Premier Jarosław Kaczyński podczas przemówienia na Marszu Wolności i Solidarności zorganizowanym przez Prawo i Sprawiedliwość w Warszawie, przygotował bardzo płomienną mowę. Oto co powiedział do zebrnych: "Dziękuję za to, że jesteście. Woda, deszcz, a jesteście w kolejnym marszu - marszu wolności, solidarności i niepodległości. Zacznę dzisiaj od solidarności - i to nie tylko dlatego, że przed 32 laty władza uderzyła w NSZZ "Solidarność", ale także z innego powodu. Solidarność jako relacja z innymi ludźmi jest czymś niesłychanie ważnym, bez solidarności nie ma wspólnoty, nie ma przede wszystkim wspólnoty narodowej, Polski. A przecież przyszliśmy tutaj dla Polski. Ale solidarność nie może być płytkim przeżyciem emocji, czczą deklaracją. Nie może być nawet głębszym przeżyciem w czasie jakichś ważnych uroczystości. To musi być coś bardzo realnego (...) czy Polska jest dzisiaj krajem sprawiedliwym? - pytał Kaczyński. I odpowiedział: "Pozwolę sobie odpowiedzieć w państwa i w imieniu milionów Polaków: po stokroć nie! Spójrzmy na sferę pracy - pracownikom odbierane są dzisiaj podstawowe prawa, likwidowane jest prawo pracy, zastępują je śmieciowe umowy. Niskie są płace - znacznie niższe niż te, które powinny wynikać z naszego poziomu zamożności jako narodu. To szkodzi naszej gospodarce. Całkowicie zniknęła ochrona pracy - można mówić, że nastąpił uwiąd ochrony pracy. Pracownicy traktowani są w wielu miejscach w sposób haniebny. Ale w tej chwili mówię o tych, którzy mają pracę, a jak wielką niesprawiedliwością jest bezrobocie, szczególnie wśród młodych".

I kontynuował: "Czy sprawiedliwie są traktowane wielodzietne rodziny, których duża część żyje w stanie nędzy? Czy rozrastanie się w naszym kraju stanu nędzy jest sprawiedliwe? Czy sprawiedliwie są traktowani mieszkańcy wsi i małych miast, gdzie likwidowane są szkoły, biblioteki, posterunki policji, stacje sanepidu i mnóstwo innych instytucji? Likwidowane sa miejsca pracy i obniżany jest poziom bezpieczeństwa. To wielka niesprawiedliwość, która dotyczy ogromnej części Polaków!".

Chyba najciekawszym momentem wystąpienia lidera PiS była mowa o polskiej wolności i jej kondycji. "Bez wolności nie ma Polski i narodu polskiego. Istotą polskości jest wolność. Pytanie o polską wolność dzisiaj jest ważne i istotne, w tym wypadku odpowiedź jest smutna. Wolność jest dzisiaj w naszej ojczyźnie na różne sposoby ograniczana. Mamy atak na wolność ze strony władzy. Przypomnijmy sobie choćby sprawę strony internetowej Antykomora i wprowadzenia ABW. (...) Mamy także ataki na kibiców - nie chodzi tu o awanturników, ale tych, którzy mają w rękach niepodobające się władzy napisy. Mieliśmy atak na wolność w sprawie nauki - pamiętamy sprawę książki o Wałęsie. Ta władza nie chce wolności i wie, że gdy ta wolność byłaby pełna, to nie mogli utrzymać się, by rządzić. Ale ten atak ze strony władz to dalece nie wszystko - mamy też atak ze strony polskich sądów. (...) Są w Polsce ludzie, o których nie można napisać książki, nie można napisać, co naprawdę w życiu robili. Trzeba to zmienić i my to z całą pewnością zmienim". I na koniec Kaczyński powiedział o wolności w polskiej nauce: "W wielu polskich instytucjach, które powinny być oazą wolności, tej wolności nie ma. Jeżeli ktoś jest po naszej stronie, to dotyka go ostracyzm, a często utrata pracy. (...) Mamy dwa języki - ludzie co innego mówią w domu, a co innego publicznie. Jak w PRL!".

mod/WPolityce.pl