Afera zaczęła się od krótkiej notki z portalu konserwatyzm.pl z pytaniem, czy facebookowy profil Jacka Władysława Bartyzela jest prawdziwy.

 

„Z tekstu profilu zdaje się wynikać, że jest to syn Pana Profesora, co potwierdza także fakt, że Jacek Władysław Bartyzel ma pośród swoich profilowych znajomych Pana i Pańską Małżonkę. To co nas przeraziło to fakt, że obok zdjęcia znajduje się LOGO RUCHU PALIKOTA PRAGA-POŁUDNIE” - opisują sprawę autorzy konserwatyzm.pl I uzupełniają, że na profilu tym znajduje się także list otwarty w którym Jacek Władysław Bartyzel pisze, że występuje z PO i wstępuje do Ruchu Palikota.

 

Na koniec zaś znajdują się pytania: „czy profil na fb jest prawdziwy i czy rzeczywiście syn tak znamienitego polskiego tradycjonalisty katolickiego i legitymisty wstąpił do partii jawnie antychrześcijańskiej? Prosimy o prostą biblijną odpowiedź tak tak / nie nie. Mamy szczerą nadzieję, że to jakiś żart internetowy lub sprawka hackerów, nie posądzamy bowiem Pana Profesora aby wychował swojego syna na palikotowca”.

 

Prof. Jacek Bartyzel odpowiedział oświadczeniem.


Kreślę tych kilka słów w związku z publicznie komentowanym faktem przystąpienia mojego syna, Jacka Władysława Bartyzela, do Ruchu Poparcia Palikota.


Nie będę rozwodził się nad błahą w sumie, bo czysto formalną, okolicznością, iż syn mój jest człowiekiem dorosłym, samodzielnym i niepodlegającym już od lat mojej władzy rodzicielskiej. Ktokolwiek ma odrobinę choćby wyobraźni i niezbędnej wiedzy, musi zdawać sobie sprawę z tego, czym ten postępek jest dla mnie i dla całej mojej rodziny, której nie mogło spotkać już chyba nic gorszego. Kto jednak żądałby ode mnie również publicznego wyrzekania się krwi z krwi mojej i kości z kości mojej, ten – proszę – niechaj przeczyta naprzód wiersz Konstandinosa Kawafisa Kapłan w Serapejon i zastanowi się czy byłaby to postawa chrześcijańska.


Czy jako ojciec i wychowawca ponoszę odpowiedzialność za to, co się stało? Owszem, w tym sensie, że grzechy ojców są karane występkami dzieci. Niemniej, sądzić mnie za to może i będzie tylko Bóg i Jego reprezentanci na ziemi, w żadnym zaś wypadku jakiekolwiek świeckie gremia czy jednostki – w szczególności te, które na temat wychowywania dzieci mogą teoretycznie tylko dywagować i deklarować”.

 

TPT/Konserwatyzm.pl