Film „Dwóch papieży” Fernando Meirellesa to film podwójnie zły. Ci, którzy cokolwiek wiedzą o Kościele, będą się po prostu nudzić, w przerwach między ziewaniem sarkając na kompletnie fałszywą narrację. Z kolei widzom takiej wiedzy niemających obraz zrobi po prostu krzywdę, karmiąc ich kłamstwami. Od „Netflixa” nie mogłem zresztą spodziewać się niczego bardziej uczciwego; w końcu to firma wspierająca aborcję, a w tym roku przed świętami racząca widownię filmem z bluźnierstwami o Chrystusie. Zastanawia tylko jedno: dlaczego Watykan wziął udział w promocji tego potwornego propagandowego gniotu?

Film, gdyby na chwilę pominąć kwestie propagandowe, jest po prostu kiepski. Aktorzy grają może ciekawie, ale obraz jest przesycony niezwykle nudnymi scenami, długimi i powolnymi dialogami, czasem zabawnym, ale częściej po prostu głupawym humorem. Sądzę, że gdybym miał to nieszczęście bycia ateistą, to po prostu wyłączyłbym obraz gdzieś w połowie. Może wtedy, gdy widz męczony jest wynurzeniami o młodości Bergoglia. Jeżeli interesowałby mnie życiorys obecnego papieża, to, naprawdę, mógłbym wejść na Wikipedię i w trzy minuty dowiedzieć się więcej, niż z dwugodzinnego filmu.

Nie jestem jednak ateistą, tylko katolikiem, więc „Dwóch papieży” obejrzałem do końca. Stwierdzam z pełnym przekonaniem, że obraz nie jest niczym innym, jak tylko potwornie tępą i prymitywną antykościelną propagandą... ale w duchu progresistów nadających dziś ton Kościołowi w wielu krajach. Opiera się wyłącznie na jednym motywie: przełamywania konserwatyzmu Kościoła katolickiego przez liberałów, konserwatyzmu definiowanego tu jako: umiłowanie bogactwa i „rygorystyczna” moralność seksualna.

Rzecz jest po prostu obrzydliwym atakiem na papieża Benedykta XVI. Przedstawia go jako spragnionego władzy neurotyka. Pontyfikat Józefa Ratzingera to pasmo nieszczęść; i nie mogło być inaczej, bo w narracji „Dwóch papieży” Ratzinger został papieżem nie z woli Ducha Świętego, ale wbrew Jego woli! Jedyną dobrą decyzją, którą podjął Benedykt XVI, była decyzja o abdykacji, podjęta rzekomo w pewności, że jego następcą zostanie Bergoglio i „naprawi błędy” papieża z Niemiec. Co szczególnie podłe, film przedstawia papieża Ratzingera jako obrońcę pedofila, narkomana i zbrodniarza, Marciala Maciela Degollado, co jest całkowicie sprzeczne z faktami.

Mówiąc krótko, nieznający lub słabo znający katolicyzm widz dowie się z „Dwóch papieży”, że Kościół przez 2000 lat nurzał się w grzechu, zbędnym rygoryzmie i błędach, aż przyszedł wreszcie Franciszek, któremu Bóg powierzył misję oczyszczenia i odbudowania Mistycznego Ciała Chrystusa; swój wyraz ma to w manifestowaniu ubóstwa, apelach o przyjmowanie imigrantów, zmianie w sprawie rozwodników, nowym podejściu do homoseksualizmu i celibatu.

Film jest zatem wykwitem całkowicie modernistycznej wizji Kościoła, zresztą zgodnej z tą, którą ma dzisiaj bardzo wielu najwyższej nawet rangi hierarchów.

I tu właśnie dochodzimy do podstawowego problemu, jaki mam z „Dwóch papieży”. Film jest reklamowany na wielkim plakacie wywieszonym na budynku przy Via della conciliazione w pobliżu placu św. Piotra. Jak podała „La Repubblica”, budynek należy do Stolicy Apostolskiej. Czy to przypadek?

Kilka dni temu w przemówieniu do Kurii Rzymskiej papież Franciszek przywołał słowa zmarłego kilka lat temu włoskiego kardynała, Carlo Marii Martiniego, wielkiego progresisty, nieformalnego przywódcy tak zwanej „Mafii z Sankt Gallen”. „Kościół pozostał dwieście lat z tyłu. Dlaczego się nie otrząśnie? Boimy się? Strach, zamiast odwagi? W każdym razie fundamentem Kościoła jest wiara. Wiara, zaufanie, odwaga. [...] Tylko miłość zwycięża zmęczenie” - powiedział Franciszek cytując purpurata.

„Kościół pozostał dwieście lat z tyłu” - to motto idealnie opisuje ideologiczne przesłanie "Dwóch papieży". Tragedią jest to, że proaborcyjny, bluźnierczy "Netflix" ma o Kościele dokładnie tę samą narrację, co niezwykle dziś wpływowa grupa modernistów otaczających samego papieża.

Paweł Chmielewski