Idąc prędzej niż Łazarz, przybył Jezus o dwie godziny wcześniej od niego na miejsce chrztu. Dochodząc tam, przyłączył się o zmierzchu do gromady ludzi, którzy również szli do chrztu. Nikt Go nie znał, a przecież wszystkich oczy zwracały się ku Niemu, jakby przeczuwano w Nim kogoś wyższego. Nad ranem przybył Jezus z innymi na miejsce chrztu. Ogromne tłumy ludzi zalegały równinę, a Jan natchnionymi słowami mówił miejsca chrztu. Było to u żydów miejscem świętem, pamiątkowym. Otoczone było zewsząd murem, jakby ogród, a wewnątrz stały chaty o ścianach, krytych sitowiem. Na środku leżał kamień, tam gdzie niegdyś Izraelici po przeprawieniu się przez Jordan złożyli arkę i odprawili nabożeństwo dziękczynne.

Nad tym kamieniem wystawił Jan wielki namiot, o ścianach plecionych, krytych sitowiem, przed kamieniem zaś stał rodzaj katedry, z której Jan nauczał. Tu zastał go Herod nauczającego w otoczeniu uczniów, lecz Jan, nie zważając na niego, uczył dalej.

Herod spotkał się w Jerozolimie z żoną brata swego, która przebywała tamże ze swą szesnastoletnią córką, Salome. Poznawszy ją, zapałał pragnieniem pojęcia ją za małżonkę. Daremnie jednak prosił „Radę" o pozwolenie na to małżeństwo, a nawet skutkiem tego poróżnił się z członkami „Rady." Obawiał się jednak przez spełnienie tego kroku narazić się opinii publicznej, dlatego nie chciał postępować samowładnie, lecz starał się pozyskać przyzwolenie Jana, którego lud czcił jako proroka. Sądził, że ten, aby pozyskać jego łaskę, z pewnością przychyli się do jego żądania.

Herod udał się do Jana w towarzystwie Salomy, córki Herodiady. W orszaku swym miał około trzydziestu ludzi, oprócz służebnych Salomy. Jechał wraz z kobietami w powozie. Jana uprzedził o swym przybyciu przez osobnego posłańca; Jan jednak nie chciał, aby Herod ze swym orszakiem przybył aż na miejsce chrztu, gdyż ich obecność, a szczególnie obecność kobiet splamiłaby to święte miejsce. Przestał więc chrzcić i udał się z uczniami na miejsce nauki i tam spotkał się z Herodem.

Nie rozmawiając z nim wcale, zaczął nauczać, mówiąc właśnie na ten temat, że Herod mógł pośrednio dowiedzieć się, jakie jest jego zapatrywanie w sprawie tego małżeństwa. Wypowiedział bez ogródki prawdę, a wreszcie dodał że trzeba czekać na Tego, który ma przyjść; on sam już nie długo będzie chrzcił, bo ustąpi miejsca Temu, którego tylko jest przesłańcem.

Z mowy tej mógł Herod łatwo zrozumieć, że Jan zna jego plan i że wcale go nie pochwala. Opuścił więc Jana z gniewem w sercu, wracając do miejsc kąpielowych w Kallirroe, gdyż wtenczas jeszcze tam mieszkał, oddalonych o kilka godzin drogi od miejsca chrztu Jana. Przed odejściem jednak kazał oddać Janowi zwój pisma z opisem swej sprawy, sądząc że Jan zmieni jeszcze swe zapatrywanie.

Położono go przed Janem, gdyż nie chciał nim splamić swej ręki. Zarazem kazał zostać kilku ludziom ze swego orszaku, aby starali się Jana nakłonić, by tenże plan jego zechciał potwierdzić. Usiłowania ich jednak były daremne. Jan nie chciał małżeństwa Heroda z żoną brata uznać za ważne, a skończywszy nauczanie, wrócił na miejsce chrztu. Kobiety z orszaku Heroda wystrojone były zbytkownie, lecz dosyć przyzwoicie.

Magdalena była w ubieraniu się więcej wybredna i rozrzutna. Wspominałam już, że w miejscowości, gdzie Jan chrzci, właśnie gdzie teraz leżał wielki kamień, spoczywała niegdyś arka przymierza. Otóż nie pamiętam już, czy na pamiątkę owego pochodu Izraelitów przez Jordan, czy z innej jakiej przyczyny, urządzono tam trzydniową uroczystość. Uczniowie Jana ozdobili to miejsce o rychłym przyjściu Mesjasza, któremu ustąpi miejsca, i o potrzebie czynienia pokuty. Jezus stał pośród tłumu słuchaczów, a jednak Jan przeczuwał Jego obecność, a może Go i widział; w głosie jego znać było niezwykłą radość i zadowolenie. Mimo to dokończył swą mowę, a potem zaraz zaczął chrzcić.

Jezus oczekiwał wraz z innymi, aż przyjdzie na Niego kolej i była już może dziesiąta godzina, gdy stanął przed Janem, prosząc o chrzest. Jan pokłonił się nisko, mówiąc: „Mnie przystoi, abym był ochrzczony przez Ciebie, a Ty do mnie przychodzisz!" I rzekł mu Jezus: „Pozwól, niech tak będzie, przystoi Nam wypełnić wszelką sprawiedliwość, a więc powinienem przyjąć chrzest z twej ręki." Potem mu mówił: "Otrzymasz chrzest Ducha świętego i krwi." Gdy Jan chciał zaprowadzić Jezusa na wysepkę, powiedział mu Tenże: „Owszem, pójdę ale chcę być chrzczony tą woda, którą chrzciłeś innych. Tam również masz chrzcić dziś wszystkich, którzy tu są ze Mną, a drzewo, które będę obejmował ręką przy chrzcie, ma być przesadzone na zwykłe miejsce chrztu, aby wszyscy, którzy po Mnie chrzcić się będą, dotykali się go ręką."

Rzekłszy to, udał się Zbawiciel z Janem i dwoma jego uczniami, Andrzejem i Saturninem (Andrzej przyszedł dotąd z uczniami Pana i ludźmi, o których wyżej była mowa, z Kafarnaum), przez mostek na wysepkę i wszedł do małego namiotu, stojącego po stronie wschodniej studni, a służącego do rozbierania się i ubierania. Uczniowie poszli za Nim na wyspę. Cały mostek i brzeg rzeki zajęty był przez tłumy ludzi. Mostek był tak szeroki, iż obok siebie mogły stać trzy osoby.

W pierwszym rzędzie stał na mostku Łazarz. Studnia, służąca do chrztu, leżała w ośmiokątnej kotlinie lekko zagłębiającej się, i była zewsząd otoczona rowem, połączonym z Jordanem pięciu podziemnymi kanałami. Rów ten był przez połączenie z Jordanem napełniony wodą, która wcięciami, porobionymi w ośmiokątnej krawędzi studni, wpływała do tejże. Od strony północnej widać było trzy takie wcięcia, i przez nie wpływała woda. Dwa zaś wcięcia od strony południowej, służące do odpływu wody, były zakryte, więc też wody obok studni nie było widać. Z tej strony także był wolny przystęp do studni. Do samej zaś studni prowadziły schodki z darniny.

Na południowo zachodniej krawędzi studni, tuż przy brzegu, wprawiony był trójgraniasty czerwony, połyskujący kamień, płaską stroną zwrócony ku wodzie, a ostrym końcem na zewnątrz. Ze strony, gdzie były umieszczone schody, był brzeg studni nieco wyższy, niż od strony północnej, skąd dopływała woda. Po stronie południowo zachodniej, w miejscu, gdzie kończył się brzeg wyższy, schodziło się po jednym schodzie na niższy brzeg. Tą tylko drogą można się było nań dostać. W samej studni obok wyżej wspomnianego kamienia stało smukłe zieleniejące się drzewo.

Wysepka chrztu była częścią skalista, częścią okryta murawą. W środku wznosił się niewielki pagórek, a na nim stało drzewo o rozłożystych konarach. Wierzchołki dwunastu drzew, zasadzonych dokoła wyspy, połączone były z konarami drzewa środkowego, a między drzewami zasadzone były szpalerem małe krzewy. Całość wyglądała, jak jedna wielka altana.

Wraz z Jezusem zeszło ku studni dziewięciu Jego uczniów, którzy w ostatnim czasie Go nie odstępowali i stanęli na krawędzi studni. — Jezus zdjął w namiocie płaszcz, pas i żółtą suknię wełnianą otwartą z przodu, a spiętą pętlicami, wreszcie wąski wełniany zawój, który noszono zwykle na szyi, i na piersiach na krzyż składano, a w nocy, lub podczas niepogody naciągano na głowę. Pozostał tylko w brunatnej tkanej koszuli, którą nosił na samym ciele. Zszedłszy na brzeg studni, ściągnął koszulę przez głowę. Teraz miał na sobie tylko przepaskę około bioder, owijająca obie nogi z osobna aż do kolan.

Suknie odebrał od Niego Saturnin i oddał je stojącemu na kraju wyspy Łazarzowi. Jezus tymczasem wstąpił w wodę, sięgającą Mu aż do piersi. Lewą ręką trzymał się drzewa, a prawą położył na piersi; rozluźnione końce przepaski unosiły się lekko na wodzie. Jan stał od strony południowej, trzymając w ręku czarę z szerokim brzegiem o trzech żłóbkach. Schyliwszy się, nabrał wody i w trzech strumieniach wylał ją na głowę Pana. Jeden strumień padał na tył głowy, drugi na środek, a trzeci na przód głowy i na twarz.

Nie pamiętam już dokładnie słów, jakie wymawiał Jan przy chrzcie; mniej więcej brzmiały one: „Niech Jehowa przez Cherubinów i Serafinów zleje na Ciebie wszelkie błogosławieństwo i udzieli Ci mądrości, rozumu i mocy." Ostatnich trzech słów nie słyszałam dobrze, lecz w każdym razie rozchodziło się tu o dary dla umysłu, duszy i ciała, których potrzeba każdemu, aby mógł przynieść Panu w ofierze umysł, duszę i ciało, uświęcone i oczyszczone z wszelkich zmaz grzechowych. Andrzej i Saturnin stali po prawej ręce Chrzciciela koło trójgraniastego kamienia. Gdy Jezus wyszedł ze studni, owinęli Go wielką chustą, którą się Jezus otarł, a następnie przyoblekli Go w długą białą koszulę.)

Teraz stanął Jezus na owym kamieniu, leżącym na prawo od wejścia do studni, Jan położył rękę na Jego głowę, a uczniowie na ramię. Po tym obrzędzie pozostawił Jan Jezusa modlącego się i chciał już z obu uczniami wyjść na górę, gdy nagle stało się coś nadzwyczajnego. Najpierw dał się słyszeć z nieba szum wielki i rozległ się przeraźliwy huk grzmotu, tak, że wszyscy obecni zadrżeli, z lękiem spoglądając w górę. Następnie spuściła się wielka biała chmura świetlana, a w niej widać było skrzydlatą świetlaną postać, zalewającą Jezusa strumieniami światła. Przy tym otworzyło się niebo, a w nim pojawił się Ojciec niebieski w Swej zwykłej postaci i wśród huku grzmotów usłyszałam głos: „Ten jest Syn mój miły, w którym sobie upodobałem."

Jezus, cały przeniknięty światłem, sam stał się tak jasny i przejrzysty, że nie można było na Niego patrzeć. Chóry aniołów otaczały Go dokoła. W niejakim oddaleniu ujrzałam na wodach Jordanu szatana w kształcie jakby wielkiej czarnej chmury, w koło której roiło się mnóstwo obrzydliwego robactwa i potworów. Zdawało się, jak gdyby wszystkie zbrodnie i grzechy, wszystko złe, gnieżdżące się w tej okolicy, przybierało widome postacie i uciekało przed światłem Ducha św. do tej ciemnej otchłani, z której wzięło swój początek. Straszny to był widok, ale właśnie przez to przeciwieństwo uwydatniał się lepiej nieopisany blask, szczęśliwość i błogość, napełniająca całą wyspę, na której znajdował się Jezus.

Nie tylko święta studnia chrztu, lecz wszystko dokoła napełnione było dziwną światłością. Cztery kamienie na dnie studni, na których stała arka przymierza, błyszczały jakby z radości, a na dwunastu kamieniach około studni, na których stali lewici, widniały jakoby postacie aniołów, wielbiących swego Pana. Duch Boży przed wszystkimi ludźmi dał świadectwo Temu, który miał być żywym fundamentem, wybranym kamieniem węgielnym Kościoła. Na tym kamieniu musimy opierać się, musimy wznosić się jako duchowy budynek, jako święty gmach kapłaństwa, bo miłą ofiarę możemy Bogu złożyć tylko za pośrednictwem „Jego Syna miłego, w którym sobie upodobał." Wyszedłszy po stopniach na górę, udał się Jezus do namiotu. Saturnin odebrał od Łazarza suknie Jezusa, które tenże trzymał podczas chrztu, i zaniósł Jezusowi.

Ubrawszy się, wyszedł Jezus z namiotu i otoczony uczniami, udał się na wolną przestrzeń koło drzewa, stojącego w środku wyspy. Tymczasem Jan, pełen radości, przemawiał do ludu, dając świadectwo Jezusowi, że jest Synem Boga i przyobiecanym Mesjaszem. Przytaczał na świadectwo tych słów wszystkie obietnice, dane patriarchom i prorokom, które spełniły się na Jezusie, i przypominał im zjawisko, dopiero co widziane, i głos słyszany z nieba: Zarazem oznajmiał, że teraz, po wystąpieniu Jezusa, on w krotce ustąpi. Przypominał także, że na tym miejscu stała arka przymierza, gdy naród izraelski zajmował kraj obiecany, a teraz na tym samym miejscu Bóg wszechmocny dał świadectwo Swemu Synowi, wypełnicielowi zakonu. Do niego odprawiał wszystkich, wielbiąc dzień, w którym spełniły się najgorętsze życzenia Izraela.

Podczas tego przybyły nowe rzesze ludu, a między nimi i przyjaciele Jezusa. Widziałam w tłumie Nikodema, Obeda, Józefa z Arymatei, Jana Marka i innych. Andrzejowi polecił Jan, aby w Galilei ogłaszał chrzest Mesjasza. Po przemowie Jana potwierdził Jezus wyraźnie, że słowa jego są prawdziwe: dodał przy tym, że teraz oddali się na krótki czas, a gdy wróci, niech zgłoszą się do Niego chorzy i strapieni, a On ich pocieszy i wspomoże. Tymczasem niech przygotowują się do tego przez pokutę i pełnienie dobrych uczynków. Teraz odejdzie od nich, lecz nie na długo, a po powrocie obejmie królestwo, oddane Mu przez Ojca niebieskiego.

— Wszystko to mówił Jezus w formie przypowieści o synu królewskim, który, zanim wstąpi na tron, przebywa na osobności, aby ubłagać pomoc u ojca, skupić ducha itd. Między zgromadzonymi było także kilku Faryzeuszów. Ci śmiesznie tłumaczyli sobie słowa Jezusa. Mówili sobie tak: „Jezus zapewne nie jest synem cieśli, tylko podsuniętym dzieckiem jakiegoś króla. Teraz wróci do swej ojczyzny, zbierze wojsko i zajmie Jeruzalem." Wydawało im się to bardzo osobliwym i nierozsądnym.

Jan chrzcił teraz wszystkich na wyspie w tej samej studni, gdzie chrzcił Jezusa. Wchodzili oni do wody, otaczającej studnię, a Jan chrzcił ich, stojąc na brzegu. Ludzie, ochrzczeni w tym dniu, stali się później prawie wszyscy wyznawcami Jezusa.

Odchodząc, zabrał Jezus z sobą dziewięciu uczniów oprócz kilku innych, którzy tu przyszli do Niego. Za Nim poszli także Łazarz, Andrzej i Saturnin. Na rozkaz Jezusa wzięli ze sobą wór wody ze studni, w której był chrzczony Jezus. Obecni rzucali się na ziemię przed Jezusem, błagając Go, by został z nimi. Jezus jednak odszedł, obiecując wkrótce powrócić.