzyskie spotkania przy kawie czy piwie, albo też uprawianie genderowej propagandy. Jeżeli jednak nie docenia się wymiaru duchowego człowieka, jeżeli brakuje modlitwy oraz regularnie, systemowo przyjmuje się sakramenty w sposób świętokradczy, to tym bardziej przecenia się to, co materialne i zmysłowe, coraz bardziej się w tym pogrąża. To z tego wynika również koncentracja Kościoła niemieckiego na seksualności, dążenie do wprowadzenia w jej obszarze możliwie jak największej swobody i nawet rozpusty. W dodatku ci ludzie, choć nieraz tak bardzo toną w swoich niewyznanych i nieodpokutowanych grzechach, uważają się na ogół za najlepszych i najmądrzejszych katolików, za „dojrzałych chrześcijan”, którzy mają prawo pouczać i strofować cały Kościół – i to zapewne łącznie z jego Założycielem i Apostołami. Szczególnie zwłaszcza nie mogą się pogodzić z Apostołem Pawłem, który tak jasno pisał o grzechach seksualnych, choćby w portowym Koryncie. Nie jest to przypadek, ponieważ ideologia gender, którą wyznają, proponuje świat, wobec którego Korynt był jedynie skromnym wstępem. Bo w ideologię gender zdają się bardziej wierzyć niż w Ewangelię.

W ramach takiego modelu chrześcijaństwo może być tolerowane najwyżej jako „pluszowe” pseudo-chrześcijaństwo, które podlega nie fundamentalnej zasadzie prawdy i dobra, ale zasadzie przyjemności. Chrześcijaństwo, jak wszystko, ma przede wszystkim zapewniać maksymalny komfort życia poprzez niestawianie żadnych wymagań, które ograniczałyby przyjemności w doczesności. Zarazem ma obiecywać i zapewniać jeszcze większe i wieczne przyjemności w niebie, które na pewno mają osiągnąć wyznawcy takiego pseudochrześcijaństwa. W społeczeństwie konsumpcyjnym wszystko ma być coraz bardziej wygodne i luksusowe – kanapy i samochody, fotele i samoloty, a także religia i moralność. Duchowni i teologowie są po to, żeby to zagwarantować, tym bardziej że w Niemczech są przecież tak sowicie opłacani, najlepiej w świecie, i sami żyją też najbardziej luksusowo. Dlatego wszystko – także Słowo Boże – mają tak przeinterpretowywać i przeinaczać, żeby „chrześcijańskie” życie było jak najwygodniejsze. Zapewne nieraz także dla zachowania takiego poziomu życia tworzą i głoszą oni teologię, której się od nich oczekuje, są przecież częścią systemu. Luksusowa pseudoteologia dla luksusowego pseudochrześcijaństwa. Oni sami w tych manipulacjach są od lat tak już pogrążeni i tak wytrenowani, że może nieraz trudno im to dostrzec. Dla kogoś patrzącego na nich z zewnątrz jest to jednak dobrze widoczne.

Taka teologia tymczasem traci zasadniczą wartość. Po co ją jeszcze uprawiać i studiować, skoro okazuje się, że coraz bardziej sprowadza się ona do akceptacji i pseudochrześcijańskiego uzasadniania antychrześcijańskiego gender? Po co studiować teologów, którzy zaczynają głosić to, co już kilka lat wcześniej głosili ideolodzy gender, tylko nadużywają do tego Słowa Bożego? Wystarczy przecież ograniczać się do poznania tekstów teoretyków gender, ich teologiczni rezonatorzy niewiele do nich wnoszą. Im bardziej jednak poddajemy się gender, tym bardziej odchodzimy od prawdziwego Boga. Gender to w istocie kolejna ateistyczna ideologia, kolejna mutacja marksizmu, w której miejsce Boga zajmuje przyjemność, zwłaszcza seksualna, gdzie seks staje się niejako nowym „bogiem”. Jeżeli ktoś ma takiego „boga”, to nic dziwnego, że dla niego jest gotów poświęcić prawie wszystkie zasady moralne. Przecież wcześniej zdaje się dla niego poświęcać największe wartości – swoje i innych, małżeństw i rodziny, a przede wszystkim nawet swoje i innych wieczne zbawienie. Powołują się przy tym na swoją pozycję rzekomo „dojrzałych chrześcijan”, ale to „dojrzałe chrześcijaństwo” często zdaje się polegać jedynie na dojrzewaniu w upodobnieniu się do świata i jego zasad. Jednak ludzie, którzy o wiele bardziej karmią się dominującymi mediami (często z założenia ateistycznymi) niż modlitwą i Objawieniem, będą reprezentowali w swoim myśleniu bardziej te media niż Chrystusa.

Takie upodobnienie do pogańskiego świata wynika też z daleko posuniętego poddania się państwu. Ks. kard. Reinhard Marx stwierdził na temat Kościoła niemieckiego: „nie jesteśmy filią Rzymu”. Faktycznie, w tym stwierdzeniu jest wiele prawdy. Ten Kościół ma tak wielkie trudności w byciu częścią powszechnego, światowego Kościoła, bo za bardzo jest filią Berlina. Za bardzo przypomina tylko jeden z urzędów państwowych, tym razem do spraw religii, a za mało oryginalny Kościół. Niemiecki zmysł organizacji znakomicie dopasował go do struktur państwowych, niejako wtopił go w nie, ale tym samym duchowo go spłaszczył i pozbawił istotnych cech chrześcijaństwa, zwłaszcza jego nonkonformizmu wobec świata. Im bardziej samemu jest się częścią systemu, tym trudniej jest mu się sprzeciwić. Im bardziej dominuje duch świata, duch niemiecki, a nawet pruski, tym mniej jest miejsca dla Ducha Świętego. Im bardziej jest się niemieckim urzędem, tym mniej można być światowym Kościołem. Im bardziej słucha się kanclerza i jego ministrów, tym mniej słucha się papieża i szefów watykańskich dykasterii.

Problemy rodzi też największe w całym świecie bogactwo Kościoła niemieckiego i jego finansowa stabilność, którą ma zapewnioną dzięki wysokiemu podatkowi kościelnemu. Nawet pomimo występowania ludzi z Kościoła te dochody mogą rosnąć, jeżeli wzrost gospodarczy jest większy niż proces kurczenia się wspólnoty wierzących – np. gdy w danym roku Kościół porzuca 0,5% katolików, ale wzrost gospodarczy kraju wynosi 1,5%. Taka sytuacja zawsze może być pokusą, aby lekceważyć to, co nadnaturalne, skoro na płaszczyźnie naturalnej wydaje się być aż tak świetnie zabezpieczonym. Te finanse pozwalają też utrzymywać wiele instytucji i zatrudniać około 700 tysięcy pracowników, być pod względem zatrudnionych drugim pracodawcą w Niemczech – po państwie niemieckim. Zapewnienie tej rzeszy pracowników pensji i utrzymanie tych instytucji jest wielką troską biskupów, być może większą niż ewangelizacja i jej pogłębianie. Dlatego mogą poświęcać kluczowe elementy wiary, byle zdobyć na to wszystko pieniądze. Niech ludzie wierzą w co chcą lub nie wierzą, byleby płacili podatek kościelny. Niech poddają się światu jak chcą, byleby płacili podatek kościelny. Jednak pieniądze nie przekładają się tak łatwo na wiarę. Niechby tylko te osoby zatrudnione w Kościele wraz ze swoimi rodzinami regularnie chodziły do kościołów w niedzielę, ludzi byłoby w nich kilkakrotnie więcej.

Bogactwo może też w inny sposób źle oddziaływać – i to akurat przez dobroczynność. Chociaż Kościół niemiecki tylko małą część swoich dochodów przeznacza na pomoc innym Kościołom, to i tak jest to pomoc największa i ma on przez to dodatkowy powód, by czuć się wyższym i lepszym od tych Kościołów. Wielu myśli, że skoro inni są od nas słabsi finansowo, to są widocznie słabsi pod każdym względem. Nie warto słuchać i szanować ich zdania, ale można nimi manipulować i szantażować ich, zwłaszcza gdy chodzi o głosy biskupów z biednych krajów podczas synodalnych głosowań w Rzymie. Trochę według zasady: „My mamy najwięcej pieniędzy i najwięcej profesorów, to jesteśmy najlepsi i najmądrzejsi pod każdym względem”. Jak inni przyjmują od nas pieniądze, tak powinni przyjąć nasze poglądy i całkowicie się im oraz nam podporządkować – nawet papież. Kto płaci, ten wymaga18. Inaczej mogą nie dostać od nas tej pomocy albo dostaną jej mniej. Czyli rację ma ten, kto ma pieniądze.

Można zapytać, czy wobec Pana Jezusa też zastosowaliby tę metodę. Charakterystyczne, jak tę samą metodę szantażu pieniędzmi pod rządami Niemców stosuje Unia Europejska wobec krajów, które nie chcą się poddać jej dyktatowi, a zwłaszcza totalitaryzmowi gender – jak Polska, Węgry, a teraz Włochy oraz inne kraje europejskie.

Biskupi niemieccy coraz mniej ukrywają takie formy nacisku stosowane wobec urzędników watykańskich i duchownych Trzeciego Świata. Zdają się nie chcieć dostrzec, jak bardzo jest to sprzeczne z chrześcijaństwem, ale to tylko jedna z wielu sprzeczności, w które popadają.

To bogactwo dodatkowo wzmacnia też przecenianie siebie, a nawet pychę i zarozumiałość, które można dostrzec nie tylko u Niemców, ale i w Kościele niemieckim. Pycha jest szczególną pokusą prymusa, a Niemcy, ze względu na swoją liczebność i solidność pracy, ze względu na bogactwo i różnego rodzaju osiągnięcia, pod wieloma względami są prymusami całego świata. Na około 4 tysiące największych twórców nauki i sztuki około 500 pochodziło z Niemiec. Wielkie są zasługi Niemców dla najpiękniejszej muzyki świata, muzyki klasycznej. Przypominają o tym choćby takie nazwiska jak Jan Sebastian Bach, Ludwig van Beethoven czy Richard Strauss. Jak wielki jest ich wkład do filozofii i życia Kościoła. Przypominają o tym Albert Wielki, Immanuel Kant, Edmund Husserl, Max Scheler, Karl Jaspers, Dietrich von Hildebrand, Edyta Stein, Hildegarda z Bingen, Adolf Kolping i Arnold Janssen. Jakże świetne maszyny i pojazdy potrafią produkować, o czym świadczą choćby takie nazwy jak Mercedes, BMW, Audi, MAN, Volkswagen i Porsche. Niestety, podobnie najbardziej konsekwentni potrafią być również w złu i niszczeniu. Przypominają o tym takie nazwiska jak Luter, Hegel, Marks, Feuerbach, Nietzsche i Hitler. Przypominają o tym takie nazwy miejscowości jak Auschwitz, Buchenwald, Dachau, Groß-Rosen, Ravensbrück, Sachsenhausen, Stutthof itd. Niemcy wydali największych geniuszy wszech czasów, ale i największych zbrodniarzy wszech czasów, jak SS-mani i SS-manki pracujący w tych obozach. Zaczęli dwie, a właściwie trzy wielkie wojny światowe. Pierwszą była wojna religijna, zwana trzydziestoletnią, wywołana rewolucją reformacji. Sami Niemcy zapłacili za nią najwyższą cenę długiej wojny domowej, w której zginął prawie co trzeci Niemiec. Niemcy są na nieszczęście dostatecznie duże i silne, żeby wywołać wojnę światową, ale na szczęście są też zbyt małe i za słabe, żeby ją wygrać.

Dodatkowo sytuację Kościoła katolickiego w Niemczech pogarsza fakt, że jego przedstawiciele nieraz ewidentnie budują na nieprawdzie. Szczególnie chodzi tu o fałsz brania ideologii gender za naukę i budowanie na niej teologii – jak drapacza chmur na bagnie. Szczególnie groźne jest również wybielanie prawdy o reformacji i o samym Lutrze – w imię bardzo źle rozumianego ekumenizmu, w którym bardziej chodzi o interes państwa (w imię łatwiejszego rządzenia mniej podzielonym społeczeństwem) niż o prawdę i dobro chrześcijaństwa. Przemilcza się szczególnie prawdę o niezwykłej wulgarności i brutalności Lutra, o jego słowach, którymi można usprawiedliwiać mordowanie ludzi, zwłaszcza osób duchownych, chłopów i Żydów19. Tutaj nic nie może usprawiedliwić ani Lutra, ani reformacji. Usiłuje się nie dostrzegać, że w imię wolności religijnej oddał on chrześcijan w niewolę władzy książęcej, która miała decydować, jakiego wyznania mają być jej poddani – według zasady cuius regio, eius religio. Usiłuje się ukryć teksty, dla których nazistowscy Niemcy widzieli w Lutrze proroka Holocaustu i bardzo chętnie się na niego powoływali. A reformacja oznacza nie tylko długotrwałą degradację znacznej części chrześcijaństwa, ale rzuca też długi cień na kulturę niemiecką. Jeżeli człowieka aż tak brutalnego i krwawego jak Luter czyni się jednym z najważniejszych wzorów kultury narodowej, to tym bardziej jest zrozumiałe, że kultura ta może wydać ludzi aż tak brutalnych i krwawych, aż tak gardzących Żydami i narodami słowiańskimi, jakimi było wielu żołnierzy i funkcjonariuszy niemieckich w czasie II wojny światowej.

Widać też, że Niemcy znowu zdają się narzucać swoją wolę Europie i Kościołowi. Już wydają się sobie dostatecznie na to silni i okrzepnięci po ostatnich wielkich przegranych. Znowu słychać u nich nuty imperializmu politycznego i gospodarczego, ale też i duchowego. Wspólnota wolnych i równouprawnionych narodów europejskich może zostać zepsuta i zamieniona w jedno państwo pod rządami Berlina z delegaturą jego władzy w Brukseli. Wszystkim ma być narzucona ideologia gender. Można powiedzieć, że jest to sytuacja niejako symetryczna dla czasów panowania komunizmu, kiedy to Moskwa przy pomocy Międzynarodówki chciała narzucić całej Europie Wschodniej (a w dalszej kolejności całemu światu) marksizm jako dominującą ideologię i narzędzie jej władzy.

Cały Kościół katolicki ma być potraktowany także jak imperium duchowe, w którym Niemcy narzucą wszystkim swoje koncepcje teologiczne, czyli swoją teologię pluszowego, genderowego pseudo-chrześcijaństwa. Tak wydajemy się stawać w obliczu drugiej reformacji, drugiej rewolucji religijnej wychodzącej z Niemiec. Tym razem jednak nie chodzi w niej o łaskę i zbawienie, nie o wolność od Rzymu i Tradycji, ale o całkowitą wolność seksualną, o wolność zwłaszcza dla homoseksualizmu, biseksualizmu, poliamorii, prostytucji i całego niekończącego się zestawu LGBTQ+. Bo jest to w istocie rewolucja seksualna, której twarzą stają się właśnie niektórzy duchowni. Tylko, jak wielokrotnie uczyła nas historia, takie „seksualne wyzwolenie” nieuchronnie prowadzi do seksualnego zniewolenia człowieka poprzez jego własne instynkty, a pośrednio przez ośrodki władzy, które tymi instynktami są w stanie kierować choćby przez media, szkolnictwo i kulturę20. Wtedy kończy się prymat rozumu, który ma poznawać i osądzać wszystko, a zaczyna się prymat instynktu seksualnego, któremu zniewolony rozum ma dostarczać możliwie największego zaspokojenia. Tak niemiecka Droga Synodalna wyprowadza nie tylko poza chrześcijaństwo, ale także poza racjonalność. To było do przewidzenia; skoro chrześcijaństwo jest czymś najbardziej racjonalnym na tym świecie, nie można opuścić jednego bez równoczesnego opuszczenia tego drugiego.

Jest to jednak w istocie program samozagłady, bo Kościół, który coraz bardziej zaprzecza Chrystusowi, a coraz bardziej pada na kolana przed antychrystusowym światem, traci swoją rację bytu. Przestaje być komukolwiek potrzebny. Świat woli oryginał, obejdzie się bez takiej podróbki samego siebie, która jest zarazem karykaturą chrześcijaństwa.

Jak przypomina kard. Gerhard Müller, drogą tą poszły już Kościoły holenderski oraz belgijski i same najszybciej doprowadziły do własnej zagłady. Stwierdza on na ten temat: „nie szuka się wewnętrznej odnowy i prawdziwej reformy, tylko praktykuje się zewnętrzną adaptację za pomocą odcinania i przycinania. Chce się przystosować do ducha czasu, stać się bardziej światowym, uważając, że będzie się tym bardziej odróżnialnym od świata. We wszystkich krajach europejskich, gdzie świadomie wkroczono na tę błędną drogę – na przykład Holandii i Belgii – Kościół sam wmanewrował się w nicość. Doprowadzono do samowyparowania. Mała trzódka, która w przyszłości da początek nowemu rozkwitowi, to część Kościoła zwalczana przez pseudoreformatorów jako tak zwani konserwatywni hamulcowi”21.

Kościołowi niemieckiemu grozi właściwie, że stopniowo będzie wyglądać jak Seminarium Duchowne w St. Pölten pod rządami ks. dr. Wolfganga Rothego, czyli coraz bardziej przypominać będzie Sodomę i Gomorę. Przecież nieprzypadkowo stał się on jedną z głównych twarzy tego Kościoła, przecież tak dobrze wyraża jego obecny stan i jego zamiary.

Jednak Kościół niemiecki tej prawdy o samym sobie nie chce przyjąć. Także dlatego, że tak lekceważy innych, którzy akurat z zewnętrznej perspektywy i znając wiele różnych Kościołów, mogą szczególnie trafnie ocenić jego sytuację. Jednak ci, którzy nie szanują innych, nie są zainteresowani korzystaniem z ich wiedzy. W ogóle Niemcy raczej nie chcą studiować poza Niemcami, wolą pozostać tylko w swoim krajowym horyzoncie, w swoich własnych granicach. A spojrzenie z zewnątrz tak bardzo mogłoby im pomóc, aby szybko dostrzec rzeczy dość oczywiste same w sobie, których oni nie chcą lub nie mogą od wewnątrz dostrzec.

W tej postawie Kościoła niemieckiego widać też mocny wpływ arcyniemieckiej filozofii Hegla, który sądził, że jest najmądrzejszym człowiekiem w całych dziejach ludzkości, a mądrość wszystkich osób przed nim, także największych, była tylko stopniem, etapem do jego wszechogarniąjącej mądrości. Miało to dotyczyć także samego Pana Jezusa. Podobnie według niego najdoskonalszym państwem miało być państwo pruskie, czyli ojczyzna Hegla; taka postawa zgadza się z protestanckim uzależnieniem się od państwa, które było prostym skutkiem uniezależnienia się od Rzymu. Jeżeli nauczanie Pana Jezusa różni się od nauczania Hegla lub państwa pruskiego, to trzeba je odrzucić, bo ono stoi na wcześniejszym, z definicji niższym, poziomie rozwoju niż nauczanie Hegla czy państwa pruskiego. Widać, że chyba właśnie takie myślenie przebija z zamiarów i wypowiedzi twórców Drogi Synodalnej. Jakże mogą oni tak wprost odrzucać Chrystusa i Objawienie, na których zbudowany jest ich Kościół? Bo widocznie sądzą, że z racji późniejszego pojawienia się na świecie są jeszcze mądrzejsi niż Hegel, który przecież już sam był tak mądry, ponad wszystkich żyjących wcześniej – łącznie z Chrystusem. Jednak myślenie heglowskie jest fundamentalnie sprzeczne z myśleniem chrześcijańskim i dlatego związek religijny tworzony zgodnie z nim będzie fundamentalnie sprzeczny z istotą Kościoła. Będzie raczej kolejną instytucją państwa niemieckiego (zapewne „najlepszego na świecie” – jak już państwo pruskie), a nie Kościołem.

Jednak ten Kościół niemiecki w swej zarozumiałości i pysze chce rozpowszechniać swoje błędy po całym świecie. Widać tu pewną analogię do komunistycznej Rosji, o której Matka Boża w Fatimie mówiła, że „jeśli się nie nawróci, to rozpowszechni ona swe błędy po świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła Świętego”. A trzeba dodać, że pierwotnym źródłem tych błędów były przecież Niemcy, ojczyzna Karola Marksa, gdzie stawia mu się pomniki, gdzie jest on czczony do dzisiaj, także przez kard. Reinharda Marxa22. To od Niemców Rosjanie przejęli te błędy, te absurdalne, ateistyczne i zbrodnicze idee komunizmu. Nigdy za to nie przeprosili, a nawet, jak widać, są z tego dumni. Rzeczywiście, można sparafrazować, że jeśli Kościół w Niemczech „się nie nawróci, to rozpowszechni on swe błędy po świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła Świętego”23. Tak, wywoła wojny w Kościele, jak w czasie reformacji, a już teraz prześladowania Kościoła. Jak ks. Wolfgang Rothe pod opieką ks. kard. Reinharda Marxa usiłuje wsadzić do więzienia ks. kard. Rainera Marię Woelkiego, a wcześniej własnego biskupa oraz trzech księży profesorów. Głównie za to, że sprzeciwiają się neomarksistowskiej ideologii gender.

Widać tutaj analogiczną sytuację jak w Unii Europejskiej, którą Niemcy usiłują teraz zamienić w swoje imperium, łamiąc podstawowe zasady prawa, byle zapanować nad innymi narodami. Podobnie duchowni niemieccy łamią podstawowe zasady rozumu, moralności i Objawienia, byle żyć w zgodzie z nakazami swojego państwa oraz zasadami życia maksymalnie luksusowego i wygodnego. To zepsucie chcą narzucić całemu Kościołowi, bo to doda im jeszcze pewności siebie. Bycie kolejnym niemieckim Kościołem protestanckim – jak przestrzega ich papież Franciszek24 – to za mało na ich ambicje.

Efektów w Kościele możemy spodziewać się jak najgorszych, ale nie może być inaczej, kiedy człowiek stawia się ponad rozum i moralność, ba, nawet ponad samego Boga. Podobnie jak w życiu politycznym. Przecież państwem, które po Rosji najbardziej jest winne obecnej strasznej wojnie na Ukrainie, są Niemcy. To one przez swoją egoistyczną, imperialną politykę pomogły wyhodować potęgę tego rosyjskiego monstrum. Bo chcą Europę znowu podzielić na dwa imperia: niemieckie i rosyjskie. To dlatego nadal tylko pozorują pomoc dla Ukrainy i tak zdecydowanie wspierają zbrodniczą wojnę prowadzoną przez Rosję.

Kościoła niemieckiego to za bardzo nie obchodzi, w tej sprawie nie zabiera głosu, jest przecież za bardzo zajęty swoimi seksualnymi problemami. Podobnie nie interesuje go wystarczające autentyczne pojednanie z Polską, choćby uczciwe załatwienie sprawy reparacji. Zdaje się, że dla Kościoła niemieckiego ciągle najważniejsze jest to, co mówi rząd i kanclerz niemiecki. Zdaje się, że jest to za bardzo Kościół państwa i komfortu, żeby mógł wystarczająco być Kościołem Chrystusa i Ewangelii. Im bardziej chrześcijanie uzależniają się od przychylności państwa i od komfortu, tym łatwiej załamują się i poddają, gdy grozi im ich utrata.

Są jednak znaki nadziei, zabrakło bowiem kilku biskupów do przegłosowania kluczowego tekstu niemieckiej Drogi Synodalnej25. Są jeszcze prawi, uczciwi biskupi – jakkolwiek w mniejszości. Nie wszyscy ulegają temu genderowemu szaleństwu. Podobnie jak niegdyś u nas bł. ks. kard. Stefan Wyszyński walczył o Kościół w Polsce, tak teraz o Kościół w Niemczech walczą ks. kard. Gerhard Müller z Watykanu, bp Rudolf Voderholzer z Ratyzbony czy bp Stefan Oster SDB z Passawy26. Poniewczasie zło Drogi Synodalnej zrozumiał nawet kard. Walter Kasper, który w istocie jest jedną z osób najbardziej odpowiedzialnych za jej powstanie27. Był i jest zdecydowanym zwolennikiem rozluźnienia dyscypliny kościelnej w obszarze prawa małżeńskiego oraz delegacji pewnych uprawnień z centrali w Rzymie do Kościołów lokalnych. Dlatego jest jednym z inspiratorów Drogi Synodalnej w Niemczech. Jeżeli całą grupę zasad i praw można zmieniać i łagodzić według własnego uznania oraz w otwartym buncie wobec Rzymu, to dlaczego nie uczynić tego z innymi zasadami i prawami? Tak, przyczynił się on do rozpoczęcia procesu, którego rozwój i skutki stosunkowo łatwo było przewidzieć, a teraz bije na alarm. Za późno, poniewczasie.

Jest też w Niemczech nadzieja w nowym pokoleniu księży, którzy często są bardziej wierni Chrystusowi i Kościołowi niż ich bezpośredni poprzednicy uformowani w błędnych interpretacjach ostatniego Soboru. Dokonuje się tutaj niejako naturalna selekcja. Ponieważ w państwach systemowo coraz bardziej wrogich chrześcijaństwu coraz trudniej jest być katolikiem i księdzem, na bycie kapłanem decydują się tym bardziej tylko ci, którzy mają czystszą, szlachetniejszą motywację. Tym bardziej już na początku odpadają ci, których motywacja była niewłaściwa, materialistyczna, sprzeczna z chrześcijaństwem i którzy jako duchowni stanowili z jej powodu zagrożenie dla Kościoła28.

Ks. prof. Dariusz Oko, „Kościół Sodomy i Gomory kontra Kościół Męczenników”; fragment książki „Tyrania postępu”, Wydawnictwo Biały Kruk

Publikacja za zgodą Wydawnictwa.

Przypisy

18. W tym kontekście ks. kard. Gerhard Müller cytuje niemieckiego biskupa, który dosłownie w ten sposób domaga się posłuszeństwa całego Kościoła i papieża wobec Niemców: „Kto płaci, ten rządzi, jak się to u nas mówi na budowach” (kard. Gerhard Müller, Jedność wiary. Odpowiedzialność Rzymu za Kościół Powszechny, tłum. K. Markiewicz, Kraków 2021, s. 37).

19. Por. P. Lisicki, Luter. Ciemna strona rewolucji, Warszawa 2017, s. 257–267, 302–304.

20. Por. E. M. Jones, Libido dominandi. Seks jako narzędzie kontroli społecznej, tłum. J. Morka, Wrocław 2013.

21. Kard. G. Müller, M. Lohmann, Prawda…, dz. cyt., s. 169.

22. Szokujące. Kard. Marx chwali się zdjęciem na tle pomnika Marksa, którego nazywa „wielkim myślicielem”, https://www.fronda.pl/a/szokujace-kard--marx-chwali-sie-zdjeciem-na-tle-pomnika-marksa-ktorego-nazywa-wielkimmyslicielem, 149562.html, [dostęp 20.20.2021].

23. Temu rozpowszechnianiu się niemieckich błędów w Kościele światowym służy też zepsucie, które już jest w nim obecne. Należą do niego kliki duchownych homoseksualnych, tak zwana lawendowa mafia, które posiadają w Kościele wielką i złowrogą władzę i wpływy. Piszę o tym w mojej książce Lawendowa mafia.Z papieżami i biskupami przeciwko homoklikom w Kościele, Kraków 2020. Niejako kontynuacją tej tematyki, ale już w obrębie najwyższych kręgów władzy w Kościele, jest praca Marco Tossatiego, Watykańska galeria osobliwości, tłum. M. Masny, Kraków 2021. Tacy homoseksualni duchowni z natury rzeczy mogą mocno wspierać poddanie się Kościoła wobec ideologii gender, która tak dobrze odpowiada ich skłonnościom i czynom.

24. Niemiecki zimny prysznic, https://www.radiomaryja.pl/polecamy/felieton-niemiecki-zimny-prysznic/, [dostęp 23.07.2022]. Stopień buntu w Niemczech obrazuje fakt, że niektórzy biskupi, na czele z przewodniczącym Episkopatu Niemiec bp. Georgiem Bätzingiem, uznali, że stwierdzenia tego dokumentu i tak wprowadzą w swoich diecezjach – zupełnie bez oglądania się na Rzym i Kościół światowy.

25. Por. T. Kycia, Niemieccy biskupi odrzucili apel o zmianę nauczania w dziedzinie seksualności. Ale…, https://kosciol.wiara.pl/doc/7816941.Niemieccy-biskupiodrzucili-apel-o-zmiane-nauczania-w, [dostęp 20.09.2022].

26. Por. P. Chmielewski, Ortodoksyjna dziesiątka. Biskupi, którzy bronią wiary w Niemczech, https://pch24.pl/ortodoksyjna-dziesiatka-biskupi-ktorzy-broniawiary-w-niemczech/, [dostęp 12.10.2022].

27. Kard. Kasper ponownie krytykuje niemiecką drogę synodalną, https://www.ekai.pl/kard-kasper-ponownie-krytykuje-niemiecka-droge-synodalna/, [dostęp 22.06.2022].

28. Por. R. Douthat, Zmienić Kościół. Papież Franciszek i przyszłość katolicyzmu, tłum. M. Samborska, Kraków 2019, s. 305n.