W zeszłym tygodniu zmarła znana piosenkarka Olga Sipowicz, którą pamiętamy najlepiej pod jej scenicznym pseudonimem "Kora". Krótko po śmierci internet huczał od plotek, czy wokalistka zespołu Maanam przyjęła przed śmiercią sakrament Namaszczenia Chorych. 

Mąż artystki, Kamil Sipowicz, zaprzeczył tej informacji, podając w oświadczeniu, że "żona do końca była wierna religii słońca, wiatru i kwiatów. Nie przyjęła ostatniego namaszczenia". Warto podkreślić, że Kora miała również duży uraz do Kościoła Katolickiego i osób duchownych, ze względu na trudne przeżycia w dzieciństwie. 

Skoro odeszła bez pojednania z Bogiem, prawdopodobnie nie chciała również modlitwy za jej duszę. Pamiętajmy jednak, że nasz świat doczesny i krainy, do których po śmierci odchodzą dusze zmarłych, rządzą się diametralnie różnymi prawami. Kora- jak każdy z nas, gdy przyjdzie jego moment- może teraz bardzo potrzebować modlitwy. Nie mamy pojęcia ani o losach naszej duszy po śmierci, ani o tym, czy np. nasza ukochana babcia, która za życia "nie skrzywdziła nawet muchy", a co dopiero człowieka, po śmierci trafiła od razu do nieba, tak samo nie mamy pojęcia, czy seryjny morderca lub krwawy dyktator płoną dziś w piekle. Choć oczywiście nie oznacza to, że piekło jest puste. 

Internauci nie zawiedli. Na katolickich grupach i stronach internetowych znajdziemy wiele inicjatyw w rodzaju "Koronka za Korę". Są jednak, również wśród katolików, osoby, które sprzeciwiają się tego rodzaju pomysłom, twierdząc, że zmarła piosenkarka nie zasługuje na modlitwę, ponieważ rzucała tak przykre słowa pod adresem Kościoła i księży. Inni zwracają uwagę na to, że Sipowicz zapewne modlitwy nie chciała, dlaczego więc modlić się za nią? Przed oczami staje nam również inny przypadek, nieco bardziej skrajny, choć temu artyście udało się wyjść z choroby. Mowa o Adamie "Nergalu" Darskim. Kiedy przed kilkoma laty lider Behemotha, znany ze swojego stosunku do Kościoła Katolickiego, Boga i ludzi wierzących, wojujący ateista i antyklerykał „zabawiający” się w plastikowy, gimnazjalny satanizm, zachorował na białaczkę, różnego rodzaju grupy modlitewne chciały wesprzeć wyzdrowienie, a może i nawrócenie muzyka. Minął jakiś czas, muzyk wyzdrowiał i... w podły, chamski sposób wyszydził ludzi, którzy modlili się w jego intencji. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że stał się jeszcze bardziej arogancki, zapiekły i zacietrzewiony w swojej nienawiści do Boga, Kościoła i ludzi wierzących niż przed chorobą. Oczywiście, zdarza się i tak, jednak czy takie sytuacje mają nas zniechęcać? Modlić się, milczeć, a może "hejtować", krytykować? Cóż, z całą pewnością jedna dziesiątka Różańca lub Koronka do Miłosierdzia Bożego zajmie nam tyle samo lub niewiele więcej czasu niż napisanie jadowitego komentarza na Facebooku, nie mówiąc o tym, że tym pierwszym sposobem możemy nawet pomóc zmarłemu, ba, sami po śmierci możemy podobnej pomocy potrzebować. 

Czy warto/można/trzeba modlić się za Korę, jak bardzo może pomóc modlitwa i czy powinniśmy oczekiwać czyjejś wdzięczności za modlitwę w jego intencji? Na te pytania odpowiedział nam ks. prof. Paweł Bortkiewicz:

Umieranie i śmierć pozostają wielką tajemnicą ludzkiego życia. Historie takie jak zgon p. Olgi Jackowskiej pozwalają nam uprzytomnić ową tajemniczość i dramat ludzkiej wolności. Życie ludzkie pozostaje, niezależnie od świadomości, wiary, czy przekonań człowieka, tak naprawdę,niemożliwym do przewidzenia dialogiem miłości Boga z człowiekiem. Elementem tego dialogu jest jednakże wolność ludzka. Ona sprawia, że może pojawić się w tej przestrzeni bunt, niewiara odrzucenie Boga... 

Czy to oznacza zawsze klęskę człowieka, jego potępienie? Warto zauważyć w tym momencie wielką dyskrecję i szacunek Kościoła wobec tajemnicy ludzkiej wolności i ludzkiego życia. O ile znamy liczne, autorytatywne wypowiedzi Kościoła na temat wiecznej chwały, świętości poszczególnych kobiet i mężczyzn, nie mam takiego orzeczenia dotyczącego choćby jednego potępionego. To nie znaczy, że Kościół w swoim nauczaniu opowiada się za "pustym piekłem", za apokatastazą, ale  raczej oznacza wiarę i nadzieję Kościoła w wytrwałość Bożej miłości miłosiernej, która jest miłością "do końca". To znaczy, Bóg zabiega do końca o człowieka i wyników tych wysiłków nie możemy określić.

W całym tym procesie ważna jest nasza modlitwa. Każdy człowiek potrzebuje modlitwy, potrzebuje jej także, a może tym bardziej osoba, która za życia tej modlitwy nie chciała. Potrzebuje tej modlitwy ktoś, kto jawnie szydzi z Boga i Kościoła, odmawia tego wszystkiego, co jest działaniem Boga na rzecz człowieka.

Mamy prawo  i obowiązek się modlić. Jeśli życie wskazuje, jak w przypadku cofnięcia się choroby p. Darskiego, że modlitwa mogła być skuteczna (podkreślam mogła i podkreślam - jeśli tak sądzimy) to powinniśmy dziękować Bogu za ten dar skuteczności. To, że sam zainteresowany szydzi z tego, nie jest dla nas istotne. Nie modliliśmy się przecież o to, by zainteresowany był wdzięczny za dobro, ale modliliśmy się o dobro dla niego. Co nie znaczy, że taka postawa arogancji nie rodzi konsekwencji... Przypominają mi się słowa św. Pawła Apostoła: "Nikomu złem za złe nie oddawajcie. Starajcie się dobrze czynić wobec wszystkich ludzi. Jeżeli to jest możliwe, o ile to od was zależy, żyjcie w zgodzie ze wszystkimi ludźmi. Umiłowani, nie wymierzajcie sprawiedliwości sami sobie, lecz pozostawcie to pomście Bożej. Napisano bowiem: Do mnie należy pomsta, Ja wymierzam zapłatę — mówi Pan — ale: Jeżeli nieprzyjaciel twój cierpi głód — nakarm go. Jeżeli pragnie — napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle żarzące zgromadzisz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj" (Rz 12)

Jeszcze jedna uwaga. Rozumiem, że śmierć osób znanych czy cenionych budzi z oczywistych względów pewne zainteresowanie. Niejednokrotnie rodzi się jednak we mnie pytanie o proporcje tego zainteresowania, o proporcje budowanej żałoby narodowej (niezależnie od jej formalnego charakteru, mówię o społecznym przeżywaniu smutku, żalu itp.) w stosunku do osoby danego zmarłego, czy zmarłej. Przyznam się, niezależnie od obrazoburczego dla niektórych tonu tej wypowiedzi, że zupełnie już zapomniałem o śmierci p. Jackowskiej. O wiele bardziej poruszyła mnie w tych dniach nagła śmierć mojego kolegi jeszcze z czasów studenckich, kapłana diecezji opolskiej, wspaniałego duszpasterza, znakomitego teologa. Jestem pewien, że jego biografia i dzieje jego wędrowania z ludźmi w stronę Boga są bezsprzecznie bardziej fascynujące niż biografia niejednego celebryty. 


JJ