– „Zwykle jest tak, że kandydat na prezydenta lub na inne ważne stanowisko, który ma przewagę w sondażach nad pozostałymi, nie organizuje takich przedsięwzięć” – stwierdził Miller, dodając: „Dlatego, że może na tym tylko stracić.”

Według byłego premiera, Trzaskowski niczego nie zyskał, a nawet wystawił się na niepotrzebne ryzyko polityczne – zwłaszcza wobec własnej koalicji. – „Nie rozumiem więc, po co Trzaskowski to organizował. Nic wczoraj nie zyskał. Powinien sobie spokojnie czekać na debatę, którą będzie organizować telewizja publiczna i robić swoje, czyli spotykać się z elektoratem” – ocenił.

Nie mniejsze poruszenie wywołał incydent z flagą LGBT, którą Trzaskowski otrzymał od Karola Nawrockiego. Flaga błyskawicznie zniknęła z rąk kandydata KO, by trafić do Magdaleny Biejat, która sama się o nią upomniała, zauważając zażenowanie Trzaskowksiego. Dla Millera to nie tylko nieprofesjonalizm, ale i wizerunkowa wpadka, która może mieć poważne skutki wizerunkowe.

– „Sztab Trzaskowskiego powinien przewidzieć, że taka prowokacja może mieć miejsce, a wyglądało to tak, że Trzaskowski nie wiedział co ma zrobić, bo był zaskoczony. To się nie może zdarzyć” – mówił były premier.

Jak zauważył, całą sytuację znakomicie wykorzystała Biejat: – „Ruch z tęczową flagą, znakomicie wykorzystany przez panią Biejat, spowodował, że Trzaskowski będzie miał kłopoty w tym środowisku.”

Leszek Miller, z charakterystycznym dla siebie sarkazmem, podsumował też udział Joanny Senyszyn w debacie, określając go jako „swego rodzaju zmartwychwstanie” – co również, jego zdaniem, miało spore znaczenie symboliczne w kontekście odbioru wydarzenia.