Na łamach „Tygodnika Powszechnego” ks. Adam Boniecki włączył się w dyskusję na temat spowiedzi dzieci przed Pierwszą Komunią Świętą, dzieląc się osobistym doświadczeniem kapłańskiej posługi.

- „Jak tylko mogłem, unikałem spowiadania dzieci po raz pierwszy przystępujących do tego sakramentu. Mogę żałować tego poniewczasie, ale tak było”

- napisał duchownych.

- „Rzecz w tym, że byłem bezradny wobec tych przerażonych dzieci. Bezradny wobec tego, co mówiły, bezradny wobec własnej nieumiejętności mówienia do nich. Owszem, te dzieci były przygotowane, recytowały (na ogół) grzechy, mówiły o postanowieniu poprawy. Ale był między nami mur lęku, może wstydu, a nade wszystko mur wyuczonych formuł, za którymi chował się mały, przerażony człowiek. A tymczasem kolejka przy konfesjonale szumiała, tupała, popychała się, napierała”

- dodał.

Ks. Boniecki wskazał też na nieprzygotowanie dzieci i samych spowiedników.

- „Gorzej (a przecież takie przypadki się zdarzają), jeśli trafi się na spowiednika z nadmiarem inicjatyw wychowawczych albo, co gorsza, na księdza, który nigdy w konfesjonale zasiadać nie powinien. Nie udawajmy, że tacy się nie zdarzają. Czy nie należy przygotowywać dzieci i na takie ewentualności? Wszyscy powiedzą, że należy, ale mało kto wie, jak takie przygotowanie miałoby wyglądać”

- stwierdził.

Do jego rozważań odniósł się za pośrednictwem mediów społecznościowych ks. Tomasz Kancelarczyk.

- „Jeżeli jakiś kapłan unika takich sytuacji tzn., że to on ma problem, bo nie potrafi zmienić przerażonych i zalęknionych dzieci w podekscytowanych wyjątkowością zdarzenia, a ich bezradność i zawstydzenie w spokój. Dzieje się tak, gdy dzieci są prowadzone przez spowiednika krok po kroku za rękę, czyli mu ufają. Nie miałem dzieci zestresowanych w spowiadaniu się, bo to była by moja porażka”

- napisał prezes Fundacji Małych Stópek na Facebooku.