Borys Kagarlicki uznał, że opowieści o przebudzeniu Rosji to „w większości przypadków mieszanka przesądów i histerii”. Takie sądy opierają się jego zdaniem „na całkowitym braku rzeczowej analizy”. Dodał, że jest „kompletną bzdurą” pogląd na temat niezrozumiałości rosyjskiej polityki. „Nie ma w niej niczego tajemniczego ani nieprawdiłowego. Trzeba tylko umieć ją analizować” – mówił socjolog.

Kagarlicki powiedział, że „Rosja jest przerażona” faktem aneksji Krymu. „Maleński Krym zmusił Moskwę, żeby go anektować” – ocenił. Jego zdaniem Kreml chciał, by Krym stał się „niepodległym, buforowym państewkiem, czymś w rodzaju protektoratu”. Według Kagarlickiego to sam prorosyjki rząd Krymu chciał włączenia do Rosji, wbrew Moskwie.

„Putin został więc zmuszony do przejęcia inicjatywy, by zachować twarz wobec społeczeństwa. To była sytuacja, w której ogon skutecznie zakręcił psem” – ocenił analityk.

Uznał też, że Rosja wcale nie jest stroną ofensywną w sprawie Ukrainy. Ewentualny rozbiór tego państwa będzie zależał tylko od Kijowa, a nie od Moskwy.

Zdaniem Kagarlickiego znaczenia nie ma nawet sam Władimir Putin. „Putin jest kimś w rodzaju brytyjskiej królowej Elżbiety II. To tylko symbol władzy i absolutnie nikt więcej. Na pewno nie przywódca, który pociąga za wszystkie sznurki” – powiedział socjolog.

Jego zdaniem Rosją rządzą różne grupy interesu. Są jednak zdegenerowane. „Dzisiejsze rosyjskie elity mają wąskie horyzonty, rozumują w sposób wsteczny i brak im strategicznej wizji. Nikt nie ma pomysłu, jak pchnąć kraj naprzód, wyzyskując ukryty społeczny potencjał.” – uznał Kagarlicki.

Dodał, że Rosja to gospodarcze peryferia Zachodu, które dostarczają mu surowców. Bogacą się na tym tylko w krótkiej perspektywie, a de facto taka sytuacja prowadzi do stagnacji. Socjolog przewiduje, że nie ma możliwości dojścia do konfliktu między Zachodem a Rosją. Jeżeli już jakiś się wydarzy, to raczej między Zachodem a Chinami

Pac/forsal.pl