Portal Fronda.pl: Polscy ateiści uważają, że są dyskryminowani. Z raportu Międzynarodowej Unii Humanistów i Etyków „Wolność myśli” wynika, że niewierzącym żyje się nad Wisłą wyjątkowo trudno ze względu na uprzywilejowaną rolę Kościoła katolickiego. Ateiści są też ofiarami dyskryminacji, bo wciąż muszą się tłumaczyć z tego, dlaczego nie wierzą.

Ks. dr hab. Robert Skrzypczak: Mamy do czynienia z lekką manią prześladowczą niektórych środowisk w Polsce. Ludzie z tych środowisk uważają, że jeśli nie zostały im przyznane jakieś specjalne przywileje, to są pokrzywdzeni. To taka reakcja starszego brata z przypowieści o synu marnotrawnym – mam poczucie krzywdy, bo drugiej osobie wiedzie się lepiej, niż mnie. Jako obywatel Polski od 50 lat i kapłan od 20 nie dostrzegam żadnych powodów do twierdzenia, że osobom niewierzącym czy deklarującym się jako ateiści dzieje się krzywda. Chyba, że uznają za przejaw krzywdy fakt, że większość Polaków jest ochrzczona, decyduje się chrzcić swoje dzieci, dużo ludzi chodzi do kościoła, na pielgrzymki, kocha papieża, słucha Radia Maryja, ogląda Telewizję Trwam, prenumeruje „Gościa Niedzielnego” albo czyta Pismo Święte... Jakiekolwiek przejawy religijności są uznawane jako coś drażniącego. Wtedy jednak mamy do czynienia z debatą na poziomie emocjonalnym, nie trzymamy się faktów.

A może nie dostrzegamy przejawów dyskryminacji ateistów, bo patrzymy na nich z perspektywa bycia w Kościele? Z drugiej strony, podawane przez nich samych przejawy dyskryminacji, nie brzmią poważnie. To na przykład krzyże w urzędach, lekcje religii w szkołach czy... wybrukowanie drogi do świątyni za publiczne pieniądze..

To są argumenty, z którymi trudno polemizować, bo w takim układzie musiałbym zastanowić się również nad tym, czy z pieniędzy publicznych powinny być dofinansowywane rodziny z dziećmi, skoro ja żyję w celibacie. To są przecież absurdy. Fundusze państwowe są wspólnym dobrem Polaków. Jeśli część obywateli, i to znaczna, ma życzenie, by w jakiejś miejscowości wybudowano kościół, to normalne jest, że zrobi się parking i dojazd. Podobnie, jak robi się parking i dojazd do domu kultury, gdzie można zorganizować spotkanie z prof. Zygmuntem Baumanem czy prof. Zbigniewem Mikołejko. Każdy ma prawo żyć! Myślę, że powinniśmy wciąż na nowo przyzwyczajać się do tego, że żyjemy we wspólnym domu, dlatego trzeba nam wzajemnego respektu i szacunku. Ja uczę się respektować i szanować przekonania innych ludzi, ale to nie znaczy, że nie mogę komuś dawać świadectwa o mojej wierze czy nawet podniesionym głosem, z rozpalonym wzrokiem namawiać do czegoś, co odkryłem jako najpiękniejsze i najbardziej wartościowe w życiu. Gdyby było inaczej, to musielibyśmy także zakazać wymieniania się przepisami kulinarnymi i informowania znajomych o dobrej diecie, którą się akurat odkryło. Kibicowanie ulubionemu klubowi sportowemu również powinno być zabronione, bo jakiekolwiek akcentowanie swoich preferencji, byłoby traktowane jako narzucanie innym ludziom własnych przekonań, dyskryminowanie. W tle jest więcej emocji niż logiki.

A może właśnie o to ateistom chodzi? By stworzyć przestrzeń całkowicie neutralną, w której nie będzie żadnej religii, by nikt nie czuł się pokrzywdzony albo dyskryminowany?

Taka wizja mogłaby interesować chyba tylko zachwyconych lekturą „Nowego wspaniałego świata” Aldous'a Huxley'a czy „1984” Georg'a Orwella. Mogłaby spodobać się miłośnikom świata, będącego pod kontrolą Wielkiego Brata, który nie pozwala ludziom czytać czy rozmawiać ze sobą. Domaganie się bezideowości czy braku poglądów w przestrzeni publicznej jest szalenie dziwne, bo nie odpowiada naturze człowieka. Człowiek z natury ma potrzebę odnalezienia sensu życia, potrzebę wierzenia w coś, znalezienia pewnej opcji preferencyjnej, potrzebę wyznaczana sobie celów. Ma także prawo do prawdy, a co za tym idzie - prawo do poszukiwania prawdy i przekazywania tej prawdy swoim dzieciom. Ma więc prawo do wybory takiej, a nie innej szkoły, kultury, sposobu edukacji. Człowiek ma prawo do cieszenia się czy celebrowania tej prawdy, co oznacza prawo do budowania kościołów, tworzenia wspólnot chrześcijańskich, związków wyznaniowych. Domaganie się tzw. neutralności światopoglądowej w przestrzeni publicznej jest apelem nie do ludzi, ale do cyborgów. To nie odpowiada naturze człowieka. Dodam jednak, że są różne rodzaje ateizmu. Jest rodzaj ateizmu, z którym trudno dialogować, bo to ateizm, który poprzez politykę czy grupy nacisku próbuje narzucić innym ludziom swój punkt widzenia. Z takim ateizmem nie da się dialogować, możemy tylko bronić się przed nim, bo to agresor. Jest też ateizm, będący wewnętrzną sytuacją człowieka, osoby, jego doświadczeniem. Z takim ateizmem chcemy żyć w dialogu, wcale nie chcemy się od niego oddalać. Chcemy wymieniać własne doświadczenia i przekazywać nasz punkt spojrzenia. Ja, i pewnie wiele innych osób wierzących, chcemy tym ludziom przekazać nasze doświadczenie Jezusa Chrystusa, mówić o moim odbiorze Ewangelii, o moich nadziejach, moich pocieszeniach, sensie życia, który zyskuje dzięki temu, że odkryłem Boga, który jest osobowy, żywy. Chcę z tymi osobami żyć w relacji, w dialogu. Bardzo trudno jest znaleźć takich ateistów, to znaczy nieideologicznych.

Chce Ksiądz powiedzieć, parafrazując dobrze znany wszystkim utwór, że dziś prawdziwych ateistów już nie ma?

Prawdziwy ateista, czyli ten który całkowicie wykreśla obecność Boga w swojej przestrzeni życiowej to nie tylko ktoś, kto zmaga się z Bogiem czy Jego wyobrażeniami obecnymi w danej przestrzeni (wyobrażeniami Boga chrześcijańskiego czy Boga jako intelektualnego absolutu), jednocześnie nie ubóstwia niczego innego. Człowiek, który ma potrzebę walczenia z Bogiem wyznawanym przez daną wspólnotę tylko po to, by na Jego miejsce wstawić coś innego i to ubóstwiać (na przykład państwo, swój naród, poglądy albo przynależność partyjną, pieniądze...), to nie jest żaden ateista. To tylko inna forma religijnego fetyszyzmu. Trudno jest dziś znaleźć prawdziwego ateistę. Prawdziwy ateista, który na serio szuka ostatecznej odpowiedzi w życiu, nieraz jest o wiele „łatwiejszy” do zdobycia przez Pana Boga niż ktoś, kto jest człowiekiem indyferentnym religijnie, obojętnym, którego nie obchodzi nic, poza czubkiem własnego nosa.

Rozm. Marta Brzezńska-Waleszczyk