Gen. Janicki był zobowiązany do nadawania lotom statusu HEAD. Tylko szef BOR ma obowiązek to uczynić, i tym samym, podpisując się pod dokumentem o nadanie statusu, bierze odpowiedzialność za przygotowanie lotu.

Jak się jednak okazuje, szef BOR nie wydawał takiego dokumentu od wielu lat. Ten brak wykryto podczas kontroli NIK w listopadzie 2011 roku.

Były oficer BOR w rozmowie z "Rzeczpospolitą" opowiada o bałaganie jaki panował w instytucji. Twierdzi też, że z tego powodu Janicki nie miał pojęcia, o tym, że należało to do jego obowiązków.

Wg ustaleń dziennika, gdyby Janicki wydał dokument, dziś odpowiadałby za niedopełnienie obowiązków, tymczasem prokuratura stwierdziła, że "nienadanie statusu HEAD nie wyczerpuje wszystkich znamion art. 231 kodeksu karnego."

Generał Janicki twierdzi, że było inaczej niż opisuje gazeta.

- Ja nadałem ten status. Jest numer pisma, ja wysłałem wszystko. Przepraszam, ale nic więcej nie mogę powiedzieć, bo mam taką umowę z obecnym szefem BOR, że nie wypowiadam się w sprawach Biura. - broni się b. szef BOR.

Argumentacja przedstawiana przez śledczych nie zadowala posła PiS Maksa Kraczkowskiego, który złożył w tej sprawie interpelację do ministra infrastruktury. Tą, z kolei, zainteresował się prokurator generalny Andrzej Seremet, który przesłał ją do praskiej prokuratury w „celu rozważenia wykorzystania jej w prowadzonym postępowaniu", a więc ni mniej ni więcej, ale rozważenia czy aby na pewno generałowi Janickiemu nie można postawić zarzutów.

MCC/rp.pl