Wiele wskazuje na to, że opinia prof. Cieszewskiego, choć surowa, choć bolesna, oddaje rzeczywisty stan polskich mediów.  Najcięższy zarzut – media kłamią. 

Grubo ponad 30 lat temu określenie „media kłamią” było negatywną fotografią okresu PRL. Symbolem tamtych czasów. A jednocześnie kołem napędowym pierwszej rewolucji „Solidarności”. Hasło to jednoczyło olbrzymią część polskiego społeczeństwa, które nie godziło się na dalsze akceptowanie mediów, pełniących faktycznie rolę rządowych kłamców. Zaś w stanie wojennym oszustów, nominowanych przez partię i reżim generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka.

Po przełomie 89 roku wszyscy byliśmy przekonani, że czas kiedy media kłamią odszedł na zawsze wraz z epoką komunizmu. Tymczasem od słynnej afery Rywina na początku naszego wieku, media zaczął toczyć rak fałszu i zakłamania. Jak w dawnych czasach prym zaczęła  wieść telewizja publiczna. Wkrótce dołączyły do niej dwie największe w kraju telewizje prywatne. Królową fałszu została stacja Mariusza Waltera TVN, nie ukrywająca swoich sympatii politycznych. Co może bardziej istotne – antypatii, stanowiącej motor napędowy  kłamstw serwowanych przez dziennikarzy tam pracujących. Oprócz tego obrazkowego grona, rolę fałszerzy i kłamców w coraz większym stopniu opanowały gazety i dziś nie ustępują pod tym względem telewizji. Przesłanką, potwierdzającą  ten stan rzeczy, są przedziwne wędrówki dziennikarzy „Gazety Wyborczej” na państwowe posady w MSZ. Gdzie pełnią funkcje rzeczników ministra, który reprezentuje skrajną postawę niechęci do polityków opozycji. To prawie tak jakby dziennikarstwo stanowiło etap przygotowań do reprezentowania interesów rządu. Już to samo w sobie jest rodzajem groźnej patologii. 

Drugi, moim zdaniem, równie ważny zarzut postawiony polskim mediom przez prof. Chrisa Cieszewskiego,  jest ich nieetyczność. Objawia się ona na wielu polach. O jednym z nich mówiliśmy – kłamstwo, manipulacja, rzucanie fałszywych oskarżeń. Innym przejawem nieetycznego postępowania dziennikarzy jest szkalowanie innych ludzi. Wyznających inne poglądy polityczne, odmiennych pod względem światopoglądowym,  religijnym.Wielu dziennikarzy przerywa swoim rozmówcom, są wobec nich agresywni, włącznie do ubliżania. Niestety i te wskazane przez prof. Cieszewskiego przywary etyczne są widoczne w naszych mediach.  Niektórzy dziennikarze uznają agresję wobec swoich gości za receptę na dziennikarstwo najwyższych lotów. Gdyby jednak tę zasadę stosowali konsekwentnie wobec wszystkich bez wyjątku. U wielu dziennikarzy rzuca się w oczy dysproporcja w traktowaniu gości. Są nadzwyczaj układni, bliscy lizusostwa wobec ludzi związanych z partią bliską ich sercu, zaś napastliwi na pograniczu braku grzeczności wobec przeciwników politycznych partii, z którą czują się związani. A jeszcze częściej, z którą różnymi nićmi powiązani są ich szefowie, a oni tylko wypełniają postawione przed nimi zadania. Tyle, że nie dziennikarskie, lecz polityczne, biznesowe, towarzyskie.

Powinniśmy być wdzięczni prof. Cieszewskiemu, że te kilka rzeczy powiedział nam wszystkim prosto w oczy. Bo to nie kryzys materialny prowadzi do śmierci polskiego dziennikarstwa, lecz grzechy wytknięte nam przez człowieka, mającego te przewagę nad nami, że ma możliwość porównania polskich mediów z wieloma innymi na świecie. I możemy być pewni - życzliwego Polsce.

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl