To nie żart – przejeżdżając wczoraj przez pl. Bankowy napotkałam dwie, rozemocjonowane feministki, które przyszły pod ratusz, by podziękować Hannie Gronkiewicz-Waltz za odwołanie prof. Bogdana Chazana z funkcji dyrektora szpitala na Madalińskiego. Anna Dryjańska z Feminoteki i Aleksandra Magryta, popiskując z radości trzymały transparenty z dziwnymi hasłami, m.in. „Katoliczki dziękują Hannie Gronkiewicz-Waltz”. Serio? To zapytam - które, bo jakoś nie zauważyłam, by kobiety traktujące na serio swoją wiarę cieszyły się z szykanowania lekarza, który odmówił zabicia dziecka i kategorycznie nie chciał współuczestniczyć w tym procederze...

Panie miały jeszcze ze sobą transparent z hasłem „Opieka medyczna, a nie watykańska”. Feministki zachęcały wczoraj „osoby myślące podobnie”, by do nich dołączyły. „Będziemy robić zdjęcia osobom chętnym do pozowania z hasłami” - kusiły. Ale chyba mało kto dał się na te hasełka zwabić, bo prócz pani Dryjańskiej i jej koleżanki dzikich tłumów nie widziałam (czyli jednak katoliczki nie dziękują pani prezydent?).

„Tak, wyrzucenie Chazana było po prostu urzędniczym obowiązkiem Hanny Gronkiewicz-Waltz. Oczywiście grała na czas zlecając kolejne kontrole. Ale ostatecznie podjęła dobrą decyzję pomimo nacisku specjalistów od prawa bożego. Dlatego postanowiłyśmy jej symbolicznie podziękować z pozycji wyznaniowych i niewyznaniowych” - argumentowała na Facebooku działaczka Feminoteki, jednocześnie dziękując "bogini". 

W całej grozie sytuacji (prześladowania lekarza za to, że nie zabija), egzotyczny jest pewien paradoks, w ramach którego Gronkiewicz-Waltz (przedstawiająca się przecież jako katoliczka) wyrasta na nową ikonę feminizmu znad Wisły. Mało tego, pani prezydent Warszawy konsekwentnie odmawiała udzielenia patronatu Paradzie Równości, czym wielokrotnie powodowała wielki lament rodzimych działaczy spod znaku LGBT.

A tu proszę, wystarczyło odwołać prof. Chazana, by wynagrodzić te wszystkie wyrządzone lewakom krzywdy...

Marta Brzezińska-Waleszczyk