Czy w świecie, którego kultura i obyczaje oparte są na chrześcijaństwie, Biblia może zostać uznana za narzędzie propagowania nienawiści? W Szkocji odpowiedz na to pytanie może brzmieć twierdząco, nie tylko dla środowisk jawnie antychrześcijańskich, ale także dla miejscowego prawa.

Stało się tak za sprawą projektu nowej, opracowanej przez Szkocką Partię Narodową ustawy, dotyczącej przestępstw z nienawiści. Obejmuje ona nie tylko kwestie rasowe czy religijne, ale także orientację seksualną oraz tożsamość płciową. Co jednak, gdy religia stoi w opozycji do dwóch ostatnich punktów?

Szkoccy biskupi obawiają się, iż ustawa w takiej formie uderzy w wolność religijną, oskarżając kościół o szerzenie nienawiści, a Biblia oraz katechizm uznane zostaną przez rząd za materiały ją szerzące.

Krytyki propozycji ustawy podjęli się przedstawiciele promującej świeckość i rozdział Kościoła od państwa organizacji National Secular Society. Sprzeciw wyraził także będący rzecznikiem Szkockiej Partii Pracy James Kelly. Zauważa on, iż w Anglii takie podejście jest niedopuszczalne, istotna jest tam przede wszystkim kwestia zamiaru popełnienia przestępstwa, która to w szkockiej ustawie została pominięta. Ustawa nie przypada do gustu także Szkockiej Federacji Policyjnej która obawia się iż może ona zniszczyć wolność słowa oraz zaufanie między opinią publiczną a funkcjonariuszami.

Ustawa o przestępstwach z nienawiści przedłożona została pod obrady parlamentu 23 kwietnia roku bieżącego. Rzecznik rządu zapewnia, iż nowe prawo nie ogranicza wolności słowa ani wolności religijnej.

mg/KAI,niezalezna.pl