Na liście aż roi się od absurdów. Jeden z nich dotyczy leków stosowanych w leczeniu pacjentów chorych na akromegalię (zaburzenia hormonu wzrostu). W zeszłym roku leki zawierające substancję Octreotidum, która hamuje objawy choroby, kosztowały – niezależnie od dawki leku – 3,2 zł. Obecnie na listach najtańszy jest lek z najwyższą dawką substancji. 120 mg Octreotidum kosztuje 3,2 zł, podczas gdy nierefundowana dawka 30 mg aż 5 tys. zł! Dawki pośrednie, czyli 60 mg i 90 mg kosztują – odpowiednio – 500 oraz 250 zł. Innymi słowy, im większą dawkę przyjmujemy, tym mniej za nią płacimy- informuje „DGP”. Większość chorych, aby mniej płacić za lek, przerzuci się na sowicie refundowaną dawkę 120 mg. Z przeprowadzonej przez lekarzy symulacji opracowanej na bazie danych sprzedaży leku z 2011 roku wynika, że resort może stracić na tym około 5 mln zł.


Dziennik pisze, że kolejnym absurdem jest wysoka cena leku dla chorych na Alzheimera, dostępnego w plastrach. W 2011 roku miesięczna terapia kosztowała 92 zł, natomiast po wejściu nowej ustawy z początkiem roku koszt ten wzrósł do 270 zł. Wbrew zapowiedziom ministerstwa cena nie stopniała przy okazji obwieszczenia nowej listy na początku marca. Jak twierdzi resort, ciągle trwają negocjacje z producentem medykamentu. Z leku korzysta 70 tys. pacjentów. Inny problem pojawia się przy teoretycznie korzystnym dla pacjentów przepisie o obowiązku podawania przez aptekarzy informacji o tańszym zamienniku. Tu pojawił się jednak mały haczyk – na tę samą receptę można kupić zamiennik, ale tylko ten, do którego mniej dopłaca NFZ. Droższego (nawet jeżeli pacjent go do tej pory używał) aptekarz nie ma prawa sprzedać (sic!).


Przypomnijmy, że to tylko wierzchołek góry lodowej nowego prawa dotyczącego leków. Czekają nas niebawem kolejne protesty lekarzy, którzy wciąż nie chcą wypisywać recept przez absurdalne kary jakie na nich czekają. Przypomnijmy, że minister odpowiedzialna za resort, który pracował nad ustawą jest dziś drugą osobą w państwie, awansowaną przez Donalda Tuska, który uczynił również ministrem doktorową Muchę czy jej męską odmianę Sławomira Nowaka. Może premier dostrzega ich zakamuflowane zasługi na dobra POlski? Z pewnością mamy tego efekt.

 

Ł.A/DGP