Niedawno prof. Zdzisław Krasnodębski opisał w „Gazecie Polskiej”, jak po wyborach media zastanawiały się, kto kogo wytnie w PO i kto się umacnia. „Zastanawiamy się, jak kiedyś kryminolodzy czy sowietolodzy, których głównym zajęciem było dociekanie na podstawie nielicznych poszlak, jak zmienia się konstelacja władzy na szczytach ZSRR, jaka jest realna pozycja tego czy innego członka Biura Politycznego. Czy dojdziemy za jakiś czas do takiego, stanu, by analizować, kto zanika z dawnych zdjęć z konwencji Platformy i boiska piłkarskiego, kogo w jakiej kolejności nie wymienia 'Gazeta Wyborcza', kto stoi bliżej premiera Tuska, a kto Dalek podczas państwowych ceremonii” - pisał publicysta. Powoli do tego stanu dochodzimy. I niestety nie dotyczy to tylko PO, choć Polska Zjednoczona Platforma Obywatelska upodabnia się do jedynej słusznej partii nie tylko w zadłużaniu kraju.


Po ostatnich przegranych wyborach (szóstych z rzędu) zawsze jakiś znaczący pretorianin znikał z otoczenia Jarosława Kaczyńskiego. Za każdym razem za przegrane wybory winny był współpracownik lidera, a nie on sam. Wina posłańców jest jednak oczywista jak oczywistość. Media żyły więc przetasowaniami na szczytach opozycyjnej władzy przez miesiące. Teraz ze wspólnego zdjęcia z wodzem zniknąć może potencjalny następca I sekretarza partii Zbigniew Ziobro. Deflin, jak mawiali przywiązani do przeddemokratycznego ładu komentatorzy, przestał rozumieć przewodnią siłę lidera. „Po tym, jak Ziobro skrytykował kampanię PiS i mówił o potrzebie stworzenia nowego ugrupowania prawicowego, niewiadomą pozostają dalsze jego losy. Bez poparcia ojca Rydzyka trudno będzie wiceprezesowi PiS stworzyć nową partię prawicową. Tymczasem, wśród polityków zaproszonych na imieniny redemptorysty, Ziobry zabrakło. - Skoro mówi takie rzeczy, to pod tym jakiś plan polityczny się kryje. Czy miałby w tym planie poparcie ojca Rydzyka nie wiem, nie chce spekulować. Niewątpliwie ten plan polityczny jest niekorzystny dla prawicy - mówi Mariusz Błaszczak, rzecznik klubu parlamentarnego PiS” - informuje zupełnie na poważnie Onet.pl


Dzięki imieninom o. Rydzyka i piłkarskim meczom Tuska (Sherwood już nie istnieje, więc nie mamy tego nieomylnego wskaźnika) możemy przekonać się, kto zostanie wymazany ze zdjęcia, a kto może na nim się w czarodziejski sposób znaleźć. I nie chodzi tak naprawdę o to, że Platforma Obywatelska jest ze swojej natury  jakąś totalitarną partią. Przy takim systemie partyjnym nie trudno jest o pokusę przeobrażenia się w PZPR czy inny twór „demokracji ludowej”. Trudno podejrzewać, że Kaczyński inaczej by sprawował władzę mając takie możliwości i poparcie elit jak Tusk. Bez sprawowania realnej władzy PiS jest prowadzone przez „nieomylnego wodza”, którego usunąć z jego funkcji może jedynie spisek i demokratyczne brutusowe morderstwo. I niestety takiego stanu rzeczy nie da się zmienić. Patrząc na młodych wilczków z partyjnych dołów przychodzi do głowy jedno: tak wyglądał schyłkowy PZPR. Bezideowość, pęd do władzy, zawiść zwana zdrową konkurencją - jak pisał Davila, cwaniactwo, postawienie partii w miejscu Boga i przeoranie mózgów przez partyjną machinę jest kwintesencją każdego polskiego ugrupowania politycznego alias gangu, zawłaszczającego kraj. Kondycja moralna i intelektualna w wielu młodzieżówkach partyjnych zaczyna powoli wyglądać tak samo. Przeciętny młody pretorianim partyjny ma poglądy pasujące zarówno do PO, SLD, Ruchu Palikota, PSL, ba, jak i do PiS.


Czy to kolejny etap demokracji? Czy może jej dekadencka forma? Czego można oczekiwać od systemu, którego władza opiera się na głosie coraz bardziej ogłupionego ludu, głosującego ze względu na walory fizyczne kandydata? „Cała wyborcza działalność to podlizywanie się potencjalnym wyborcom , którzy z reguły mają to gdzieś, a po drugie nie znają się na tym. Trzeba się podlizywać, obiecywać , pokazywać, przymilać, zabiegać i w ogóle często upokarzać, zaś wynik i tak jest niepewny bo w ostatniej chwili może jakiś wiatr zawieje w głowie sprzedawcy pietruszki i zagłosuje na pana,  który był ode mnie wyższy i miał ładniejszy garnitur” - pisał niedawno gorzko prof. Selim Chazbijewicz, kandydat PiS w wyborach do Senatu. Nie zrozumiał jednego. Otóż podlizywanie się wyborcom przygotowuje do podlizywania się liderowi i jego otoczeniu. Bez podlizywania się nie ma miejsca w loży dla VIP-ów na Euro 2012, nie ma miejsca na zdjęcie koło lidera, nie ma wspólnych meczy i nie ma zaproszenia na imieniny do Ojca Dyrektora. Bez podlizywania się liderowi, nie można podlizywać się również wyborcom. I koło się zamyka.

 

Łukasz Adamski