Po aresztowaniu Aleksieja Nawalnego i demonstracjach w jego obronie zaznaczyły się w Polsce dwa skrajne stanowiska. Narodowi wielbiciele Rosji i Putina nagle odkryli KGB i stwierdzili, iż nie powinniśmy występować w obronie Nawalnego, gdyż stoją za nim służby i staniemy się ofiarą nowej operacji „Trust”.

W wewnętrzne sprawy Rosji nie należy się przecież wtrącać. Po przeciwnej stronie ustawili się piewcy Nawalnego – jutrzenki wolności i demokracji w Rosji. Jak wiadomo bowiem, tylko Putin przeszkadza ludowi rosyjskiemu w budowie demokracji. Nie ulega wątpliwości, że Nawalnym posługuje się jakaś frakcja siłowików, gdyż inaczej skończyłby jak Niemcow albo Politkowska. Wobec Polski Nawalny reprezentuje stanowisko rosyjskiego nacjonalizmu tak samo groźne jak Putin. Stara pseudoalternatywa: Denikin czy Lenin – i tak Polski ma nie być. To nie znaczy jednak, że mamy ułatwiać Putinowi życie, jak chcą jego wyznawcy. Zdając sobie sprawę, że Nawalny jest takim samym wrogiem naszego państwa i aspiracji jak Putin, powinniśmy te wewnętrzne walki lub ich inscenizację wykorzystać. Potępiając metody stosowane wobec Nawalnego, wskazujemy na zagrożenie rosyjskie bez obaw, że nam przyczepią twarz rusofobów. Pod tym szyldem zwalczanie moskiewskiego zagrożenia jest bezpieczne i utrudnia zbliżenie Rosji do niemieckiej Unii. Drugi powód, dla którego trzeba potępiać represje reżimu rosyjskiego, to ich powszechny charakter. Są stosowane wobec każdego. Putin musi wiedzieć, że represje mają swoją cenę i że będzie musiał ją zapłacić, co słabi jego pozycję. Jeśli zaś obrona Nawalnego przyczyni się do zaostrzenia walk frakcyjnych w Rosji, to tym lepiej. Optymalnie byłoby, gdyby wszystkie frakcje wzajemnie się wybiły.

Jerzy Targalski

jozefdarski.pl