PiS w nowej kadencji stoi przed dylematem: poszukiwać swojego modelu „ciepłej wody w kranie" czy skorzystać być może z ostatniej szansy na konserwatywną „kontrreformację" - przekonuje na łamach "Rzeczpospolitej" Jan Maria Rokita. 
 
 Według Rokity PiS staje wobec "absolutnie centralnego pytania" - to znaczy, na czym ma polegać czterolecie rządów, czyli utrwalanie "dobrej zmiany". Kwestia dotyczy tego, czy prezes PiS chce ugruntować "jakieś nieodwracalne przeobrażenia kraju", czy też może raczej chce postawić na "zwyczajne rządzenie". 
 
Jak wskazuje, temat głębokich reform instytucjonalnych podniósł po wyborach Patryk Jaki.
 
"Jaki, postać niebłaha dla pisowskiej polityki (skoro Kaczyński powierzył mu walkę o prezydenturę stolicy), otwarcie i bez typowego dla działaczy partyjnych oportunizmu postawił kwestię dalszych politycznych ambicji obozu rządowego. Zrobił to (na łamach „Rzeczpospolitej") w prowokacyjny dla Kaczyńskiego sposób" - wskazuje Rokita.
 
Jego zdaniem Jaki stawia tezę, według której PiS może po prostu "przegapić proces wrogiej indoktrynacji", co doprowadzi do "wrogiej socjalizacji" młodego pokolenia - i w efekcie za kilka lat społeczeństwo będzie nie tylko wrogie wobec PiS, ale zniknie też możliwość oddziaływania prawicy na państwo. Konserwatyści, tak jak w Anglii, wyrzekną się po prostu swoich przekonań.
 
W ocenie Rokity widać, że premier Mateusz Morawiecki realizuje politykę raczej "transakcyjną" niż "transformacyjną".
 
"Odkąd Morawiecki mocno „dostał po łapach" za pisowską nadgorliwość w kwestiach polityki historycznej (kapitulacja wobec Żydów) i przebudowy kadrowej Sądu Najwyższego (kapitulacja wobec Luksemburga), nie robi już wrażenia polityka, który miałby jakieś plany sygnalizujące wolę „twardych" zmian. Wygląda raczej na to, że radykalny odwrót od przeszłości III RP, czy też szerzej – wszelką „twardą" ideologię, premier traktuje jako przydatną w przemówieniach, mających służyć pobudzeniu emocjonalnego napięcia i mobilizacji zwolenników. Natomiast praktyka działania rządu już od pewnego czasu przypomina poszukiwanie jakiegoś nowego modelu „pisowskiej ciepłej wody w kranie", to znaczy polityki obłej, obcinającej ostre kanty, które komukolwiek mogłyby zawadzać" - pisze Rokita.
 
"Trudno więc wyobrazić sobie, aby nowy gabinet Morawieckiego mógł w ogóle bardziej metodycznie zabrać się do budowania konserwatywnego frontu w tak wrażliwych dziedzinach, jak oświata, nauka, kultura czy media. Tymczasem, jak roztropnie zauważa Jaki, to na tych polach długofalowo rozstrzygną się polityczne losy polskiej prawicy" - dodaje.
 
W ocenie komentatora pytanie o to, co zostanie z "dobrej zmiany", to dziś dla PiS pytanie absulutnie kluczowe. 
 
"PiS jako partia skłonna raczej „zdobywać" instytucje, aniżeli je „reformować", nigdy nie budził wielkich nadziei, gdy idzie o trwałe reformy instytucjonalne. Jeśli teraz stary przywódca PiS zdecyduje, że konserwatywna kontrreformacja ma się ograniczyć do jego własnych ideologicznych przemówień oraz filipik PiS-owców w państwowej telewizji, to będzie musiał postawić sam sobie pytanie, gdzie się podziała jego idea „społecznej przebudowy". I czy poza faktycznie trudno odwracalnymi transferami socjalnymi coś naprawdę trwałego ma zostać za cztery lata z jego „dobrej zmiany" - kończy autor.
 
Cały tekst w serwisie "Rzeczpospolitej" - tutaj.
 
bsw/rzeczpospolita.pl