Rafał Trzaskowski próbował zminimalizować szkody po kontrowersyjnej debacie w Końskich, przekonując, że „zaprosił wszystkich kandydatów” na prezydenta do wspólnej rozmowy. Krzysztof Stanowski wprost nazwał to kłamstwem. – „Co to są za brednie? Ja tam po prostu wtargnąłem” – skwitował w swoim nagraniu na Kanale Zero.

Wbrew narracji sztabu Trzaskowskiego, debata w hali sportowej w Końskich stała się symbolem chaosu organizacyjnego. Wydarzenie przygotowane przez TVN, Polsat i tzw. neo-TVP było ewidentnie ustawione pod kandydata KO – jak zauważają komentatorzy. Kontrkandydaci mieli zostać poinformowani o możliwości udziału w ostatniej chwili, a wielu z nich nie otrzymało żadnych formalnych zaproszeń.

– „Niech mi pan pokaże zaproszenie! Wie pan, jak wygląda normalne zaproszenie? Mailem, SMS-em, telefonicznie, ale coś konkretnego. Nikt mnie nie zapraszał. Wszedłem, jak Hołownia. Pana event został przejęty” – mówił Stanowski, podkreślając, że to nie Trzaskowski, a inni kandydaci – w tym on sam – narzucili nowy ton temu wydarzeniu.

Stanowski z uznaniem odniósł się do decyzji marszałka Szymona Hołowni o dołączeniu do debaty, którą opozycja chciała ograniczyć do pojedynku Trzaskowski–Nawrocki. – „Hołownia się do pana wbił, ja się wbiłem, inni też się wbili. Ale niech pan nie opowiada bredni, że kogokolwiek pan tam zapraszał. Pan skapitulował” – grzmiał dziennikarz i kandydat na prezydenta.

Wydarzenia w Końskich wywołały szeroką dyskusję w mediach społecznościowych. Internauci i politycy różnych obozów zaczęli kwestionować nie tylko formę debaty, ale też jawne faworyzowanie jednej strony. Sam Stanowski zyskał uznanie za bezpośredniość i odwagę w demaskowaniu politycznej obłudy Rafała Trzaskowskiego i jego obozu politycznego.