Rzecznik prasowy Sądu Najwyższego prof. Aleksander Stępkowski przyznał, że sąd został wręcz „sparaliżowany” liczbą protestów. – „Każdy z nich, nawet jeśli to kopia, musi zostać zarejestrowany i rozpatrzony. W praktyce oznacza to poważne przeciążenie systemu” – powiedział na antenie Radia Wnet.

Szczególne zaniepokojenie budzą tzw. protesty „powielaczowe”, czyli masowo kopiowane i podpisywane szablony, udostępnione m.in. przez posła Romana Giertycha. Stępkowski ocenił, że mogą one stanowić nawet 90% wszystkich zgłoszeń. Co więcej, część z nich zawiera język wulgarny lub obraźliwy wobec Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego i urzędującego prezydenta.

– „Spotykamy się z agresją. Pracownicy odbierają telefony z obelgami, pojawiają się anonimy. To efekt poziomo demoralizującej kampanii medialnej i politycznej” – podkreślił rzecznik.

W jego ocenie nie jest to już forma obywatelskiego sprzeciwu, ale element strategii przypominającej działania destabilizacyjne znane z tzw. ataków hybrydowych. – „To taktyka dezinformacji i wywoływania chaosu. Bardziej przypomina działania na granicy z Białorusią niż normalny proces wyborczy” – dodał prof. Stępkowski.

Przypomnijmy: Karol Nawrocki zdobył w drugiej turze wyborów 10 606 877 głosów, co dało mu 50,89% poparcia. Rafał Trzaskowski uzyskał 10 237 286 głosów – 49,11%. Państwowa Komisja Wyborcza zatwierdziła wyniki większością głosów i przekazała je do rozpoznania Sądowi Najwyższemu.

SN ma 30 dni na rozpatrzenie sprawy, ale – jak zaznacza jego rzecznik – termin ten ma charakter instrukcyjny. Nawet jeśli sąd nie zdąży z wydaniem uchwały w terminie, nie wpłynie to na ważność wyborów. Choć wiele protestów zostanie najpewniej odrzuconych jako niezasadne, część może jeszcze zostać rozpoznana indywidualnie – zwłaszcza jeśli zawiera konkretne zarzuty i dowody.

Jedno jest pewne: fala skarg, jakiej jeszcze nie widziano, wystawiła na próbę nie tylko mechanizmy prawne, ale i odporność polskich instytucji na presję i chaos, spowodowane przez Romana Giertycha i Platformę Obywatelską.